Zdrowe społeczeństwo to więcej demokracji
Zdrowe społeczeństwo to więcej demokracji
Rozmowy na TERAZ – z Joanną Wichą rozmawia Łukasz Szopa.
Jak wygląda z pani perspektywy – jako pielęgniarki, ale i polityczki – kondycja polskiej opieki zdrowotnej, i to nie tylko ciągu ostatniego roku czy okresu pandemii, ale na przestrzeni ostatnich pięciu, a może nawet 10 lat?
Pytanie jest bardzo szerokie i niestety wejdę w tryb narzekania – co jest dosyć charakterystyczne dla nas – Polaków. Mamy podobno najpiękniej rozbudowaną kulturę narzekania. Ale akurat w tym przypadku – ochrony zdrowia – niestety za wiele dobrego nie można powiedzieć. Jak wygląda jej kondycja? Podstawowa rzecz, która jest rzeczywiście bardzo problematyczna, to fakt, że mamy zbyt małe nakłady na ochronę zdrowia. Nie jest to problem, z którym borykamy się nie od pięciu czy dziesięciu lat, ale to sytuacja, która trwa dziesięciolecia. I w tej kwestii nic się nie zmienia, bo ciągle tych pieniędzy brakuje.
Nam – ochronie zdrowia – zarzuca się, że my nic, tylko mówimy o tych pieniądzach i ciągle narzekamy, że jest ich za mało, że powinniśmy więcej zarabiać, że ochrona zdrowia powinna być lepiej dofinansowana. Ale to nie jest tak, że chodzi głównie o zarobki, bo tak naprawdę – szczególnie teraz młodym medykom – chodzi przede wszystkim o to, że problemem jest zła organizacja pracy w ochronie zdrowia. Z czego to się bierze? Pracownicy ochrony zdrowia są permanentnie przeciążeni pracą. A dzieje się tak dlatego, że jest nas zwyczajnie za mało. I tutaj podam przykład ze swojego „podwórka” – przez dziesięciolecia nie przybywało pielęgniarek, a wręcz przeciwnie – pielęgniarek ubywało.
Dlaczego się tak działo? Tu wracamy znowu do pieniędzy: Ostatnie podwyżki w ochronie zdrowia jakie były do 2022 roku, to było tzw. „zembalowe”, które wywalczyłyśmy sobie w 2015 roku. I nawet trudno to nazwać jakimiś podwyżkami systemowymi, bo tak naprawdę były one spowodowane naszym protestem i tym, że wychodziłyśmy na ulicę, upominały się o większe zarobki. No i to się w jakimś sensie udało. Natomiast to była ostatnia taka podwyżka w tamtym okresie i dopiero teraz, w ostatnich dwóch latach, ponownie nastąpiła jakaś zmiana w tym kierunku i to dofinansowanie ochrony zdrowia w aspekcie wynagrodzeń zaczyna się poprawiać. Ale też jest z tym pewien problem, dlatego że na przykład jeśli chodzi o pielęgniarki, bo tu jestem akurat najbliżej, to jest tak, że od lipca ma być wprowadzony nowy 3- albo 4-stopniowy system wynagradzania. Różnice w uposażeniu mogą wynosić nawet powyżej 2 tysięcy złotych. Generalnie chodzi o to, że mają być te podwyżki uwarunkowane tym, kto ma jakie wykształcenie. To znaczy pielęgniarki, które ukończyły dawno temu liceum, tak jak ja, będą miały znacznie mniej, a te, które mają wyższe wykształcenie – więcej. Te, które mają wyższe wykształcenie i specjalizację jeszcze więcej itd.
