Kto zapłaci nowy podatek bankowy?
Jan Filipowicz
W dniu 15 grudnia 2015 r. Sejm RP uchwalił ustawę o podatku od niektórych instytucji finansowych, którą prezydent – jak to ma ostatnio w zwyczaju – niezwłocznie podpisał. Ustawa wchodzi w życie z dniem 1 lutego 2016 r. Celem ustawy jest sfinansowanie części wydatków społecznych, związanych przede wszystkim z realizacją programu 500+, jednej z głównych obietnic wyborczych. Dochody z podatku mają pokryć około ¼ obciążeń z tytułu przypadających na 2016 r. kosztów realizacji programu 500+, tj. dostarczyć budżetowi około 4 mld zł z potrzebnych na ten cel 16 mld zł.
Wyborcom, którzy z coraz większą niecierpliwością czekają na realizację danej im obietnicy, należy się wyjaśnienie dotyczące tego, kto faktycznie zapłaci podatek bankowy.
W swej historii banki ze środków własnych nie zapłaciły jeszcze za nic, nie licząc okazjonalnego pokrycia kapitałem własnej straty bilansowej, będącej zazwyczaj efektem fatalnego zarządzania. Tak samo będzie i tym razem. Jest naiwnością, o ile nie czymś gorszym, sądzić, że właściciele banków, w tym także Skarb Państwa, będący głównym właścicielem największego banku w Polsce – PKO BP S.A., zrezygnują ze zwrotu z zainwestowanego kapitału, czyli z wypłacanej z zysku netto dywidendy. Jest naiwnością sądzić, że członkowie zarządów banków zrezygnują z części swoich uposażeń. Brak jest zresztą w gospodarce rynkowej, a z taką mamy tu jeszcze – pomimo pojawiających się tu i ówdzie zapowiedzi centralnego planowania – do czynienia, narzędzi oddziaływania „kosztowego” na władze banków, będących w większości własnością prywatną. Inaczej mówiąc, brak takich narzędzi oddziaływania na podmioty prywatne jest jednym z najważniejszych, o ile nie najważniejszym elementem konstytuującym gospodarkę rynkową. I nic tu nie pomoże wzywanie kierownictwa banków na posiedzenie sejmowej Komisji Finansów Publicznych, przewidziane na 9 lutego. Koszty zwiększonych obciążeń podatkowych banki przerzucą na klientów i nie ma nikogo, ani niczego, co im w tym przeszkodzi. Potwierdzeniem tej tezy jest podwyżka opłat i prowizji bankowych wprowadzana przez zarząd PKO BP.
Z tego punktu widzenia zapowiedź pani premier: „uderzamy w korporacje finansowe, bo dzisiaj Polacy mają najdroższe opłaty bankowe, najdroższe marże, usługi bankowe są jednymi z najdroższych w Europie” należy traktować wyłącznie jako czysty populizm. W rzeczywistości opłaty bankowe wzrosną!
Dla nikogo w środowisku zaznajomionym z funkcjonowaniem banków nie jest tajemnicą, że przerzucanie kosztów na klientów dokonuje się już od dwóch miesięcy – odkąd banki podjęły szeroko zakrojone działania dostosowujące działalność do bieżących i antycypowanych obciążeń. Obciążenia te obejmują nie tylko podatek od posiadanych przez nie aktywów, ale także zwiększone – po upadłości kilku spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych i Spółdzielczego Banku Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie – opłaty na rzecz Bankowego Funduszu Gwarancyjnego oraz opłaty na rzecz tzw. Funduszu Wsparcia Kredytobiorców.
Wbrew twierdzeniom posłów-wnioskodawców z PIS i pani premier projekt podatku od aktywów w formie zaprezentowanej w ustawie jest w krajach cywilizowanych nieznany. Jak wskazują analizy przeprowadzone przez Związek Banków Polskich, w Europie, w zbliżonej postaci podatek taki występuje jedynie na Węgrzech, gdzie w istotnym stopniu przyczynił się do zmniejszenia skali kredytowania gospodarki przez banki.
Istotne jest także i to, że aby uzyskać dodatkową korzyść, powiedzmy – posługując się zwrotem zaczerpniętym z biografii Księcia Jeremiego Wiśniowieckiego autorstwa Romualda Romańskiego –„ustrzelić dwie kaczki za jednym strzałem”, Sejm wyłączył z opodatkowanych aktywów bankowych obligacje Skarbu Państwa. Zabieg ten ma poprawić konkurencyjność rządowych instrumentów dłużnych wobec innych papierów wartościowych przez to, że od obligacji rządowych nie trzeba będzie odprowadzać podatku. Pomijając inne czynniki, aby uzyskać zbliżoną do papierów rządowych rentowność (obecnie ok. 2,00% dla obligacji trzyletnich) emitent będzie zmuszony zapłacić co najmniej 2,44% (tj. 2,00% plus 0,44% na pokrycie obciążenia podatkowego), co oczywiście zwiększy koszty obligacji emitowanych np. przez organy samorządu (obligacji municypalnych) i przez przedsiębiorstwa (obligacji korporacyjnych).
