Po burzy będzie tęcza
Po burzy będzie tęcza
Z Moniką „Pacyfką” Tichy rozmawia Łukasz Szopa.
Zacznę od pytania – jakiego zwrotu używać, czy mówić „osoby nieheteronormatywne” czy „osoby LGBT+”? Co jest najlepsze?
Bardzo nie lubię sformułowania „osoby nieheteronormatywne”. Tym bardziej, że należy jeszcze uzupełnić o osoby nie cispłciowe – wtedy wychodzi nam ogromny językowy tasiemiec. Lepiej jest mówić „LGBT+”. Aczkolwiek ten skrótowiec obrósł w poboczne skojarzenia, które też są niefajne. Ja wolę mówić „osoby queerowe” albo „osoby tęczowe” i wtedy mamy w jednym wyrazie te wszystkie znaczenia, które chcemy zawrzeć, gdy mówimy o osobach, które należą do mniejszościowych orientacji psychoseksualnych, albo które mają mniejszościową tożsamość płciową.
A po co w ogóle są Marsze Równości?
Marsze Równości robimy po to, żeby pokazać osobom queerowym, które nie idą w tych marszach, że jesteśmy, że jest nas dużo i że czujemy się okej z tym, kim jesteśmy. Przekaz ten kierujemy do ludzi tęczowych, którzy dali sobie wmówić, że ich tożsamość albo ich orientacja, albo jedno i drugie, są czymś chorym, są czymś wstydliwym, są czymś, czego należy się z siebie pozbyć, wyleczyć albo „wymodlić z siebie”, albo wyegzorcyzmować, albo przynajmniej wstydzić się, jakoś to ukrywać, żeby nikomu tego nie pokazywać. To my mówimy: „Nie macie się czego wstydzić. Urodziliście się takimi i niezależnie od tego, w co wierzycie, czy w Boga, który się nie myli, stwarzając, czy w naturę, która się nie myli, czy w ewolucję – to jesteście dokładnie tym, czym macie być, i możecie być sobą. Także w przestrzeni publicznej. I nikt nie ma prawa wam tego odbierać, pod żadnym pozorem – jakichś tam „uczuć religijnych”, żadnych przekonań, żadnego mówienia o swoich dzieciach, że one nie powinny tego widzieć itd.”
A dlaczego to jest tak ważne, żeby tym osobom, zwłaszcza młodym, to powiedzieć? Bo kiedy ja byłam dzieckiem, czy nawet dla osób o dziesięć lat ode mnie młodszych, czyli tych urodzonych w latach 80-tych czy wczesnych 90-tych, w czasach przedinternetowych, nie było takiego przekazu. I praktycznie każdy z tamtego pokolenia, nie mówiąc już o pokoleniach wcześniejszych, kiedy zauważał, że podobają się jej albo jemu osoby tej samej płci, albo, że dorastając, czuli się „nie w swoim ciele”, myśleliśmy, że to jest coś z nami nie tak, że jesteśmy jakimś może podrzutkiem od Marsjan, albo mutantem jedynym w swoim rodzaju? Że na pewno jesteśmy kimś dziwnym i nieakceptowalnym. I teraz nie chcemy, żeby kolejne osoby z kolejnych pokoleń przechodziły tę samą drogę co my. Czyli takiej nienawiści do siebie, odrzucania siebie, próbowania żyć w sposób zgodny ze społecznymi oczekiwaniami, marnowania na to energii, popadania w depresję, a często też i bardzo dramatyczne akty niezgody na swoją egzystencję.
Bo to nie w nas jest problem, tylko problem jest w głowach ludzi dookoła. Jeżeliby oni nie próbowali nam cały czas wmówić, że z nami jest coś nie tak, to wszystko by było w porządku. Więc
”Marsze Równości nie są po to, żeby prowokować tych kolesi, co z kamieniami na nie przychodzą. Nie po to, żeby wkurzać prawicę, nie po to, żeby bluźnić Kościołowi. Tylko po to, żeby każde dziecko w Polsce mogło rosnąć i rozwijać się w poczuciu bezpieczeństwa, że dokładnie tym, kim jest - jest akceptowane, kochane i ma prawo takie być.