I żeby była jasność. Nie mam nic przeciwko promowaniu wykształcenia. Uważam, że za specjalizację należy się dodatek. Natomiast zupełnie nie zgadzam się z tym, żeby były tak ogromne dysproporcje między pielęgniarkami, które dopiero wchodzą do zawodu, a tymi z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w pracy zawodowej. Te dysproporcje w zarobkach są po prostu niesprawiedliwe. Przeciwko takiemu podziałowi środków finansowych przeznaczonych na nasze wypłaty protestują w imieniu starszych pielęgniarek nasze związki zawodowe. Dlaczego niesprawiedliwe? Dlatego, że pielęgniarka, która ma 30 lat stażu pracy, to jest nie tylko dobrze wykształcona osoba, ale również ktoś z ogromnym doświadczeniem w pracy zawodowej. Pielęgniarka po studiach, która startuje zawodowo, ma owszem – niewykluczone – znacznie większą wiedzę teoretyczną, natomiast nie ma tej wiedzy praktycznej, którą tak naprawdę będzie nabywała dopiero w trakcie pracy. I – uwaga! – tak jak ja miałam praktyki zawodowe i było ich bardzo dużo, tak teraz dziewczyny mają znacznie mniej tych praktyk zawodowych i tak naprawdę, do tej pory uczyły się one zawodu od starszych koleżanek. I co stanie się w momencie kiedy te młode pielęgniarki przyjdą na oddział? No przecież te starsze powiedzą: „A w nosie! Nie będziemy uczyły tych młodych pielęgniarek, jeśli one mają zarabiać o tyle więcej niż my!”
To jest jeden aspekt tego wszystkiego i to jest bardzo niedobre. A drugi aspekt jest taki – świetnie to sobie rząd wymyślił – że
”ta dysproporcja w zarobkach sprawi, że jakiekolwiek protesty społeczne pielęgniarek jako grupy zawodowej właściwie staną się niemożliwe. Bo przecież trudno sobie wyobrazić, że te dobrze zarabiające młode pielęgniarki będą razem z nami protestowały i będą upominać się o nasze wynagrodzenia. Rząd bardzo sprytnie rozgrywa nasze środowisko.
Niby daje podwyżki ale nie daje wszystkim. Daje zdecydowanie mniejszej grupie, bo pielęgniarki z wyższy wykształceniem, które stanowią w tej chwili około jednej trzeciej wszystkich czynnych zawodowo pielęgniarek. Cóż za oszczędność!
A poza kwestią wynagrodzeń – jak wygląda ogólnie kwestia nakładów na ochronę zdrowia, szpitale w porównaniu międzynarodowym? Nie tyle nawet całej Unii Europejskiej, ale do państw jak kraje bałtyckie, Słowacja, Czechy, Węgry. Czy tutaj byliśmy i jesteśmy do tyłu przez ostatnie lata?
Tak. Mamy jedne z najmniejszych nakładów na ochronę zdrowia w Europie. W porównaniu do procent PKB przeznaczanych na zdrowie w innych krajach na Polska jest od dziesięcioleci zdecydowanie w ogonie Europy. Jeszcze do 2019 roku było to jedynie 4,6 % PKB. Obecnie mamy 6,6% ale specjaliści już alarmują, że w roku 2023 znów zobaczymy mniej pieniędzy na ochronę zdrowia. Spadki mają być do 5,0 %. A w Europie rośnie! W tej chwili jest to poziom od 7- 9% PKB.
Dlatego trudno się dziwić, że polskie pielęgniarki czy polscy lekarze wyjeżdżają do pracy za granicę. Dostaną tam znacznie większe uposażenia, bo przy wysokim PKB na leczenie szpitale mogą zapłacić personelowi znacznie więcej. Ale to nie tylko kwestia płacy. To także kwestia warunków pracy. Przy większych zasobach finansowych szpitala lżej się pracuje gdyż można przyjąć więcej personelu i jest kim wypełnić grafik. Poza tym szpitale stać na otwieranie nowych placówek czy remonty już funkcjonujących oraz na zakup wysokiej klasy sprzętu specjalistycznycznego, czego nie można powiedzieć o naszych placówkach medycznych.
A czy mimo pandemii Polacy – i nie mówię tylko o klasie politycznej, obojętnie jakich obozów, nie doświadczyli tego – nie emocjonalnie ale tak wymiernie, ekonomicznie, jak bardzo ważna jest ochrona zdrowia? Jak ważne są osoby, które pracują by wszystko dobrze funkcjonowało? Czy nie nauczyliśmy się tego przez pandemię? Że to jest kluczowe – bo bez tego nic nie zadziała?
