Tropem ministerialnych kroków – wprost do Puszczy Białowieskiej - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
4002
post-template-default,single,single-post,postid-4002,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,smooth_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

Tropem ministerialnych kroków – wprost do Puszczy Białowieskiej

Magda Topińska

Puszcza Białowieska. Ostatni pierwotny las, narodowy skarb wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Przyrody UNESCO. Ostoja wielu chronionych i ginących gatunków, w tym endemicznych, czyli występujących tylko na danym terenie. Dom największego z naszych ssaków – żubra i największego z naszych drapieżników – wilka. Miejsce o olbrzymiej wartości przyrodniczej, edukacyjnej i kulturowej. Ostatnio arena politycznych potyczek.
Najmniejszym z małych bohaterów Ciemnej Strony Mocy polskich realiów został malutki chrząszcz. Kornik drukarz, maleńkie stworzenie o ciekawych zwyczajach, zyskał nagłą sławę. Bynajmniej nie z powodu swojej zdolności do żłobienia korytarzy tak artystycznych, że nie powstydziłby się ich współczesny twórca filigranów. Rozgłos zyskał dzięki swojemu trybowi życia, odwiecznemu i niezmiennemu od czasu swego pojawienia się na Ziemi.
Otóż mama kornikowa w trosce o swoje potomstwo ryje korytarze ułatwiające larwom zdobywanie pożywienia. Tata kornik dłubie okazałe komory godowe. Ich potomstwo wierci małe dziurki wokół siebie, żywiąc się łykiem osłabionych, umierających drzew. W naszym klimacie korniki żerują głównie na świerkach, a kiedy nie ma ich w pobliżu, atakują, choć niechętnie, inne drzewa iglaste: jodły, modrzewie i limby. Korniki zajmują drzewa zatrute zanieczyszczonym powietrzem, osłabione suszą, lub zamierające naturalnie, ze starości. Praktycznie nie zdarza się, żeby atakowały zdrowe, silne okazy.
Wojnę kornikom wypowiedział znacznie większy, choć nie tak okazały jak żubr-Król Puszczy, minister ochrony środowiska z ramienia PiS – profesor Jan Szyszko. Postać znana polskim przyrodnikom i ekologom od lat. Zapalony myśliwy, leśnik, nauczyciel akademicki, polityk, minister w rządach Jerzego Buzka, Kazimierza Marcinkiewicza, Jarosława Kaczyńskiego i Beaty Szydło. Pomiędzy tymi okresami był sekretarzem stanu w Ministerstwie Środowiska i kierownikiem tego resortu. W każdej ze swoich ministerialnych kadencji wykazał się znaczną dynamiką posunięć, którą zarażał tłumy. I tu dochodzimy do zaskakujących zwrotów akcji.
Prawy do lewego…
W czasach, kiedy Jan Szyszko po raz pierwszy piastował stanowisko ministra ochrony środowiska, w latach 1997–1999, w rządzie Jerzego Buzka, wydał całkowite moratorium na wycinkę ponadstuletnich drzew w Puszczy Białowieskiej. Objął całkowitą ochroną polską populację wilków i przyznał kilka nagród obrońcom przyrody, w tym Adamowi Wajrakowi.
W kolejnej swojej kadencji, w latach 2005-2007, wrócił jako krwawy myśliwy. Swoje urzędowanie rozpoczął od konfliktu z Unią Europejską, domagając się zezwolenia na wiosenny odstrzał słonek. Te niewielkie, długodziobe ptaki brodzące są u nas nieczęstym gościem. Niewiele par decyduje się na gniazdowanie w Polsce. Większość tylko przez nasz kraj przelatuje. Te, które wychowują młode w naszym kraju, właśnie wiosną przystępują do zalotów i lęgów. Nisko latające, wabiące buczeniem samce są wtedy wyjątkowo łatwym łupem dla wielbicieli krwawych rozrywek. Na szczęście dla słonek i przyrody – Unia ten bój zwyciężyła.
