Patriotyczny patriotyzm
Był sobie kraj nad Wisłą, gdzie przez wiele lat żyli ludzie normalnie. Na ogół pracowali, od czasu do czasu pojawiał się jakiś wynalazek, raz na jakiś czas szaleństwo, a sąsiedzi zza granicy nie wadzili nikomu.
Jerzy Gogół
Rosły domy w wielu miastach, a w stolicy wieżowce prawie do nieba, przybywało samochodów, które zaczęły jeździć po nowych drogach od południa na północ i od wschodu na zachód. Rozbrzmiewała muzyka w domach kultury raz lepsza, raz gorsza, młodzież uprawiała tańce klasyczne lub latynoskie, a na nowych pływalniach i boiskach dzieciaki ochoczo prostowały kości, prężąc mięśnie zwiotczałe od stukania w klawiaturę. Nikt specjalnie nie miał głowy do polityki, tylko tyle o ile, bo niby specjalnego dobrobytu nie było, ale jakoś się żyć dało. Ludzie kupowali mieszkania, budowali domy na kredyt, kupowali nowe lodówki i pralki, i koniecznie duży telewizor z płaskim ekranem, a dla dzieciaków – X Boxa. W niedzielę rodziny szły do kościoła dla modlitwy i popatrzeć jak ubrani są sąsiedzi i trochę dlatego, że tak należy.
Zmiany pojawiły się w 2015 roku, kiedy naród, od tego pamiętnego czasu, nazywany suwerenem, nie wiadomo dlaczego musiał wybrać nowe władze, które co prawda nie były za dobre, ale jakoś z obywatelami się dogadywały. Pojawiła się grupa starych polityków, która nazwała się nowymi, i zawsze przegrywała; była zdenerwowana krańcowo, bowiem była to ich ostatnia szansa przed emeryturą. Postanowiła uwieść suwerena za wszelką cenę, czyli obywateli, obiecując złote góry. Politycy ci mieli jeden problem w postaci konkurenta, co to budował te nowe domy, autostrady, teatry oraz boiska i coś musieli z tym zrobić, bo wiedzieli, że dużo ludzi ich lubi. A że byli cwani postanowili, że zrobią numer, jakiego świat jeszcze nie widział.
Najpierw powiedzieli społeczeństwu, że brakuje patriotyzmu na prywatnych przyjęciach, zawodach sportowych, szkołach, lekcjach, na spacerach, tańcach i każdej innej czynności, jaką wykonujemy. Co gorsza, zaczęli tego patriotyzmu szukać dosyć nachalnie przed wyborami, a nawet jak był, to uważali, że za mało. Zaczęli pokazywać ludzi, że niby nie patrioci, chociaż wielu z nich tyrało po trzydzieści lat dla ojczyzny regularnie płacąc podatki, a nawet wielu miało znaczny dorobek zawodowy, naukowy i artystyczny. Część, która nawet nie wiedziała, co to znaczy, uznała, że jest szansa, aby się wykazać i dokopać tym pracowitym i wykształconym, aby nie zadzierali nosa. Następnie wpadli na pomysł, by wmówić suwerenowi, że rodzenie dzieci nie jest wynikiem miłości, a aktem patriotycznym i obiecali nagrodę za każde patriotyczne dziecko po 500 zł. Kościół trochę się zastanawiał, czy dać nawet z nieprawego łoża, a zwłaszcza tym z in vitro, co to niby gorszej jakości, ale jak pomyśleli o chrzcinach, komuniach i tacy, to w końcu wyrazili zgodę na te patriotyczne dzieci nawet gorszej niby jakości.
Patriotyzm nabrał nowego znaczenia i stał się orężem w wojnie polsko-polskiej o stanowiska, zasługi i apanaże. Kraj się ożywił, a sąsiad sąsiadowi zaczął prawić komplementy mówiąc – „prawdziwy patriota” pod warunkiem, że go lubił. Bo jak nie lubił, to donosił gdzie trzeba, że sąsiad nie jest patriotą i nie kocha Polski. Kraj nad Wisłą zaczął się dzielić na prawdziwych patriotów, zwykłych patriotów i gorszy sort pozbawiony cech patriotycznych, których jak się okazało jest prawie 80%.
Wszystko to było jednak za mało, by wygrać wybory, zatem pasjonaci patriotyzmu postanowili, że dołożą jeszcze jeden bajer i wmówią Polakom, że kraj jest w ruinie. Spokojni mieszkańcy miast i wsi zaczęli się rozglądać i szukać ruin, i faktycznie – znaleźli stare nieodrestaurowane zamki, jakieś bunkry zaniedbane i stare ruiny fabryk sprzed 50 lat, a prasa zaczęła robić zdjęcia, bo było to niezwykle ciekawe na tle nowoczesnym miast, przedsiębiorstw, banków, co marmurami lśniły, i szpitali wyposażonych w najnowsze maszyny do badania ludzi. Ale część uwierzyła, że więcej jest ruin niż nowych dróg, budowli oraz dworców kolejowych i zagłosowali na tych, co przegrywali bez przerwy ceniąc ich za spostrzegawczość. Ale do czasu, bowiem bardziej przytomni zorientowali się, że przecież sami budowali tę Polskę, a ruiny coraz trudniej znaleźć i zdenerwowali się bardzo, że ci od patriotyzmu mają ich za idiotów.