Trochę tak i trochę nie. Jeśli mówić o tym, co się zadziało w pandemii, to ma to dwa tempa. W pierwszym momencie, kiedy wybuchła pandemia i kiedy wszyscy byliśmy przerażeni tym, co się dzieje – to były te słynne brawa z okien dla personelu lekarskiego i pielęgniarskiego. Wszyscy byli zachwyceni naszym poświęceniem, naszym zaangażowaniem, naszą pracą i w ogóle byliśmy bohaterkami i bohaterami. Fantastycznie. I tutaj, przez krótki moment ta nasza praca była bardzo doceniona. I teraz jest to „ale”. Bo minął jakiś tam czas, i okazało się, że tych pacjentów covidowych jest coraz więcej, a personel nie był z gumy i się nie rozciągał. Nas nie przybywało, wręcz przeciwnie. Byliśmy przepracowani, coraz mniej mieliśmy energii, siły i empatii do wykonywania tej pracy wyczerpującej i stresującej pracy. I jest to naturalne, bo człowiek ma jakąś tam wydolność. A ponieważ personelu już przed pandemią było za mało, to ta pandemia dodatkowo sprawiła, że te siły, które były w szpitalach, przychodniach – zostały jeszcze bardziej nadwątlone.
Jeżeli pielęgniarka czy lekarka ciągnęła dyżur 24-godziny czy nawet 72-godziny, pracując na oddziale covidowym, to musiała mieć potem parę dni wolnego, żeby odpocząć. No i wtedy kiedy odpoczywała w naturalny sposób ktoś ją powinien zastąpić przy łóżku chorego. Ale tych osób było po prostu za mało. To raz. Dwa: Średnia wieku pielęgniarek w Polsce to jest w tej chwili 53 lata. Cała rzesza pielęgniarek i lekarzy, szczególnie lekarzy zabiegowych, to są ludzie, którzy byli już przed wybuchem pandemii w wieku emerytalnym. W którymś momencie w szczycie covidu – pielęgniarki i lekarze też zaczęli umierać. To sprawiło, że coraz więcej osób, które nabyło prawa do pójścia na emeryturę, po prostu na tę emeryturę – w obawie o własne zdrowie i życie przechodziło. I ubywało tych kolejnych rąk do pracy.
Kolejna rzecz – personel medyczny zaczął się upominać o dodatkowe pieniądze za tę ciężką, uciążliwą i niebezpieczną dla życia i zdrowia pracę. Więc oczywiście na początku było jakieś przyzwolenie społeczne – „tak, oczywiście, należy tym osobom zapłacić.” Ale w którymś momencie okazało się, że w trudnej sytuacji finansowej nie jest tylko personel medyczny, ale i cała masa innych zawodów. Lockdown spowodował, że dużo grup zawodowych zaczęło być w trudnej sytuacji finansowej – i to przyzwolenie na dawanie dodatkowych pieniędzy dla nas zaczęło słabnąć. Nie pomagał w tym oczywiście rząd, który tak jak na początku zachęcał do tego, żeby bić brawo, dużo mówił o tym jak ważna jest w sytuacjach kryzysowych dobrze funkcjonująca ochrona zdrowia i jak to będzie ją dofinansowywał i poprawiał po pandemii, tak potem mając swoje media i mogąc manipulować przekazem medialnym, zrobili to, co robią od lat: zaczęli napuszczać obywateli, którzy wykonują i wykonywali inne zawody, na personel medyczny, że „w głowach im się przewraca, chcą więcej pieniędzy, a przecież w końcu wykonują zawód, który jest służbą, wymaga empatii.” I ludzie to kupowali, czemu nawet trudno się dziwić, bo wszyscy mieli ciężko i wtedy myśli się głównie o tym, czy samemu się jakoś kryzys przetrwa.
To słynne słowo „empatia”. Przecież powinniśmy tak naprawdę pracować za darmo, no bo mamy nadzwyczajną sytuację, jest pandemia, jesteśmy „służbą zdrowia”. Kiedyś mówiło się „służba zdrowia”, potem ten termin zniknął, zaczęto mówić „ochrona zdrowia”.