Kadencję w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza zakończył Jan Szyszko wyłączeniem z obszaru Natura 2000 własnych gruntów, które były miejscem zbierania się żurawi, bardzo nielicznych ptaków lęgowych. Liczba par tych pięknych ptaków szacowana jest w Polsce na zaledwie około 5000. Żurawie objęte są ścisłą ochroną gatunkową ze statutem ochrony czynnej, co oznacza, że należy dbać również o ich środowiska – miejsca zlotów i lęgów. Minister zapraszał tam znajomych przyrodników i ekologów. Jeden z nich, dr Przemysław Chylarecki, ornitolog z PAN wspominał : „Byłem tam w ubiegłym roku (2006 – przyp. aut). Gospodarz podkreślał, że teren zasługuje na unijną ochronę. Miał tam nawet tablicę z napisem Natura 2000”. Skąd zatem ta kuriozalna decyzja osoby stojącej na straży polskiej przyrody?
Nie było to jedynym pożegnalnym prezentem odchodzącego ministra. Kiedy nie udało się przeforsować wiosennej hekatomby słonek, postanowił zrobić prezent drogowcom i mieszkańcom podwarszawskiego Halinowa. Wydał decyzję o przeprowadzeniu wschodniej obwodnicy Warszawy. Początkowo miała iść przez Starą Miłosną z tunelem pod Wesołą. Pech chciał, że tam mieszka sam Jan Szyszko i jego bliższa i dalsza rodzina. Nakazał więc poprowadzenie trasy przez gminę Halinów, co będzie wymagało wycięcia ok 50 ha lasu, wyburzenia niektórych domów i wydłużenia trasy o połowę. Minister argumentował swoją decyzję ochroną stanowisk rzadkich chrząszczy. Nic dziwnego, przecież chrząszcze, z rodziny biegaczowatych wprawdzie, to jego pasja od lat. Posiada wielką ich kolekcję… Co ma zatem do biednego kornika drukarza?
Obwodnica ma być gotowa w roku 2020… o ile minister Szyszko nie zechce znów wprowadzić jakiś „udogodnień”.
Przypomnijmy też decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach realizacji obwodnicy przecinającej Dolinę Rospudy, wydaną w lipcu 2006.
Sprawa Doliny Rospudy poderwała tłumy porównywalne niemal z demonstracjami KOD-u. Decyzją ministra unikatowe w skali europejskiej pierwotne torfowiska Doliny Rospudy mają zostać zniszczone, wybetonowane, wyasfaltowane i zmienić się w obwodnicę Augustowa. Minister, przecząc naukowym doniesieniom, twierdzi uparcie, że torfowiska są antropomorficzne, czyli wykonane przez człowieka (sic!) i nie stanowią żadnej wartości przyrodniczej. To kolejna zadra nie tylko dla obrońców Rospudy, którzy masowo protestowali, ale również i Komisji Europejskiej, międzynarodowych ekspertów, a nawet partyjnego kolegi pana Szyszki, ówczesnego Rzecznika Praw Obywatelskich, Janusza Kochanowskiego. Ufff… znów się udało, torfowiska ocalały.
…lewy do prawego
Przy tych dokonaniach sprawa żubra zastrzelonego przez nieoficjalnego przyjaciela od dwururki i kielicha, jak to określają znajomi ministra, zniknęła niemal niezauważona. Niemal, co nie oznacza, że umknęła uwadze mediów i obrońców przyrody.
Henryk Stokłosa, były senator i biznesmen znany głównie z toczenia wytrwałych bojów z organizacjami społecznymi, oskarżającymi jego firmy o zatruwanie środowiska, to podobnie jak Jan Szyszko, zapalony myśliwy. W roku 2007 dostał zgodę na zastrzelenie zdrowego, kilkunastoletniego żubra, który odwiedzał jego posiadłość. Wiceminister podpisał, jak mówi z upoważnienia pryncypała, byk zginął, biznesmen zrobił sobie z nim zdjęcie, po czym chronionego prawem żubra zjadł. Niesmak i niejasności pozostały do dziś dnia.