Jednak główną część aktywów większości banków, które podatek obejmie, stanowią pożyczki i kredyty. Utrzymanie dotychczasowego poziomu rentowności, do czego zmuszali będą banki ich właściciele, ale także rząd i nadzór finansowy odpowiedzialne za wdrażanie regulacji UE mających na celu zwiększenie adekwatności kapitałowej, wymagało będzie podniesienia oprocentowania kredytów średnio o 0,44%, albo równoważenia zwiększonych obciążeń wyższymi opłatami i prowizjami bankowymi.
Podobny mechanizm kompensowania ciężarów podatkowych zostanie zastosowany w innych instytucjach finansowych objętych podatkiem od aktywów, tj. w firmach ubezpieczeniowych i pożyczkowych oraz w SKOK im. Stefczyka. Część firm ubezpieczeniowych zapowiedziała już zresztą podwyżki stawek ubezpieczeniowych, w tym przede wszystkim ubezpieczeń komunikacyjnych.
Wniosek jest prosty. Beneficjenci programów społecznych PIS, o ile zostaną one wdrożone, nie będą niczego zawdzięczać bankom! Nie będą musieli się czuć z tego powodu zażenowani, czy zawstydzeni, ponieważ to oni – dopłaciwszy bankom do miesięcznych odsetek od kredytów, zapłaciwszy wyższe prowizje, zwrócą bankom koszt podatku od aktywów! Rząd zwróci nam podwyższone koszty – albo i nie – w postaci upragnionych pięciu stów na dziecko – chyba że mamy jedno dziecko, albo pracujemy za granicą, albo zarabiamy za dużo (kryterium dochodowe zostanie wkrótce dołączone do pakietu, nie miejmy złudzeń), albo nie głosowaliśmy na PIS, albo jeszcze co innego!
Niczego nikomu nie zawdzięczamy! Możemy iść z podniesioną głową! Po prostu wyciągamy z jednej kieszeni i wkładamy do drugiej i sami, nareszcie sami decydujemy co dalej z tym zrobić. Nie musimy 500+ inwestować w dziecko, ustawodawca wcale nie będzie nas do tego zmuszał – choć i tu pojawiają się głosy odrębne, tj. że jednak będzie – możemy równie dobrze iść do baru i wychylić parę głębszych za własne zdrowie i powodzenie w innych sferach. Możemy nabyć od dawna upatrzony 50-calowy telewizor LCD, w którym śledzić będziemy postępy w budowie polskiej gospodarki opartej o rodzimy kapitał – zmodyfikowanej i dostosowanej do wyzwań dzisiejszych czasów – gospodarki planowej.
Jest jeszcze jeden wymiar tej sprawy – sternicy obecnej myśli budżetowej ujawnili swoje plany dotyczące zagwarantowania Skarbowi Państwa stałego dochodu ze spółek stanowiących jego własność. Mowa o Ministerstwie Finansów – pani premier, czy tym bardziej pana prezydenta, obiecującego w kampanii wyborczej tylko to, co miał zapisane na karteczce, nie sposób podejrzewać aż o takie subtelności rozumowania. Dość już więc niestabilnych zysków i nieprzewidywalnych dywidend – pomyśleli byli pracownicy Instytutu Sobieskiego i Klubu Jagiellońskiego! Dość już nieuzasadnionego ideologicznie wpływu czynników rynkowych, cen światowych, ocen wiarygodności kredytowej na możliwość realizacji 500+! Niech poziom zysków będzie nareszcie stały! Niech jeszcze lepiej – pomimo zwiększonych obciążeń – rośnie i pozwoli nam zszyć to trzeszczące w szwach, budżetowe sukno.
Minister Finansów rozmawiał już z zarządem PKO BP S.A. na temat niedopuszczalności podniesienia odsetek od kredytów po wprowadzeniu podatku. Tego rzecz jasna nie mógł powiedzieć wprost, ale – tylko dopuśćmy taką możliwość – być może utrzymanie poziomu odsetek od kredytów po wprowadzeniu podatku bankowego jest nawet warunkiem pozostania prezesa zarządu tego banku na stanowisku!? ( Zapowiedziano już zmiany w Radzie Nadzorczej) Radzę Państwu śledzić i ten temat. Minister Finansów poinstruował zarząd PKO BP S.A. także o konieczności zapewnienia Skarbowi Państwa stałego i przewidywalnego poziomu zysku w przeciągu najbliższych lat. Jakie stąd płyną wnioski dla pracowników tego banku? Jak państwo myślicie, kto zapłaci za możliwość realizacji tych dwóch sprzecznych celów? Aby temu sprostać PKO BP musi ciąć koszty. Przewiduje się zwolnienie około 800 pracowników oraz sprzedaż niektórych lokalizacji będących własnością banku, między innymi część budynku na ul Sienkiewicza w Warszawie. Wygląda jednak na to, że są to tylko półśrodki, które nie zapewnią bankowi zysków, które pozwolą na sprostanie nowym obciążeniom bankowym. Tak osłabionego banku nie będzie też stać na przejęcie nawet części rynku od banków zagranicznych, czyli nie będzie mowy o zwiększeniu udziału polskiego kapitału w rynku usług bankowych.