”W lockdownie w pandemii, znów w mediach - szczególnie tych państwowych - zaczęto mówić „służba zdrowia”. I to tak podkreślano, by dać do zrozumienia, że my mamy służyć. Więc ta tendencja do tego, żebyśmy byli tymi bohaterami, bohaterkami, którzy powinni być lepiej wynagradzani i lepiej traktowani, niestety odpłynęła w niebyt.
I staliśmy się w pisowskim przekazie politycznym i medialnym jakąś „roszczeniową grupą, która nie wiadomo, czego oczekuje i czego się domaga, a tak naprawdę nam się to nie należy, bo jest to nasz zawód. Taki sobie zawód wybraliśmy i powinniśmy służyć społeczeństwu.” Trochę żartem – wydaje mi się czasami, że kiedy w Polsce nie będzie już ani jednego lekarza i ani jednej pielęgniarki, zarówno politycy, jak media i obywatele będą gotowi obciążyć tym pracowników ochrony zdrowia za to, że ich nie ma.
Ja bym zostawił to takie romantyczne mówienie o bohaterach, i zaproponuję takie „nieładne”, technokratyczne spojrzenie analityka ekonomicznego – by przypomnieć wyniki badań ekonomistów z uniwersytetów Harvardu i Chicago, wokół pytania „Ile dla społeczeństwa i jego dobrobytu ekonomicznego przynoszą różne zawody”. I gdzie okazało się, że zawody ochrony zdrowia, jak lekarze, pielęgniarze i pielęgniarki wychodzą bardzo na plus. To znaczy każdy dolar zarobiony przez was, daje całej ekonomii dużo więcej. Nad wami są chyba tylko zdaje się strażacy, policjanci, nauczyciele i wychowawcy, podczas kiedy zawody takie jak makler giełdowy, marketingowiec czy adwokat są raczej na minusie. Jak zmienić dyskurs społeczeństwa, żebyśmy zrozumieli, ile nam wszystkim takie zawody dają, że te osoby zasługują na większe wynagrodzenie, bo ich praca jest po prostu wymierną wartością i wkładem dla nas wszystkich? Że to wcale nie postawa „roszczeniowa”?
Wystarczyłoby wykazać, jak bardzo ważne jest to, żeby obywatel był zdrowy. Gdyż zdrowy obywatel jest wartością dla społeczeństwa. Dlaczego jest tą wartością? Bo jeżeli ma szybką ścieżkę dostępu do ochrony zdrowia i w przypadku kiedy zachoruje, otrzyma tę opiekę względnie szybko, to znaczy, że szybko powróci do wykonywanych przez siebie wcześniej zadań. Czy jest to praca zawodowa, czy praca opiekuńcza – bezpłatna na ogół, albo jest to chociażby aktywizm społeczny. I oczywiście, że jest to wartość dodana. Dlatego, że taka osoba wraca do generowania dla społeczeństwa zysku – jakim jest zdrowy, zaangażowany pracownik. I jest to ekonomicznie na zdrowy rozum uzasadnione.
Dlaczego ludzie tego w ten sposób nie postrzegają? Strasznie to jest trudne do niuansowania, bo jako pielęgniarka nie powinnam mówić, że jakiś człowiek, który wykonuje taką czy inną pracę jest bardziej wartościowy dla społeczeństwa. Ale dobra, podam przykład. Chociażby ten słynny marketingowiec w zestawieniu np. z lekarzem. Cóż tworzy marketingowiec? Dobry marketingowiec w swojej pracy przesuwa środki finansowe z jednej firmy do drugiej. Bo tworzy dla zatrudniającej ją firmy jakąś reklamę produktu czy usługi, która sprawia, że kupujemy w tej, ale nie w innej firmie. Tylko czy to jest wartość dla całego społeczeństwa? Niekoniecznie. Jest to wartość dla tej firmy, dla której ta osoba pracuje. Zaś lekarz, jeśli wyleczy obywatela czy obywatelkę, to przywraca go do pracy, do działania – dla całego społeczeństwa. Jeśli jest to nauczyciel, który wraca do pracy, jest to pielęgniarka, która wraca do pracy, śmieciarz, który wraca do pracy – to zysk z pracy tego lekarza dla społeczeństwa jest znacznie większy niż wyżej wspomnianego marketingowca. Z tym, że jesteśmy jakoś tak jako społeczeństwo uwarunkowani – nie tylko my Polacy, że cenimy sobie bardziej te zawody, które już z założenia są zawodami wyżej płatnymi.