Trop politycznej działalności Jana Szyszki prowadzi nas z powrotem do punktu wyjścia – Puszczy Białowieskiej. Właśnie od niej zaczął swoje działania w najnowszej kadencji Minister Ochrony Środowiska. Jego decyzją, według aneksu do „Planu urządzania lasu”, który trafił do Ministerstwa Środowiska, pozyskiwanie drewna w nadleśnictwie Białowieża miałoby się zwiększyć pięciokrotnie. Minister motywuje swoją decyzję walką z gradacją, czyli masowym nasileniem występowania kornika drukarza, niszczącego puszczańskie świerki. Jak mówi nauka, gradacja kornika w starych monokulturach świerkowych jest zjawiskiem całkowicie naturalnym i nie ma w niej niczego niepokojącego. Takie są prawa przyrody – co żyje, w końcu umiera. Zdaniem ekologów i znacznej części naukowców, bez partyjnych powiązań, decyzja ministra jest wywołana jedynie próbą poprawienia materialnego statusu deficytowych leśnictw z Białowieży i Hajnówki.
Profesor Jerzy Gutowski z Instytutu Badawczego Leśnictwa, oraz dr hab. Bogdan Jaroszewicz w obszernym raporcie udowadniają, że działalność kornika drukarza jest zjawiskiem naturalnym i niezbędnym dla zachowania bioróżnorodności ostatniego lasu Europy. Tak – ostatniego lasu, bo pozostałe to już niestety tylko uprawy drewna. Z kolei ekspertyzy zwolenników wycinki Puszczy Białowieskiej wskazują straty z powodu zaniechań w pozyskiwaniu i sprzedaży drewna. Straty te wyliczył poseł PiS Jarosław Zieliński, podając ich wartość w wysokości 500-700 mln PLN rocznie. Jakie zyski przyniosłaby zatem nowemu rządowi pięciokrotnie większa wycinka?
„Oni nie są Polakami”
Jan Szyszko znany jest z bliskich powiązań z Tadeuszem Rydzykiem i radiem Maryja. Na spotkania często przychodzi w towarzystwie barwnych postaci, takich jak kapelan myśliwych diecezji drohiczyńskiej, Tomasz Duszkiewicz, przekonujący, że Biblia nakazuje wszystkiemu, co otacza człowieka, służyć mu. Przeciwników polowania eliminuje z grona rodaków. Mówi krótko: „Oni nie są Polakami”. Inną osobą z bliskich kręgów ministra jest kierownik jednego ze zbiorników wodnych, Leon Chlabicz, który zasłynął przekonywaniem leśników w czasie oficjalnego spotkania, że drzewa umierają, bo straciły sens życia. Znany jest też ze swojego agresywnego antysemityzmu.
W obliczu powyższych dokonań, drobiazgi takie jak oficjalne domaganie się wyjaśnień dotyczących chemtrails, czy dopuszczenia do polowań dzieci bez ograniczeń wiekowych, oraz strzelanie w odległości 100 m od zabudowań, czego domagał się Jan Szyszko, przestają dziwić.
Puszcza Białowieska, ostatni pierwotny las. Życie w niej toczy się własnym rytmem. Rytmem przyrody, odległym od politycznych, personalnych i materialnych rozgrywek. Rośnie od tysięcy lat, pomimo ataków kornika drukarza i innych roślinożernych stworzeń. Pomimo chorób atakujących jej faunę i florę. Nie zniszczyły jej gradacje szkodników, ani zawieruchy historii. Jan Szyszko przeminie, Puszcza pozostanie. Może uszczuplona, pozbawiona części wiekowych drzew i jakże potrzebnego każdemu lasowi martwego drewna, ale przetrwa. Tak jak od początku, kiedy jej najstarsze drzewa były zaledwie małymi siewkami, będzie żyła w naturalnym kole życia i śmierci, wraz z kornikami, żubrami i innymi zamieszkującymi ją gatunkami roślin i zwierząt, po kres.