Pomimo to wygrali, bo umieli lepiej kłamać, oszukiwać i dokładnie znajdować patriotyzm, nawet jak go nie było. Może by to jakoś przeszło i suweren, który już niejedno przeżył, jakoś by się przyzwyczaił. Ale zaczęli się czepiać wszystkiego – zaczęli od sędziów, co w Trybunale Stanu pilnowali prawa na zgodność z Konstytucją, którą wszyscy powinni szanować, aby było wiadomo, czego w kraju się trzymać. Część narodu bardzo się tym zdenerwowała i zaczęto podejrzewać, że nie o patriotyzm chodzi tylko o kasę i robotę dla krewnych i znajomych. Zaczęły się dziać dziwne sprawy, bo wzięli się za dziennikarzy, gdyż uznali, że w telewizji jest za mało patriotyzmu i zaczęli ich zwalniać nagminnie. Potem urzędników w administracji, którzy byli w tak zwanej służbie cywilnej i z polityką nie mieli nic wspólnego, a wybrana władza oczekiwała od nich zaangażowania i wielokrotnego powtarzania w ciągu dnia hasła: „Polska w ruinie” albo „ Powstaniemy z kolan”. Interesujące jest to powstawanie z kolan, ponieważ na początku nie wszyscy wiedzieli, o co chodzi i nawet ludzie w kościeli bali się klęknąć, bo już było wiadomo, że władza może zrobić sporą krzywdę. A tak naprawdę chodziło o Niemców – nowa władza doszła do wniosku, że dostanie większą kasę jak będzie stała niż klęczała w intencjach modlitewnych. Tak naprawdę to nie wiadomo, o co władzy chodziło. W każdym bądź razie nawet Kościół, który często mówił „na kolana” za grzechy doczesne, trochę zaczął się wycofywać, by być poprawnym politycznie. Niemcy nie dali się nabrać i dają tyle samo, a nawet zastanawiają się, czy nie dać mniej, bo czują się obrażeni za różne wyzwiska, co władza Polska o nich mówi.
Zaczęły się protesty suwerena, ponieważ zorientował się, że władza chce ograniczyć jej wolność i przez patriotyzm oceniać ludzi, przy jednoczesnym braku przepisów, co to ma oznaczać. Najbardziej wkurzył się suweren wówczas, gdy władza prawdziwych patriotów chciała sobie przyznać dużą kasę co miesiąc przy jednoczesnych podwyżkach dla ciężko pracujących pielęgniarek 200 czy 300 zł, kiedy zarabiają 1500 zeta miesięcznie.
Społeczeństwo zaczęło walczyć o swoje, bo władza jedynie proponowała dalsze represje, sprawdzanie ludzi do trzeciego pokolenia wstecz i zapowiedziała, iż zmieni tak prawo, że za byle co do pudła wsadzi, zwłaszcza za knucie polityczne. Po cichu nawet w mieście poszła pogłoska, że minister zwany „0” ma zamiar budować więzienia osiedlowe i objazdowe, i może wsadzać za brak patriotyzmu.
Zaczęło się dziać w kraju do niedawna spokojnym gorąco tak, że nawet prezydent USA razem z Komisją Europejską zaczęli władzy wytykać, że za patriotyzmem kryje się nacjonalizm, a politycy nie mogą zastępować niezawisłych sądów. Suweren słysząc kolejne projekty władzy, które realizowane są z gigantycznych pożyczek, i jednocześnie pozbawiony forsy na emeryturę, którą składał parę lat, zorientował się, że władza zaczyna więcej zabierać niż dawać i wyraził to w marszach protestacyjnych, pikietach, które rozlały się po całym kraju tak, że dziennikarze musieli latać helikopterami, by nadążyć. Ale władza się zaparła, a ich przywódca na drabince ciągle krzyczy na pohybel komunistom nawet do tych, co walkę z komuną prowadzili i sporo pał oberwali od ZOMO-wców, a nawet mieli duże wyroki za politykę przeciwko komunie. Władza też obraziła Powstańców i nie szanuje żadnych świętości, zatem społeczeństwo zaczyna rozważać czy aby nie zrobić Majdanu albo zacząć budować państwo podziemne, by ograniczyć butę, pychę i obsadzanie na stanowiskach partyjnych bonzów oraz ich rodzin i kolesiów.
Co z tego wyjdzie, zobaczymy, ale jedno jest pewne – suweren nie w ciemię bity i władzy nie da się wodzić za nos na dłuższą metę, zwłaszcza że zamiast być lepiej jest coraz gorzej i wkrótce z kieszeni zacznie ubywać monet.