Skończyłam również socjologię i wiem, że ludzie, którzy są ładni, dobrze ubrani, dobrze zarabiający – postrzegani są znacznie lepiej przez resztę społeczeństwa niż osoby, które mają niższy bagaż kulturowy, niższe wykształcenie i wykonują zawody, które nazywamy tzw. „służbą społeczeństwu”. Tak zwana „budżetówka“ jakieś takie „coś gorszego”, prawda? A jak to zmienić? Naprawdę nie mam odpowiedzi.
Powiedziała pani coś bardzo ciekawego, mówiąc o tzw. zysku nie tylko tym ekonomicznym, ale też tym dla społeczeństwa. Niedawno jeden z moich rozmówców, mówiąc o wartościach konstytucyjnych w jednym ciągu wymienił praworządność i zdrowie obywateli. Czy według Pani do podstawowych konstytucyjnych wartości należy to, byśmy mieli zdrowych obywateli i obywatelki?
I dobrze, że tak wymienił! Teraz należałoby jeszcze przekonać rządzących, którzy dysponują środkami finansowymi, żeby te zawody dowartościować, i by osiągnęły większy szacunek społeczny. Przykład: ja pracuję w szpitalu dziecięcym. I oczywiście rodzic, który przychodzi z dzieckiem do szpitala – dla niego naturalne jest, że te osoby, które zajmują się jego dzieckiem są w tym momencie najważniejsze. Są niemal bogami, którzy mogą pomóc uleczyć czy poprowadzić tak proces leczenia ich dziecka tak, żeby wszystko skończyło się dobrze. Po czym wychodzą do domu z tym zdrowym dzieckiem. I nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale jakoś te osoby nie opowiadają potem o tym, jakich fajnych rzeczy doświadczyły w tym szpitalu, tylko znów włącza się takie malkontenctwo i narzekanie, że się za długo czekało w kolejce na to badanie, a to na tamto badanie, a to pani pielęgniarka była opryskliwa, a to lekarz się spieszył.
Z czego to wynika? Czy z braku empatii osób wykonujących zawody medyczne, z braku kultury czy wykształcenia? Nie. Zarówno lekarze są bardzo jak i pielęgniarki są osobami wykształconym i na ogół empatycznym, bo w przeciwnym razie nie zdecydowaliby się na wykonywanie tego trudnego i odpowiedzialnego zawodu. I co ciekawe, żadna z krytycznie oceniających naszą pracę osób nie pochyli się nad tym i nie będzie w swojej głowie myślała: „Ojej, ale przecież to nie jest dlatego, że te osoby są niedobre czy nie mają empatii. Ale dzieje się tak dlatego, że są przepracowane, że jest ich za mało, że wykonują czynności, których nie powinny wykonywać.”
Dwa proste przykłady co trzeba by było zrobić, żeby było lepiej jeśli chodzi o opiekę pielęgniarską. Obecnie pielęgniarki, szczególnie te młode, z tym wyższym wykształceniem, wykonują czynności, których tak naprawdę nie powinny wykonywać – czynności opiekuńcze: toalety, jedzenie, karmienie. Trzeba zatrudnić opiekunów medycznych. Jeśli byłoby wystarczająco dużo opiekunów medycznych w szpitalach, to pielęgniarki miałyby czas na to, żeby się skupić na opiece nad pacjentem. Dla odmiany lekarze – to od czego zaczęłam – nie wyjeżdżają do pracy za granicę głównie dlatego, że cierpią na niskie zarobki w Polsce. Ale głównie w tej chwili młodzi lekarze skarżą się na brak organizacji pracy. Co to oznacza? Lekarze mówią, że oni nie mają czasu leczyć! Ja widzę na co dzień, co muszą robić moi lekarze w pracy. Ile wypełnić druczków i zapełnić stron dokumentacji medycznej. Bez przerwy zajmują się jakąś papierologią, biurokracją, która pochłania nieskończone ilości czasu. Asystenci medyczni! Po prostu powinni być zatrudnieni na każdym oddziale asystenci medyczni, którzy by uwolnili lekarzy i lekarki od tej papierkowej pracy i wtedy mogliby oni skupić się na swojej właściwej pracy zawodowej, na leczeniu pacjenta. Wszyscy byliby zadowoleni. I ten pacjent byłby zadowolony i ten personel byłby zadowolony. I nasze społeczeństwo byłoby zdrowsze co już wykazaliśmy wcześniej jest korzystne także z ekonomicznego punktu widzenia.