I nie marnować swojej energii na ukrywanie się, na przetrwanie, na strach przed wykryciem, potem na przeżycie, kiedy to już zostanie wykryte – tylko żeby mogło w pełni realizować siebie, swój potencjał, i żyć bezpiecznie, spokojnym życiem, takim do jakiego każdy z nas ma prawo.
Czy mogłaby pani opowiedzieć trochę więcej o konsekwencjach tego trudnego życia? Chodzi mi o depresje, próby i faktyczne samobójstwa, ale też takie kwestie jak rynek pracy czy szukanie mieszkania. Z jakimi problemami konfrontowane są osoby tęczowe?
Gdybym zaczęła teraz, to mogłabym do jutra nie skończyć. Są takie rzeczy duże i małe: od tych, że na przykład, kiedy dziewczyny żyjące razem, kochające się, a często też mające ślub zawarty za granicą – tam, gdzie to jest możliwe – chcą mieć dziecko. I nie jest to żaden problem, szczególnie techniczny, żeby to zorganizować, żeby jedna z nich urodziła, albo nawet obie. Wtedy dla tej drugiej – formalnie – to dziecko jest obcą osobą. I jeżeli by się coś stało biologicznej matce, zanim to dziecko będzie pełnoletnie, to rodzina biologicznej matki może je odebrać tej drugiej matce, z którym to dziecko ma więź. I nawet może być to rodzina, która sobie dopiero teraz przypomniała, że ma córkę, bo wcześniej ją na kopach wyniosła z domu. Może zabrać dziecko tylko po to, żeby zrobić na złość albo z jakiegoś innego powodu.
To jest jeden koniec tej skali, czyli takie bardzo grube rzeczy. A z drugiego końca skali są rzeczy, które są jakby w małym rozmiarze, ale wcale nie mniej istotne. Czyli na przykład to, że osoba transpłciowa będąca w tranzycji, która załóżmy już przyjmuje testosteron, więc ma zarost, ma niski głos, ale w dokumentach ma imię np. Klaudia. Za każdym razem, kiedy ta osoba musi pokazać swój dokument wypożyczając książki w bibliotece, czy używając kupionego przez internet biletu kolejowego czy biletu miesięcznego przy kontroli – od razu budzi zainteresowanie całego otoczenia i bardzo intymnymi sprawami zdrowotnymi, zawartością majtek i jej uczciwość poddawana jest w wątpliwość, że to może ukradziony dokument itd. I skala takich praktycznych codziennych problemów, które mamy jako osoby nieco się tylko różniące od większości, jest ogromna i wachlarz jest potężny.
Chciałabym podkreślić jeden aspekt, że
”bardzo wiele z tych rzeczy można by było wyprostować po prostu sensownym prawodawstwem, ale w klasie politycznej nikomu na tym nie zależy.
Poza może tymi partiami, które są bardzo lewicowe z rodowodu. A właściwie nie partiami, ale określonymi osobami w nich. Bo siedząc trochę na styku aktywizmu i polityki widzę, że nie każdy ma w swoim DNA równouprawnienie osób LGBT+.
