Ucieczka od zjednoczonej Europy - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
11055
post-template-default,single,single-post,postid-11055,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,smooth_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

Ucieczka od zjednoczonej Europy

Wszystko wyglądało niczym początek wielkobudżetowego filmu fantastycznego – nad Europą spokojnie rozpoczynającą dzień, zawisło coś dziwnego, a po chwili okazało się, że paniki i strat nie da się już uniknąć. Anglicy postanowili opuścić Unię Europejską.

Zbigniew Wolski

Obudziliśmy się rano i okazało się, że największe polskie firmy notowane na giełdzie skurczyły się przez jedną noc o dziesięć procent. Kilka godzin później było już znacznie lepiej, ponieważ odzyskały połowę utraconej wartości. Zadziałał europejski system finansowy, nie lubiący takich niespodzianek. Nieszczęśni frankowicze stracili nadzieje z uwagi na szybujący kurs waluty szwajcarskiej. W Niemczech wyglądało jeszcze gorzej, pierwszy raz w historii notowania pojawiły się z kilkuminutowym opóźnieniem, ogromna ilość operacji zablokowała system giełdowy. Wszystkie rynki na kontynencie odnotowały również wysokie spadki. Funt spadł do niskich wartości, niewidzianych od trzydziestu lat, będący chyba najdalej o zamieszania jen z godziny na godziny stał się najbardziej pożądaną walutą, wtórował mu dolar. Popularne u nas określenie – nic się nie stało, nie może mieć zastosowania do określenia decyzji Wielkiej Brytanii o opuszczeniu Unii Europejskiej.
Zanim politycy mogli zareagować na zaskakującą dla nich (co podkreślają) sytuację, już zdołaliśmy zbiednieć, a to nie koniec tego tematu. Wkład Anglii do budżetu europejskiego wynosi kilkanaście procent, co oznacza, że staliśmy się ubożsi o taką wartość. Pozostaje zacisnąć pasa lub sięgnąć głębiej do kieszeni, aby zachować fason. Z punktu widzenia beneficjentów, takich jak my, jeszcze gorszym rozwiązaniem byłoby wyjście kolejnych zamożnych państw ze wspólnoty. Na fali szaleństwa w kolejce do drzwi ustawiły się Francja, Holandia i Dania. Okazuje się, że za chwilę Unia Europejska będzie strukturą dla niewielkich graczy z obrzeży starego kontynentu, marzących o potędze.
Nasz nowy i największy sojusznik w polityce europejskiej uszedł z pola bitwy, zostawiając nas na pastwę Grupy Wyszehradzkiej oraz otwartych na oścież dla emigrantów Niemiec. Nie był to długi romans, w dodatku sąsiedzi mówili o nim jako o mezaliansie. Nie wszyscy rozumieli nasze wspólne interesy i chyba nawet dziś zagadką jest, co z tego wynieśliśmy. Nie płaczmy nad rozlanym mlekiem, ponieważ teraz musimy szybko wybaczyć Niemcom ich słabość do otwartości. Musimy rozmawiać z tymi, co zostali, a jak twierdzi prezes Kaczyński – jest o czym; w grę wchodzi nowy model Unii.
Czekam więc na złagodzenie wypowiedzi o kanclerz Merkel w mediach publicznych. Pożyjemy, zobaczymy. Jeśli już nie uczucia, lecz rozum pchają nas ku Zachodowi, to jednak pomaga nam w tym oddech Kremla na plecach. I to pomaga co najmniej w dwójnasób. Po pierwsze tak jakoś wyszło, że Rosjanie nie budują już rurociągów przez nasz kraj, lecz po dnie Morza Bałtyckiego. Początek gazociągu znajduje się w Rosji, a koniec w Niemczech, niebywałe, ale możliwe. Po drugie, Rosjanie zawsze mieli słabość do munduru i to im raczej nigdy nie minie. Wysiłki ministra Macierewicza, aby dorównać armii Federacji Rosyjskiej uznać należy za medialne; wysiłki te jednak drażnią niedźwiedzia i cel – miast się przybliżać – nadal się oddala.