A dlaczego tak się nie dzieje skoro takie wydawać by się mogło proste rozwiązanie. Ano nie dzieje się tak dlatego, że dyrektorzy szpitali nie zatrudniają opiekunów medycznych i nie zatrudniają asystentów medycznych. Może nie ma takich osób na rynku pracy? Otóż nie dlatego, że ich nie ma. Bo są szkoły, które kształcą w tych kierunkach. Dzieje się tak dlatego, że szpitale są w większości bardzo zadłużone z powodu niedofinansowania i zaniżonych kontraktów z NFZ na leczenie pacjentów. A skoro są zadłużone to oszczędzają. Na czym? Na tym na czym najłatwiej, na personelu, więc nie zatrudniają opiekunów i asystentów, i wykorzystują do granic możliwości i wydolności tych, których już mają. Osobiście nie widzę możliwości bardziej efektywnego przywracania do zdrowia obywateli dopóki nie będzie w szpitalach więcej personelu pomocniczego, co naprawdę bardzo poprawiłoby sytuację.
A co za tym idzie odpowiadając na koniec na postawione przez pana pytanie, czy zdrowie należy w naszym kraju do podstawowych konstytucyjnych wartości odpowiem przewrotnie. Powinno należeć, a czy należy to niech sobie czytelnicy sami odpowiedzą po lekturze naszej rozmowy na to pytanie. I tu dodam jeszcze, że mam na myśli nie tylko zdrowie fizyczne.
”Ważne byśmy o zdrowiu myśleli też w kategorii zdrowia psychicznego, nie tylko epidemii, gorączki i złamanej nogi. Zdrowy obywatel to osoba postrzegana holistycznie, a zatem także ważny jest aspekt zdrowia psychicznego. I tu sytuacja jest wręcz dramatyczna, szczególnie w psychiatrii dziecięcej.
Według najnowszych statystyk liczba prób samobójczych w Polsce rośnie lawinowo. W Polsce szybki i publiczny dostęp do profesjonalnej opieki psychologicznej praktycznie nie istnieje. Ceny za prywatne wizyty często przekraczają możliwości finansowe danej rodziny. W efekcie reaguje się dopiero wtedy, gdy stanie się coś dramatycznego. Prawda niestety jest przykra. Pomoc nie nadchodzi miesiącami. W ciągu ostatnich pięciu lat liczby te wzrosły dwukrotnie. Łącznie – we wszystkich grupach wiekowych – w pierwszych dziewięciu miesiącach 2022 roku ponad 11 tys. razy podjęto próbę samobójczą. Życie odebrało sobie 3849 osób. Pozwoli pan, że pozostawię już te przerażające dane bez komentarza.
Jeżeli uda się zmienić obecną władzę, to co jeszcze warto by zmienić w ochronie zdrowia, wprowadzając lub może przywracając coś, co już mieliśmy przed kolejną „reformą” czy „deformą zdrowia”, może też „kradnąc” pomysły z zagranicy?
Trochę już powiedziałam: podwyższenie nakładów na ochronę zdrowia do 8% PKB – postulat lewicy, której jestem przedstawicielką, zwiększenie liczby personelu medycznego i pomocniczego, przestrzeganie higieny pracy – zapewnienie odpoczynku po dyżurze bez konieczności brania dodatkowych dyżurów, bo grafik się nie ,,spina”. Wprowadzenie kontroli przestrzegania norm zatrudnienia w placówkach medycznych – czyli adekwatna liczba personelu do liczby pacjentów, mniej przepracowany personel zatrudniony na umowie o pracę bez konieczności dorabiania w kilku miejscach.