A jakie to powoduje problemy w życiu? To nie tylko kwestia tego stresu w momencie, kiedy podchodzi kontroler, czy kiedy trzeba pójść do urzędu i coś załatwić. To nie jest tylko kwestia tego ciągłego strachu, w którym żyją ci „inni” – biologiczni rodzice z par jednopłciowych, których wychowujących dzieci w Polsce jest według ostrożnych szacunków 200 tysięcy. To jest ogromna liczba ludzi – 200 tysięcy trzy- lub więcej-osobowych rodzin! Istotne jest też to, w jaki sposób takie codzienne sytuacje wpływają na każdy element życia. Począwszy od wczesnego wieku, kiedy się orientujemy, że jesteśmy różni od większości naszych rówieśników i wchodzimy w ten strach przed demaskacją, strach przed tym, czy będziemy zaakceptowani, czy będziemy osamotnieni, czy zaakceptują nas nasi rodzice. Czy będziemy zmuszeni do wybrania pomiędzy swoją tożsamością albo swoimi miłościami, a więziami z mamą, tatą, siostrami, braćmi. Później do tego dochodzą skutki odrzucenia, ale też skutki przemocy, skutki traumy, strachu przed przemocą ze strony także obcych osób w życiu publicznym. Mamy oczywiście też koszmar szkoły. Szkoła jest ciężka, niezależnie od orientacji i tożsamości, ale dla osób transpłciowych jest ciężka szczególnie, bo tam imię i nazwisko to jest coś, czym się posługuje nauczyciel na każdej lekcji wyczytując listę obecności. W pracy już tego tak nie mamy, bo podbijamy jakąś kartę albo podpisujemy się i nie jest tak, że co 45 minut ktoś do nas mówi imieniem, takim jakie mamy w dokumentach, a z którym się nie utożsamiamy, które jest dla nas traumatyzujące. Zresztą jeśli chodzi o szkołę – tak na marginesie – to spotkałam się z bardzo skrajnie różnymi zachowaniami w sytuacji, kiedy dzieci się outowały w szkołach, kiedy mówiły o swojej tożsamości płciowej. Od pewnej współpracy kadry i psychologa, pedagoga, nauczycieli, a także wsparcia ze strony kolegów – to szczególnie zdarza się w dużych miastach, tutaj rówieśnicy często są bardziej wykształceni i progresywni niż dorośli. I to się rzeczywiście zdarza. Natomiast też w wielkiej części szkół mamy lekceważenie, zamiatanie pod dywan, i mówienie „To już tylko ósma klasa, ostatnia, to już sobie odpuść, wytrzymaj, zrobisz to później, w liceum, daj teraz spokój.” Taka chęć pozbycia się problemu i oczywiście też strach przed Czarnkiem, kuratorium i też tym, że rodzice innych dzieci powiedzą komuś i będzie cyrk. Gdyż nawet mimo nie uchwalenia „Lex Czarnek” zastraszenie w szkołach jest ogromne.
Zostańmy więc przy temacie edukacji i przy szkołach. Kto się najbardziej boi tych tematów? Czy nauczyciele, czy rodzice? I jak wygląda oficjalne lub nieoficjalne nauczanie o tematach LGBT+ – czy może młodzież edukuje się głównie sama?
W praktyce jest tak, że od czasu kiedy zaczęły się rządy PiS mamy w szkołach w związku z tymi tematami coraz większą autocenzurę, jeśli chodzi o kadrę. Zarówno dyrektorzy jak nauczyciele – im wyżej ktoś jest w hierarchii kadry, tym bardziej się obawia, nawet wiedząc, że nie ma żadnych konkretnych przepisów typu „Lex Czarnek”. Ale wystarczy, że nawet w dobrej wierze dziecko pochwali się w domu swoim rodzicom, że „dzisiaj była taka lekcja, że przyszli i opowiedzieli o czymś…”, to jeżeli rodzic będzie religijny albo konserwatywny, to może narobić niezłego dymu i kłopotów przede wszystkim kierownictwu tej szkoły. Ale miałam też styczność z naprawdę heroicznymi postawami, szczególnie tych nauczycieli na tych niższych szczeblach, wychowawczynie klas czy pedagożka szkolna, w sytuacjach, gdy jedno z dzieci mówi o sobie, że jest transpłciowe i one działają na zasadzie „najważniejsze jest dobro dziecka i chrzanić, kto będzie nam robił nieprzyjemności”. Chcą się tym dzieckiem zaopiekować, często zgłaszają się po wiedzę czy z prośbą o przeprowadzenie odpowiednich zajęć – powiedzmy antydyskryminacyjnych, żeby też klasę jakoś przygotować. A wtedy często się okazuje, że klasa już jest dawno przygotowana, bo młodzież już się wyedukowała, i że dla nastolatków z dużych miast temat transpłciowości to jest coś zupełnie zwykłego! Czy też, że ktoś jest biseksualny, ktoś jest homoseksualny. Więc z bardzo różnymi postawami się spotkałam, często bardzo szlachetnymi. Natomiast generalnie panuje atmosfera strachu. Od jakichś dwóch lat wejście do szkoły jako organizacja pozarządowa z jakimkolwiek tematem antydyskryminacyjnym czy równościowym, czy dotyczącym edukacji seksualnej, zdrowia reprodukcyjnego, prewencji ciąż, prewencji chorób przenoszonych drogą płciową jest praktycznie niemożliwe. Jeszcze czasem da przemycić temat w takiej postaci, że na przykład nie organizacja przychodzi, tylko jakiś fachowiec typu pani psycholożka, doktor seksuolog itp i coś opowie. Ale też widziałam, gdyż brałam udział w takich zajęciach, że wszyscy posługują się taką mową „dookoła”: używając słów „orientacja”, a nie „orientacja seksualna”, że się oczko przymyka, żeby nie powiedzieć przypadkiem takich słów jak „gej”, „lesbijka”, „trans” i wszyscy wiedzą, z młodzieżą na pierwszym miejscu, o czym rozmawiamy, no ale jakby co jesteśmy „kryci”.
