Europarlament, Polska, wrogie media i zakłamywanie rzeczywistości
Anna Izabela Nowak
Czasy są niełatwe dla osób nerwowych, sercowych, czy nadciśnieniowców. Codzienny spektakl odwracania kota ogonem, właściwie wielu kotów, upartego nazywania białego czarnym, a czarnego białym oraz bezczelnych kłamstw w żywe oczy zdrowego może doprowadzić do palpitacji, a co dopiero nerwusów.
Pani, która dziwnym zrządzeniem losu została premierem Polski, jest dziś w Strasburgu i wyobraża sobie, że spotkanie będzie polegało na tym, że będzie znużonym głosem opowiadała te same bajki o dobrej zmianie, o tym, że w Polsce demokracja na się świetnie i że nic, zupełnie nic złego się nie dzieje a sprawy idą w dobrym kierunku. Te bajania, które, owszem, kupuje na pniu jej elektorat, bajania, które powtarzają setki razy każdego dnia posłowie PIS, w nadziei, że ukorzenią się w głowach reszty społeczeństwa, otóż te bajania dla rozsądnego człowieka są czystą propagandą i zaklinaniem rzeczywistości. Według posłów partii rządzącej przyczyną tego, że Parlament Europejski pogroził nam palcem, a właściwie nie „nam” tylko „im”, i że chce się dowiedzieć co się w Polsce dzieje, nie są ich – rządu – działania, ale to, że te działania są dostrzegane i oceniane. To jest takie prostackie, absurdalne myślenie, że aż niewiarygodne, ale do niewiarygodnych tłumaczeń wygłaszanych ze śmiertelną powagą powoli się już przyzwyczajamy. To jakby mieć pretensje do policjantów, że weszli do domu, z którego dobiegały dzikie wrzaski i uratowali żonę z rąk pijanego, okładającego ją męża. Bo wywlekli na światło dzienne brzydkie rodzinne sprawki.
Zgarbiona z wściekłości posłanka Kempa odgrywa scenkę oburzenia na “donosicieli z Polski”, którzy mieli sprokurować całe zainteresowanie tym, co się w niej dzieje, i to jest najlepszy przykład, w jaki sposób myślą posłowie PIS-u.
Bo sytuacja tak naprawdę przedstawia się następująco: “wrogie zachodnie media” inspirowane przez “banki”, “finansjerę” i “grupy obcych interesów”, podjudzane przez “targowiczan”, “zdrajców”, “przedstawicieli określonych grup”, “beneficjantów poprzedniego systemu” oraz “mainstremowych dziennikarzy” kreślą w owych zachodnich gazetach “całkowicie fałszywy”, “zmanipulowany” obraz Polski, w której wszak “nie ma zagrożeń demokracji”, “nic złego się nie dzieje”, “jest przywracana normalność” a “sprawy idą w dobrym kierunku”. Frazy te powtarzane są przez wszystkich polityków PIS-u z taką częstotliwością, że pozwalają na przypuszczenie graniczące z pewnością, że jest to odgórny przekaz naczalstwa z poleceniem jak najszerszego rozpowszechniania.
Ma rację Jadwiga Staniszkis, że PIS nie rozumie Zachodu. Nie rozumie, że w dobie swobodnego przemieszczania się dziennikarzy i ich samodzielności, w dobie korespondentów będących tu na miejscu i przyglądających się temu co się dzieje wcale nie potrzeba “donoszenia polityków opozycji” na Polskę, nie trzeba im wskazywać palcem i objaśniać. Zachodni dziennikarze to nie elektorat PIS-u. Obserwują i oceniają samodzielnie, nie potrzebują wskazówek i wykładni. Spiskowe teorie o inspiracjach tajemniczej, wrogiej “finansjery” przedrą się pewnie do głów czytelników portalu niezalezna.pl, ale nie do dziennikarzy na przykład New York Timesa. Posłowie partii rządzącej nie przypuszczają, że pogawędki pana Kaczyńskiego wygłaszane do swojego ludu na miesięcznicach smoleńskich są słuchane nie tylko przez ten lud. Że te wszystkie ekstatyczne wrzaski o komunistach i złodziejach przeznaczone do rozentuzjazmowanego ludu pisowskiego trafiają również do agencji prasowych i idą w świat. A ludzie potrafią ocenić co to znaczy, jak się własnych rodaków dzieli na lepszy i gorszy sort, na prawdziwych i nieprawdziwych Polaków. To nie są czasy telegrafu i okrojonych informacji.