Kolejna rzecz, która moim zdaniem wymaga poprawy to szeroko pojętą edukacja zdrowotna. Uczenie społeczeństwa, od podstaw, od przedszkola, od szkoły podstawowej – zachowań prozdrowotnych. Przecież dzięki temu mielibyśmy bardziej świadome tego jak dbać o zdrowie swoje i innych społeczeństwo, które nie musiałoby korzystać tak szeroko z ochrony zdrowia. Druga rzecz – pielęgniarka w każdej szkole, a nie jedna na kilka placówek oświatowych. Opieka stomatologiczna! W Polsce 80% młodych ludzi ma próchnicę. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że leczenie stomatologiczne jest wyłącznie prywatne. Rodzice, których na to nie stać nie zaprowadzą dziecka do dentysty. Nie ma też profilaktyki w szkole. To samo jest z cukrzycą, ze wszystkimi wadami postawy. Mogłabym wymienić dużo więcej punktów, ale to już byłoby zbyt szczegółowe wchodzenie w temat i nie mamy dość czasu żeby zagłębiać się w szczegóły dość powiedzieć, że nasz system ochrony zdrowia nie działa dość sprawnie i nie rozwiązuje dostatecznie problemów pacjentów. Nadal główny ciężar opieki nad pacjentem spoczywa na SORach i szpitalach, i to trzeba zdecydowanie naprawić.
Rzecz, o której nie da się jednak nie wspomnieć, to komercjalizacja placówek zdrowia, która była przeprowadzona po okresie wieloletnich zaniedbań w publicznej ochronie zdrowia. Wśród odbiorców usług medycznych powstało wrażenie, że prywatne jest lepsze. Pacjenci na myśl o publicznej ochronie zdrowia do dziś widzą przed oczyma jakiś koszmar, przed którym uciekają do sektora prywatnego, o ile mogą sobie na to pozwolić. A tak być nie powinno! I nie chodzi o to, że jestem przeciwna prywatnym przychodniom czy szpitalom. Jak kogoś stać to niech się w nich leczy. Jestem za tym, żeby publiczna ochrona zdrowia, która leczy wszystkich niezależnie od zasobności portfela była dostępna i na dobrym poziomie, bo zdrowie i życie to nie są towary na rynku. A tak już na koniec dajmy się ponieść marzeniom i
”wyobraźmy sobie dobrze funkcjonujący system ochrony zdrowia. Co nam daje? Daje nam poczucie bezpieczeństwa, otwarcie na zaangażowanie w różne aktywności społeczne, które budują więzi międzyludzkie, a co za tym idzie wzmacniają demokrację.
Mówiąc bardziej obrazowo. Jeśli zachorujemy na chorobę, która wymaga dłuższego leczenia, a być może wręcz zmiany naszych nawyków i przyzwyczajeń, w sytuacji kiedy dostęp do ochrony zdrowia jest ograniczony, bo trudno jest uzyskać pomoc specjalisty czy wykonać zalecone przez niego badania itd, wymaga to naszego zaangażowania, poświęcenia czasu, często sporych środków finansowych, potrafi to być na tyle wyczerpujące, że nie zostawia już przestrzeni i energii na inne aktywności. Jeśli by wszystko działało jak trzeba nie musielibyśmy bać się choroby i cieszyć w pełni życiem i zdrowiem. Zdrowy obywatel to zdrowe społeczeństwo, zdrowe społeczeństwo to aktywizm społeczny wyrażony chociażby w zaangażowaniu obywatelskim skierowanym przeciwko naruszeniom demokracji w państwie. A zatem, to więcej demokracji.
Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę wszystkim nam, żeby było lepiej.
Dziękuję bardzo.
————
Joanna Wicha – Pielęgniarka i socjolożka. Członkini Prezydium Rady Krajowej Partii Razem. Członkini Związków Zawodowych Pielęgniarek i Położnych. Członkini zarządu stowarzyszenia Spójnik. Od trzydziestu sześciu lat w służbie zdrowia. Obecnie pracuje w szpitalu dziecięcym. Mieszka w Warszawie. W Razem od 2015 r. Przekonana o tym, że dobrze zarządzane państwo może być gwarantem godnego życia jego obywateli. Prywatnie mama, miłośniczka kotów i jazdy na rowerze.