A teraz wychodząc z tematu szkoły, jak ocenia pani w szerszym kontekście zmiany świadomości Polek i Polaków w zakresie praw osób tęczowych? Bo ja mam wrażenie, że z jednej strony – mimo PiSu, a może dzięki nim – rośnie wiedza, zrozumienie, tolerancja i akceptacja. A z drugiej strony również rośnie – widoczna choćby na ulicach czy w sieci – nienawiść i agresja do tych osób? Czy może mamy jedno i drugie?
Jedno i drugie, potwierdzają to zarówno doświadczenia z życia codziennego, nie tylko osobiste, ale też sieci tęczowych organizacji, którą w Polsce mamy, gdzie sobie nawzajem pomagamy i dzielimy się doświadczeniami, ale potwierdzają to też twarde dane z badań przeprowadzanych metodami naukowymi, socjologicznym i socjometrycznymi. Mianowicie, że mimo tych ciężkich dział, jakie PiS wytoczył przeciwko osobom tęczowym, szczególnie na początku 2019, ale też wcześniej, to wzrasta – nie spada – poparcie społeczne dla równości małżeńskiej, dla związków partnerskich, generalnie postawy akceptacji przynajmniej deklaratywnie rosną. Oczywiście wiadomo, że pomiędzy deklaracją a praktyką w życiu codziennym, zwłaszcza przy podejmowaniu takich mikro-decyzji, może być różnica. Ale dobrze, że przynajmniej taki jest trend. I on jest moim zdaniem zasługą również PiSu. Mówię zupełnie serio, że chciałabym przyznać „Tęczowy Order Zasługi” Jarosławowi Kaczyńskiemu. Ponieważ zanim nastały jego miłosierne rządy zbawcy narodu, który nie chce pójść na emeryturę i trzyma się zębami i pazurami swojego stołeczka, to temat istniał na zasadzie „wszyscy mamy na to wyłożone”i de facto nikt nie chciał się za to brać, poza niektórymi naprawdę jednostkowymi przypadkami osób z kręgu polityki. Natomiast łatwo było ten temat zamieść pod dywan jako niszowy, jako nie dotyczący jakiejś szczególnie dużej grupy społecznej, że „to nie jest to, co Polki i Polacy postrzegają jako główny problem na co dzień”. Więc mieliśmy taką „ciepłą wodę w kranie” – bez jakiegoś szczególnego wsparcia, ale też bez żadnego prześladowania ze strony klasy politycznej. I to tak troszkę usypiało temat.
Natomiast w momencie, kiedy nastał PiS i kiedy pojawiły się takie pierwsze rzeczy, typu wyrzucenie jawnie tęczowych osób z TVP, albo tworzenie przez prokuraturę rejestru małżeństw zawartych za zagranicą, albo paski w TVP, że „LGBT to wojna z rodziną”, albo Błaszczak, który mówi, że „parada sodomitów przeszła przez Poznań”, czy ta kwestia drukarza z Łodzi i „klauzuli sumienia w usługach” to na takie tego typu szpilki – w momencie, kiedy się ten cały syf zaczął robić, to myśmy się zaczęli wkurzać. I to już motywowało naprawdę wiele osób i im uświadomiło, że problem jest głębszy niż tylko to, żeby jakoś do 18-go roku życia się gdzieś prześlizgnąć pod powierzchnią, a potem jakoś sobie radzić. I zaczęliśmy się organizować. Zaczęliśmy organizować nowe Marsze Równości. To był 2018 rok. Potem było„Imperium kontratakuje”, czyli w 2019 – „strefy wolne of LGBT”, bardzo brutalne ataki na Marsze Równości jak w Białymstoku czy Częstochowie, przynoszenie bomby na Marsz Równości w Lublinie i tak dalej. I to również nam pomogło. Bardzo. Niezależnie oczywiście od tego, że te osoby, które były fizycznie czy psychicznie poszkodowane w tych wydarzeniach, bardzo ucierpiały. Natomiast pokazało to prawdziwe oblicze naszych przeciwników. I wiele osób obojętnych wobec tego tematu naprawdę zmobilizowało do sojusznictwa albo do bardziej aktywnego uczestnictwa.