W dywagacjach o tym, co będzie, a czego nie będzie, nie można zapominać o blisko milionie naszych rodaków przebywających obecnie na wyspach. Dla ładnego wyniku poziomu bezrobocia u nas powrót kilkuset tysięcy osób w wieku produkcyjnym oznaczałby katastrofę. Jednak nie jest tak źle jak można przypuszczać. Chyba nie wszyscy z tego grona chcą wracać, raczej nieliczni, w dodatku ponad połowa ma już status rezydenta albo obywatelstwo brytyjskie, więc resort minister Rafalskiej może spać spokojnie.
Naprzeciw pomysłów naszych emigrantów stoi jednak wielka polityka. Jeśli okaże się wkrótce, że obywatele Unii są gorzej traktowani na angielskim rynku pracy, wtedy powroty są możliwe. Ciekawe kto będzie chciał wykonywać prace, które dotychczas wykonują Polacy? Przypatrując się rodzimemu rynkowi nawet mało spostrzegawczy obserwator zauważy, że jest już nawet u nas wiele ofert w handlu i usługach. W sumie były emigrant nie zmieni zawodu, jednak nie może liczyć na to, że będzie w taki sam sposób wynagradzany. Tu leży główny problem.
Wyjście Anglii z Unii Europejskiej to ciekawy precedens. Mało kto jeszcze kilka tygodni temu na poważnie brał taki rozwój wypadków. Premier Cameron zagrał swoją kartą atutową, lecz przegrał tę grę. Teraz przed nami wiele pytań o model zjednoczonej Europy. W Europie słychać głos populizmu i nacjonalizmu. Ten pierwszy ma sprawić, że wyborcy poczują się lepiej, ten drugi natomiast ma zapewnić pewnego rodzaju złudne przeświadczenie o kształcie nowoczesnego państwa. Nie dla wszystkich krajów kosztem do zaakceptowania jest swoista utrata suwerenności po dołączeniu do Unii. Mamy chyba renesans świadomości narodowej, ponieważ jeszcze kilka lat temu nikt na to nie zwracał uwagi. Korzyści materialne i bezpieczeństwo brały górę. Model zjednoczonej Europy zapewniał niepodległość i jednocześnie ją ograniczał. Tym samym przed Europejczykami wielka praca nad budową nowego modelu. Po drodze trzeba pozałatwiać drobniejsze sprawy w postaci dążeń niepodległościowych regionów, tak jak to ma miejsce w Hiszpanii, albo także i te ująć w nowym modelu. Śmiała koncepcja zakłada model amerykański z rządem federalnym i lokalnym. W Stanach Zjednoczonych, gdzie wszyscy są przybyszami, dość łatwo poświęcić naleciałości historyczne i kulturowe, w Europie to prawie niewykonalne. Trzeba jednak przyznać, że model amerykański doskonale się sprawdza. Zapewnia to wszystko, o czym dalej marzą Europejczycy: potęgę gospodarczą, znaczenie polityczne i bezpieczeństwo.
Amerykanie są w stanie wchłonąć każdą kulturę i dodatkowo zaadoptować to, co w niej jest wartościowe, w ciągu ostatnich dwustu lat stale otwarci są na przybyszy i nie martwią się o tożsamość, bowiem ich tożsamość z zasady ulega transformacji. Europa w swej konsolidacji zatrzymała się w pół drogi i teraz przyszedł czas na refleksję. Pierwsze w historii opuszczenie wspólnoty otwiera możliwość podobnych posunięć dla innych państw, w których dojdą do głosu politycy nie mający szerszego spojrzenia na przyszłość swych krajów. Niekoniecznie to, co sprawdzone jest najlepsze; wyborcy obawiają się pójścia w nieznane i oczekują poczucia bezpieczeństwa, więc populiści w krótkiej perspektywie im to zapewniają.
Do jakich rozwiązań dojrzeje Europa, tego dzisiaj nie wiadomo, lecz powinniśmy życzyć sobie, aby drogą, jaka jest przed nami, była w miarę bezpieczna.