Nie potrzeba żadnego donoszenia, niepokój Europy o to co się dzieje w Polsce nie jest spowodowany działalnością Tomasza Lisa, Bieńkowskiej, Tuska, Szejnfelda i innych, a działalnością Kaczyńskiego, Szydło, Dudy, Waszczykowskiego czy Macierewicza, ot co.
Ułaskawienie nieskazanego, nie zaprzysiężenie sędziów TK i ustawa paraliżująca jego działanie, obsadzanie najwyższych stanowisk “swoimi” choćby ich kompetencje były zerowe, zamach na służbę cywilną, kneblowanie opozycji w Sejmie, zawłaszczenie mediów publicznych i groźby wobec mediów prywatnych, wprowadzenie możliwości inwigilacji bez sądu każdego obywatela, zapowiedzi zmiany ordynacji wyborczej tak aby partia rządząca mogła wygrać następne wybory… te wszystkie działania są zwyczajnie odnotowywane w Europie i nie tylko, i jakoś nie trafia do zachodnich mediów uparty przekaz, że to nic złego, albo, że to dobra zmiana.
Politycy PIS-u chcą byśmy wierzyli, że “podnoszą Polskę z kolan” i że swoimi działaniami sprawiają, że zyska ona większy szacunek i poważanie w krajach Unii, bo właściwie to robimy łaskę UE, że w niej jesteśmy. Wielki, mocarny kraj, pełen patriotów i bohaterów, bez żadnych ciemnych plam w historii, wierny jedynie słusznym tradycjom chrześcijańskim, kraj, którego nie ma prawa nikt skrytykować bo przecież jest bez skazy, żaden urzedniczyna brukselski, nie mówiąc już o jakimś Niemcu. Ale ani nieporadna polityka zagraniczna Waszczykowskiego, ani buńczuczne i świadczące o niekompetencji listy Ziobry, ani dziecinne wyobrażenia Szydło, że będzie mogła snuć swoje pozytywistyczne gawędy w Europarlamencie z pewnością nie doprowadzą do wzrostu znaczenia Polski, a jak przekonują wydarzenia ostatnich dni – wręcz przeciwnie. Czytając zagraniczne artykuły oceniające wydarzenia w Polsce niemal widzimy uniesione w wielkim zdumieniu brwi dziennikarza, który próbuje zrozumieć co się w tej Polsce dzieje.
Posłowie PiS najpierw uparcie deklamowali, że decyzja Europarlamentu o przyjrzeniu się wydarzeniom w Polsce to zupełnie nic takiego, dialog, rozmowa, pogawędka. Potem, że obniżony raiting to również jakaś błahostka, no i spisek, nie ma się czym przejmować. Potem wymyślili, że to wina wrogich mediów i polskich donosicieli. Potem pomyśleli, że zreperują sytuację opłacając w zagranicznej prasie artykuły chwalące zmiany w Polsce. Potem wpadli na pomysł, że w EU wszyscy, również opozycja muszą “bronić Polski”, wspierać rząd, mówić jednym głosem, tłumaczyć się wraz z rządem. Te infantylne, chaotyczne działania mające w zamierzeniu sytuację naprawić wciąż ją pogarszają. Rzeczywistość dawno przerosła wyobraźnię i doprawdy trudno przewidzieć do czego to doprowadzi. Sprawca całego bałaganu, jaki się zrobił w tak krótkim czasie w kraju, który był uważany za przewidywalnego prymusa, siedzi soobie w cieple, bezpieczny, bezkarny, nie ponoszący za nic odpowiedzialności, a rzesza posłusznych mu jak bogowi ludzi wykonuje bez szemrania wszystkie jego polecenia, nawet najbardziej niedorzeczne. Z kompleksów i niezrealizowanych marzeń o wielkości jednego człowieka wyrosło ogólnonarodowe szaleństwo, które konsekwentnie realizowane doprowadzi Polskę do klęski. Do klęski na wielu polach, do takich błędów, które latami trudno będzie odkręcić.
To nie czas na neutralność – powiedział Andrzej Blikle. Podzielam jego zdanie. To jest czas na działanie i udaremnienie planów zniszczenia Polski. To nie jest tak, że nic nie możemy zrobić. Naród, suweren – to również my!