Więc zwłaszcza w tej kampanii 2019 roku to właśnie PiS wyciągnął kwestie praw osób homoseksualnych, biseksualnych, transpłciowych i innych na pierwszą linię frontu politycznego, gdzie to zaczęło dzielić, kto jest po „słusznej”, a kto po „niesłusznej” stronie. Wtedy właśnie z wkurwienia się – ludzie zaczęli się ujawniać. A to jest bardzo ważne, żeby osoby młode miały takie role models [osoby stanowiące wzór do naśladowania przyp.red]. Ponadto, od tego momentu, kiedy nasze istnienie zostało postawione właśnie w takiej pozycji, w centrum politycznej walki – już nikt nigdy nie będzie mógł lekceważyć tego tematu, próbować zamieść go pod dywan lub odłożyć na półkę, jako niszowy, nieistotny dla większości Polek i Polaków.
Dlaczego Kaczyński ostatnio tak uwziął się nie tyle na osoby homoseksualne, a na osoby transpłciowe, w swoich wystąpieniach używając wręcz szyderczych słów? To strategia tworzenia nienawiści, siania strachu?
Kaczyński to robi, gdyż temat uchodźców i terrorystów został już wyczerpany w pierwszej kampanii. Temat gejów, którzy chcą dzieci gwałcić w przedszkolach i uczyć ich masturbacji od czwartego roku życia już się ograł i został zużyty w kampanii 2019 roku. Więc teraz trzeba wymyślić coś nowego. Powoli takie grupy, do których się można dopieprzyć, i które nie mają swojej szczególnej reprezentacji i mało kto je wspiera – wyczerpują się. Więc teraz on uderzył w osoby transpłciowe, które są rzeczywiście grupą społeczną ogromnie narażoną. Ponieważ często nie znajdują zrozumienia nie tylko w szerszych masach społecznych, ale także nawet w samej tęczowej grupie społecznej. Bo transfobia jest nie tylko domeną prawicy i Kościoła, ale także części gejów, czy też takich ludzi, którzy na zasadzie trochę kolaboracji z wrogiem, chcą odwrócić od siebie uwagę i skierować na kogoś innego. „Ej, no ja tu tylko po prostu sypiam z facetem, ale spójrzcie na tego dziwoląga, on sobie tam chce coś uciąć, a coś doszyć. To on jest naprawdę zboczony! A ja? To nic takiego…” Więc to są takie dosyć obrzydliwe moralnie zjawiska. Dodatkowo osoby transpłciowe są skrajnie nieakceptowane przez swoje rodziny. Znacznie częściej osoby będące w relacjach jednopłciowych mogą liczyć na zaakceptowanie przez swoje rodziny niż osoby, które cierpią na dysforię płci i potrzebują korekty płci. Więc grupa osób transpłciowych wybrana jest od strony sztuki wojennej trafnie. Ale też jak pokazują oddźwięki tego, co się dzieje w społeczeństwie i w odbiorcach na skutek tych opowieści Kaczyńskiego, tych rechotów, tego śmiania się z „Zosi, która chce być Władkiem”, że on już chyba trochę odleciał. Bo nawet wśród własnego elektoratu, jak pokazało badanie OKO.press, nawet jego followersi nie uważają, że mówienia o tym temacie i w ten sposób przynosiło korzyść partii PiS. No ale wiemy, że prezes Kaczyński jest bardzo szczelnie izolowany przez swoje otoczenie od społeczeństwa i nawet na te wszystkie spotkania z nim są wpuszczane bardzo starannie wyselekcjonowane osoby.
