Ten Kod to jakaś „zaraza”
Przypominam sobie rozmowę na jednym z punktów informacyjnych KOD-u z panią, około 60 lat, której chciałem wręczyć konstytucję. Zareagowała z dużą agresją wykrzykując „KOD to zaraza!”. Zapytałem ją czy uważa, że jestem zarazą, skoro kilkadziesiąt lat żyję z jedną żoną, prawie regularnie chodzę na niedzielne msze, nic nikomu nie ukradłem i tyram całe życie. Spojrzała na mnie tak trochę uważniej i z wahaniem powiedziała: – No nie, pan jest chyba w porządku, ale „oni”…
Jerzy Gogół
Próbowałem ją nakłonić do dalszej rozmowy, ale nie chciała, chyba się bała, że zdradzi tę swoją Polskę, że może ktoś się dowie, że zadaje się z KOD-em i doniesie do proboszcza lub sąsiadów. Oglądała się parę razy nie dowierzając, że stoi namiot z napisem KOD, że są tam ludzie podobni do niej i mówią po Polsku, a nawet częstują cukierkami. Zastanawiałem się później, czy nie popełniłem jakiegoś błędu w tej rozmowie, może zapomniałam o uśmiechu, może trzeba było być bardziej zdecydowanym. Nie, to było pierwsze spotkanie i nieufność jest zrozumiała, i pewnie jakbym spotkał ją jeszcze raz – rozmawialibyśmy jak starzy znajomi o zwyczajnych sprawach: jak zdrowie, czy jest promocja w sklepie, itd.
Jakże inaczej taka rozmowa wygląda o KOD-zie z sąsiadem, którego znam wiele lat. Ma inne przekonania polityczne, ale mnie zna i ma do mnie zaufanie. Co prawda nie zgadza się ze mną, ale wysłucha, a nawet pojawiają się wątpliwości lub chwila refleksji, że PiS przegina i można inaczej. To już jest dialog, a podmiotem na szczęście jest KOD, a nie PiS. Wykorzystuję okazję i opowiadam nie o wielkiej polityce, ale o lokalnych inicjatywach, imprezach, o walce, aby flaga UE wisiała przed starostwem i on słucha, bo to realne, tuż koło niego i może wyśle dziecko na „Pociąg do demokracji pełen książek dla dzieci”, pomimo że organizuje to KOD.
Bywają też i inne rozmowy – pełne sprzeczności, napięcia emocjonalnego. Można nawet powiedzieć konfrontacyjne. Rozmawiałem z panem w średnim wieku przekonanym, że jego argumenty są nie do odparcia. Zaczyna, po co wam flaga UE u starosty, przecież UE to wyłącznie wspólnota gospodarcza. Odpowiadam nieśmiało, że nie tylko chodzi o pieniądze. Powstała Podstawowa Karta Praw, w której godność człowieka jest ważną wartością, jest Trybunał Stanu i Praw Człowieka, zlikwidowano karę śmierci. Rozmowa odbywa się niedaleko Urzędu Stanu Cywilnego, gdzie wiszą trzy flagi polskie. Rozmówca nadal atakuje: „Tam też powinna wisieć?”. Ja mówię, że podpisaliśmy z UE Konwencje o pomocy prawnej rodzinom pochodzącym z różnych państw i byłaby to informacja, że w tym miejscu uzyskają pomoc w przypadku, kiedy mają problemy. „Nie ma takich przepisów” – odrzekł. Odpowiadam: „Gdyby Pan miał kłopoty w innym państwie UE, pewnie szukałby pan jakiegoś urzędu, gdzie wisi flaga UE, aby uzyskać pomoc, prawda?”. „Dawno nie byłem na wyjazdach” – pada odpowiedź. Po dalszej dyskusji jakoś chcę to zakończyć, więc mówię: „Proszę pana, różnica poglądów polega na tym, że my uważamy, że człowiek oznacza coś więcej niż przekonania polityczne, światopogląd, kolor skóry, kraj pochodzenia, a pan uważa, że najważniejsze są przekonania”. Odpowiada mi zdenerwowany: „A co wart jest człowiek bez przekonań”. Pytam, czy niepełnosprawni intelektualnie z ograniczonym aparatem pojęciowym, ale kochający, czujący cierpienie i ból to nie ludzie? Zamilkł i po chwili konstatuje: „A to inna sprawa”. To też rozmowa, w której jednak coś przekazałem na tyle, na ile to było możliwe.
Dzisiaj rozmawiałem z kolegą KOD-owcem, który relacjonował mi rozmowę z sąsiadem. Dodał co prawda, że głównie o sporcie, ale podkusiło go coś, aby zagadać o polityce. Zaczęli od Brexitu. Sąsiad zakomunikował mu, że Tusk (tu niecenzuralne słowo) rozwalił Polskę, a teraz rozwali UE. Mój znajomy wobec takiej argumentacji oniemiał, zastanawiał się, co odpowiedzieć na tak ewidentną bzdurę. Mój znajomy kontynuował, że zwracał uwagę, iż Polska się zadłuża jeszcze bardziej niż za Gierka. Usłyszał odpowiedź, że on nie czuje tego po kieszeni, podobnie jak kiedyś Polacy za Gierka, i teraz też tak będzie.
Dlaczego o tym piszę, bo to ważne. Często i ja, i część społeczeństwa, spotyka się na co dzień z opracowanymi przez PiS ocenami bieżących wydarzeń społecznych czy politycznych – krótkimi, łatwymi do zapamiętania z silną ekspresją emocjonalną, które tworzą fałszywe obrazy, pomówienia w celu dyskryminowania opozycji. Wobec oczywistych kłamstw, z celowo dodaną narracją prawdopodobieństwa, uproszczeniami, czujemy się bezradni. A to rozchodzi się jak świeże bułeczki, zwłaszcza gdy nadaje się temu akcent sensacji. Później słyszymy to na PIKOD-ach od naszych rozmówców. Nie mają wtedy sensu pytania, z jakich źródeł pochodzą, a nawet polemizowanie z rozmówcami, bo nie ma na to czasu. Warto wtedy wracać do naszych spraw lokalnych, do inicjatyw, do konkretów. Jak udowodnić, że Soros nie finansuje KOD-u, że w marszach biorą udział ludzie z różnych środowisk zawodowych i społecznych? Musimy zatem więcej czasu poświęcić na rozwój naszych mediów KOD-owskich, aby reagowały szybko na wartki nurt zdarzeń, komunikację internetową z szybkim komunikatami, niczym żółty pasek w TV.