Więcej stopni oddalenia - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
3409
post-template-default,single,single-post,postid-3409,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,smooth_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

Więcej stopni oddalenia

Więcej stopni oddalenia
Rafał Tomański

Po środowej debacie Komisji Europejskiej wiadomo, że Polska stała się właśnie pierwszym krajem w historii objętym tzw. procedurą kontroli praworządności.
Wytyczanie nowych szlaków nie zawsze wychodzi na dobre. Przed nami żadne państwo w historii nie wywołało tak ostrej reakcji ze strony Brukseli i choć uruchomiony mechanizm może pełnić rolę międzynarodowego straszaka, z powodu całej sytuacji cierpi reputacja Polski.
Od końca grudnia wiadomo było, że KE przygląda się zmianom wprowadzanym przez nową parlamentarną większość. Niepokój budziło tempo zmian, ich kierunek i uliczne protesty ludzi, którzy coraz częściej demonstrowali pod hasłami mówiącymi o zagrożeniu demokracji. Pomimo telefonicznych rozmów z premier Beatą Szydło KE podjęła decyzję o przeniesieniu kontaktu z naszym krajem na poziom tzw. dialogu kwalifikowanego. Co to w praktyce oznacza?
Mechanizm unijnej kontroli składa się z trzech etapów. Pierwszy z nich polega na wyjaśnianiu sytuacji poprzez korespondencję, spotkania i zbieranie opinii o tym, co naprawdę zawierają zmiany wprowadzane przez PiS. Jednym z kluczowych elementów tej wstępnej układanki danych ma być dla Brukseli raport Komisji Weneckiej oceniającej ustawę o Trybunale Konstytucyjnym.
Po dwóch miesiącach prac, w połowie marca Komisja Europejska zbiera się ponownie, by ocenić zebrane materiały. Jeżeli wyjaśnienia strony polskiej są wystarczające i nie budzą wątpliwości, wówczas procedura zostaje zamknięta i sytuacja wraca do normy. W razie gdy jednak KE stwierdzi naruszenie praworządności, wówczas Warszawa zostanie poproszona o odpowiednie zmiany. Scenariusz negatywny bierze pod uwagę niewykonanie przez Polskę ustaleń Unii i niestety istnieje wówczas możliwość poddania pod głosowanie państw członkowskich pozbawienie naszego kraju głosu na forum unijnym. Bruksela może ostatecznie na kraj nałożyć sankcję, o której mowa w 7. artykule Traktatu o Unii Europejskiej, czyli zwrócić się do Rady o stwierdzenie „poważnego ryzyka naruszania wartości UE przez kraj unijny”.
Ta ostatnia możliwość to najczarniejszy scenariusz, jednak po spotkaniu Jarosława Kaczyńskiego z Viktorem Orbanem Warszawa dostała zapewnienie o węgierskim sprzeciwie, wobec takiego ubezwłasnowolnienia Polski. Szybko jednak okazało się, że węgierski komisarz, Tibor Navracsics odpowiedzialny za edukację, kulturę, młodzież i sport, nie był przeciwny wszczęciu procedury kontroli praworządności wobec Polski. Nieformalnie takie rozwiązanie zawieszenia kogoś w pełnych prawach członka Wspólnoty nazywa się bombą atomową.
Komisja Europejska ma kilka powodów do zmartwienia. Wybiórcze podejście do wyroków Trybunału Konstytucyjnego, przyspieszone zmiany w ustawie medialnej, reformy prokuratury oraz być może także uchwalona w czwartek ustawa o rozszerzeniu uprawnień do inwigilowania obywateli przez odpowiednie służby – lista zastrzeżeń do poczynań nowego rządu PiS może ulec wydłużeniu w najbliższym czasie, jednak w obecnej chwili pod lupę będzie brana jedynie sytuacja związana z Trybunałem.
Sam mechanizm kontroli jest obecny w Europie dość krótko, bo dopiero od marca 2014 roku, jednak jego wcześniejszy brak nie oznacza, że KE nie miała zastrzeżeń do innych państw. Kwestionowano stan praworządności także na Węgrzech. Przed świętami, 16 grudnia ub. r. przyjęto rezolucję dotyczącą praworządności i poszanowania praw podstawowych na Węgrzech. Zdaniem Komisji powinno się niezwłoczne rozpocząć proces monitorowania stanu demokracji, praworządności i praw podstawowych wśród tych wdrażanych ostatnio przez Budapeszt, niepokój wywołuje cykl pospiesznie podejmowanych decyzji węgierskiego rządu o ograniczaniu niektórych organizacji społecznych oraz nierespektowaniu praw osób należących do mniejszości, w tym praw Romów, Żydów czy osób LGBT. W tle pozostają także nasilające się nastroje antyimigranckie, które niestety zaczynają ogarniać coraz więcej krajów Europy.
W polskiej sprawie pojawia sie ciekawy wątek. Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji, komisarz odpowiedzialny za kwestie prawne oraz przy okazji adresat nieprzyjaźnie nastawionych listów ministra Zbigniewa Ziobry rugających Brukselę za wtrącanie się w sprawy naszego kraju, już w 2006 roku został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi RP przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W postanowieniu jako powód przyznania odznaczenia wymieniono „wybitne zasługi w promowaniu spraw Polski”.
Wnikliwego spojrzenia Unii Europejskiej nie ma co się obawiać. Można z niej zawsze wystąpić samodzielnie, teoretycznie nie można zostać karnie usuniętym (choć to już jest dość zawiły problem prawa międzynarodowego) i na razie też nawet wspominana „bomba atomowa” nie ma tak katastroficznych skutków, jk można by się spodziewać. Jednak cierpi przede wszystkim wizerunek Polski na świecie. Pierwsze oznaki, że galimatiasu wywoływanego przez PiS przestraszą się także zagraniczni inwestorzy, widać już po obniżeniu ratingu czyli gospodarczej wiarygodności kraju przez jedną z trzech najważniejszych agencji. Być może z czasem, gdy problemy na Węgrzech i w Polsce staną się jeszcze bardziej poważne, Bruksela dostosuje swoje prawo i pozbawi prawa weta tych, wobec których sama będzie miała wątpliwości. Są już odpowiednie projekty takich rozwiązań. Warszawa nie będzie mogła liczyć na wsparcie Budapesztu, Węgrzy także nie dostaną wsparcia od nas, gdy ich praworządność zostanie ostatecznie zakwestionowana. Jednak ani jedna, ani druga sytuacja nie powinny mieć miejsca. Rządy powinna cechować powagą, szacunek wobec obywateli i chęć do tworzenia ciągłości ze swoimi poprzednikami. Inaczej współpracę zastąpi coraz większe oddalenie.