Dobrze, to zejdźmy z tematu PiSu. Mówiła pani o niezbyt wiarygodnym zaangażowaniu czy nawet przekonaniu, co tematu praw osób tęczowych innych partyjnych polityków – z wyjątkami – czyli również partii opozycji. Ale jakie ustawy należałoby jak najszybciej stworzyć lub zmienić, by osoby tęczowe po prostu czuły się w Polsce jak w swoim kraju, również w swojej miejscowości. Chodzi mi też o samorządy. Może jakieś rozwiązania z zagranicy, gdzie to po prostu działa?
Trzy rzeczy bardzo pilne na sam początek. Nowelizacja kodeksu karnego, jeżeli chodzi o przestępstwa z nienawiści, aby przesłankę rozszerzyć też na orientację psychoseksualną, płeć, tożsamość płciową, ekspresję płciową, a także niepełnosprawność. Próba takiej nowelizacji była podjęta w 2016 roku i odrzucona głosami PiS, więc w dalszym ciągu przestępstwo z nienawiści dokonane z przesłanek rasistowskich, etnicznych, czy z uwagi na wyznanie albo brak wyznania, jest traktowane jako przestępstwo z nienawiści, natomiast pozostałe jako przestępstwo pospolite i nie są takie przestępstwa ani rejestrowane przez policję jako takie, ani też nie są ścigane jak przestępstwa z nienawiści. Bo pamiętajmy, że przestępstwo z nienawiści jest wymierzone w całą grupę społeczną. Więc poszkodowany jest nie tylko ten, który został bezpośrednio zaatakowany z powodu przynależności do grupy, ale też cała ta właśnie grupa społeczna. Bo cała grupa dostaje wtedy sygnał: „nie jesteście tu akceptowani, bezpieczni. Chcemy, żeby was nie było, i będziemy was krzywdzić”.
Druga ustawa, wcale nie mniej ważna, to jest coś, co natychmiast trzeba zrobić – ustawa o uzgodnieniu płci, czyli to, co zostało uchwalone przez Sejm przed poprzednią kadencją – w 2015 roku i zostało zawetowanie przez już wybranego wtedy prezydenta Dudę. Gdyby ta ustawa nie została zawetowana, to wiele ludzi, których znałam żyłaby do dzisiaj. Łącznie z Milo Mazurkiewicz, moją koleżanką, która w 2019 roku skoczyła z Mostu Łazienkowskiego do Wisły. I to właśnie nie na skutek transfobii w otoczeniu czy odrzucenia u pracodawcy czy w rodzinie, tylko dlatego nie wytrzymała obecnie stosowanej, długiej i dehumanizującej procedury dopuszczającej do korekty płci. Wyszła z gabinetu specjalisty, który miał jej dać „glejt do życia w zgodzie z sobą”, po którymś tam kolejnym spotkaniu, i po prostu poszła na most. I moim zdaniem prezydent Duda ma krew na rękach tej mojej przyjaciółki, bo wprost napisał, że on tę ustawę wetuje, bo „nowe rozwiązanie nie wymaga wykazania przywiązania do płci odczuwanej”. I to jest ten proces, który zabija wiele osób. Bo oni nie dość, że muszą się zmagać cały czas z tą swoją dysforią i jeszcze z niechęcią otoczenia, to jeszcze tak naprawdę czują się – i to Milo mówiła w swoim pierwszym w życiu wystąpieniu publicznym, jak się okazało ostatnim, dwa miesiące wcześniej – jakby jej ciało i genitalia były własnością państwa i potrzebuje mnóstwa zgód i certyfikatów, żeby móc zrobić z swoim ciałem to, czego potrzebuje, żeby sensownie funkcjonować.
I trzecia rzecz to oczywiście równouprawnienie małżeńskie i równouprawnienie rodzin tworzonych przez dwie osoby tej samej płci. Szczególnie, że jak pokazuje chociażby najnowszy spis powszechny, między małżeństwem i rozrodczością to już przełożenia 1 do 1 nie ma. I to nie jest tak, że małżeństwo osób tej samej płci jest gorsze z definicji, bo tam nie będzie „rozrodu naturalnego”. Co piąta para w Polsce jest bezpłodna, a co czwarte dziecko rodzi się poza małżeństwem – więc to są rzeczy rozłączne po prostu.
Jeżeli bym mogła dodać jeszcze jedną rzecz, bo ona wcześniej była wspomniana. Mianowicie skutki homofobii, transfobii, queerfobii w naszym życiu. Jak pokazały badania, które były prowadzone przez Agencję Praw Podstawowych Unii Europejskiej na 14 tysiącach osób w Polsce, albo przez Kampanię Przeciw Homofobii i Lambdy Warszawa na próbie ponad 30 tysięcy respondentów, a także ja z moimi koleżankami z Uniwersytetu Szczecińskiego przeprowadziłam badania regionalnie, ilościowe i jakościowe: praktycznie każda, bo 98% osób tęczowych w Polsce doświadczyło przemocy lub mikroprzemocy motywowanej ich tożsamością płciową i orientacją seksualną. 4/5 z nas cierpi na zaburzenia lękowe, na ataki paniki, na depresję, na powracające myśli samobójcze, na samookaleczenia i na uciekanie w różne substancje psychoaktywne – ze strachu i poczucia samotności. Do trzydziestego roku życia co trzecia osoba ma przynajmniej jedną próbę samobójczą za sobą i co siódma ma doświadczenie bezdomności. Tak więc z tych danych które mamy, jak poskładaliśmy do kupy, to nam wyszło, że
”dwie trzecie do trzech czwartych niepełnoletnich suicydentów w Polsce to są osoby LGBT+, z czego ponad połowa osoby trans. I ten wysyp samobójstw dzieci od 2019 roku to nie jest żaden przypadek, tylko skutek tej nagonki, która jest i która zaostrza antagonizmy w społeczeństwie.
Bo nam przybywa zwolenników, ale przeciwnicy są bardziej zuchwali i bardziej się czują umocowani – że to, co robią jest dobre, skuteczne, chwalebne, że to akt patriotyzmu, religijności i tak dalej. Więc mamy taką polaryzację znacznie większą niż była kiedyś. I to się odbija w życiu jednostek bardzo złymi skutkami, włącznie z tym, że po prostu ciągle kogoś tracimy.
Pani Moniko, na koniec prosiłbym o kilka słów otuchy dla osób tęczowych, ale też dla innych obywateli i obywatelek – żeby było lepiej.
Parę słów otuchy?… Ja mimo wszystko wierzę, chociaż jest to coraz trudniejsza wiara, że jesteśmy tak jak w tych „Gwiezdnych Wojnach”. Mamy przeciwko sobie ogromne Imperium z tymi wszystkimi kosmicznymi krążownikami, z tą całą flotą, tą Gwiazdą Śmierci i tak dalej. A przeciwko nim jesteśmy my – w tych myśliwcach, sklepanych gdzieś w garażu, ścigani, niedofinansowani. Ale to my stoimy po słusznej stronie. Światło jest po naszej stronie.Dlatego mimo wszystko, mimo tych wszystkich ogromnych środków, które są zaangażowane przeciwko nam, czy to osobom tęczowym, czy obrońcom demokracji, czy kobietom, czy po prostu przyzwoitym ludziom, to w dalszym ciągu jesteśmy i nie oddajemy gruntu.
”Bronimy naszych praw, praw naszych i praw wszystkich. Ta rzeczywistość nie obroni się sama, ale zwycięży. Dobro zwycięży, prawda zwycięży. Musimy być silnymi. Jeszcze trochę.
Tak jak sto lat temu nasze prababki wywalczyły prawa wyborcze. To my teraz też wywalczymy i prawa obywatelskie, i prawa mniejszości. Tylko musimy się nie poddawać i jeszcze trochę wytrzymać, przejść przez ten syf i potem już będzie fajnie. Po burzy wyjdzie słońce i będzie tęcza.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Monika Tichy – działaczka społeczna, aktywistka na rzecz równości i osób LGBT+, prezeska stowarzyszenia Lambda Polska. Z jej inicjatywy w 2018 r. odbył się w Szczecinie pierwszy Marsz Równości. Laureatka nagrody Soul of Stonewall 2021 w kategorii „Opór”.
25 marca w Poznaniu, organizuje 1. Ogólnopolski Dzień Widoczności Osób Transpłciowych – więcej informacji TUTAJ