Odpowiedź na list rodziny Przemysława Gintrowskiego
Szanowni Państwo,
przyznam, że ze zdziwieniem i smutkiem odczytałem Państwa list.
Jestem pomysłodawcą, autorem artykułu, od którego zaczął się ruch KOD, jednym z tego ruchu założycieli i aktywistą. Do postaci i twórczości Przemysława Gintroskiego zawsze czułem wielki szacunek. Dlatego ze zdziwieniem czytam, jakobym jego pamięć profanował.
Muszę tu pokrótce, abyśmy się dobrze rozumieli, wspomnieć kim jestem. A więc ja, Krzysztof Łoziński, rocznik 1948, jestem wnukiem Leonarda Wawrzyńca Żaczkowkiego, pułkownika „Leonarda”, dowódcy jednej z formacji Powstania Warszawskiego, po wojnie żołnierza WiN-u, więźnia bierutowskich katowni, w których mało nie umarł. Jestem synem Jerzego Łozińskiego, żołnierza „Kedywu” (Komendy Dywersji) Armii Krajowej, w okresie stanu wojennego działacza podziemia „Solidarności” w strukturze MRKS. Jestem synem prof. Danuty Łozińskiej, lekarza, w czasie okupacji hitlerowskiej hufcowej Szarych Szeregów, podczas Powstania Warszawskiego, jako ppor. „Danusia”, dowódcy sekcji łączności płk „Radwana”.
Co do mojej działalności, to uczestniczyłem i byłem za to represjonowany dość poważnie, w wydarzeniach marca 1968, byłem współpracownikiem KOR (choć nie jakoś wybitnym), uczestnikiem strajków sierpnia 1980 roku, nawet przewodniczącym jednego z komitetów strajkowych. Później byłem działaczem „Solidarności” na szczeblu regionu (Mazowsze), w stanie wojennym i później działaczem podziemia „S”. Byłem wielokrotnie i brutalnie represjonowany, skazany na 1,5 roku więzienia, pozbawiany pracy. Grożono mi zastrzeleniem, przystawiając do głowy nabity i odbezpieczony pistolet, zgniciem na Syberii, porwaniem i zabiciem dzieci, zgwałceniem żony itp.
Dziś czytam w państwa liście, że „nie mam pojęcia o elementarnych standardach moralnych” i „szacunku dla drugiego człowieka i jego rodziny”. Pytam więc: na jakiej podstawie wysuwacie Państwo takie oskarżenia?
Przykre to dla mnie, bo piosenki Przemysława Gintrowskiego śpiewaliśmy podczas strajków, manifestacji ulicznych stanu wojennego, a także „pod celą” Mokotowskiego Więzienia, w tym samym pawilonie, w którym siedział kiedyś mój dziadek, tyle że przemianowanym z dziesiątego na trzeci. Jakoś nie przyszło mi wtedy do głowy, że „nie mam pojęcia o elementarnych standardach moralnych”.
Piszecie Państwo:
„Prezentowanie twórczości Gintrowskiego na Waszych zlotach uwłacza Jego pamięci. Wasze celebryckie, medialne, wymuskane twarzyczki, krzyczące o zamachu na wolność słowa w polskich mediach czy zagrożeniu prawa do prywatności… Śmiechu warte… gdzie byliście, kiedy bliski Wam obóz władzy uchwalił tzw. ustawę 1066?”.
Szanowni Państwo, nie bardzo rozumiem, na jakiej zasadzie śpiewanie lub odtwarzanie piosenek Przemysława Gintrowskiego, człowieka który zawsze stał po stronie wolności i demokracji, na demonstracjach w obronie wolności i demokracji ma „uwłaczać Jego pamięci”. Rozumiałbym, gdyby to robił były komunistyczny prokurator Stanisław Piotrowicz, były komunistyczny sędzia Kryże, który skazywał moich kolegów, były sekretarz PZPR w okresie stanu wojennego Marcin Wolski, lub parę innych podobnych postaci (obecnie w PiS). Ale co jest uwłaczającego, gdy czynią to ludzie walczący w obronie demokracji, przeciw partii, która chce przywrócić wszystko, co było za komuny najgorsze, zniewolone media, cenzurę, podległe politycznie prokuratury i sądy, państwo policyjne? Partii, której główną metodą uprawiania polityki jest notoryczne kłamstwo na niemal każdy temat?
Oczywiście, jeśli Państwo sobie tego nie życzycie, to my to uszanujemy. Ale chciałbym, byśmy sobie parę rzeczy wyjaśnili.
Piszecie państwo: „Wasze celebryckie, medialne, wymuskane twarzyczki”. Nie rozumiem, skąd tyle agresji. „Celebryckie twarzyczki”? Szanowni Państwo, do naszego komitetu należy dziś 55,5 tysiąca ludzi, na „fanpage’u” zarejestrowało się 130 tysięcy, blisko sto tysięcy ludzi bierze udział w demonstracjach (najbliższe, 23 stycznia, odbędą się w 40 miastach) pomimo zimy i mrozu. Według badań sondażowych, podobne lub identyczne zdanie co my ma ponad połowa społeczeństwa. I co, ci wszyscy ludzie mają „celebryckie, medialne, wymuskane twarzyczki”? Bardzo bym prosił, byście zauważyli państwo, iż my, mimo bardzo brutalnych oszczerstw z drugiej strony, nikomu nie ubliżamy. My nie zatrudniamy kilku tysięcy trolli do pisania obelg w Internecie. Na naszych demonstracjach nie spotkają państwo obelg pod niczyim adresem. I bardzo bym prosił, by nie używać obelg wobec nas, nawet jeśli mają państwo zupełnie inne poglądy.
Pytacie państwo: „gdzie byliście, kiedy bliski Wam obóz władzy uchwalił tzw. ustawę 1066?” (chyba chodzi o ustawę 1064, o TK, bo 1066 dotyczyła zupełnie czego innego). Po pierwsze „bliski nam obóz władzy”, bliski komu? Tym stu tysiącom ludzi, którzy nie należeli do żadnej partii politycznej, którzy mają najróżniejsze światopoglądy, najróżniejsze polityczne preferencje, a łączy ich tylko sprzeciw wobec dążenia jednego ugrupowania, a nawet jednego człowieka, do ustanowienia dyktatury (z czym zresztą on się nawet specjalnie nie kryje – patrz: projekt konstytucji PiS)?
A gdzie byliśmy? Każdy gdzie indziej. Nie byliśmy politykami, posłami, senatorami. Myślę, że większość z nas nawet nie wiedziała, że jest taka ustawa, bo żadnej wrzawy, także ze strony PiS, wówczas nie było. PiS oczywiście głosował przeciw, bo rutynowo głosował przeciw wszystkiemu, co wnosiła strona rządowa, ale żadnego głośnego larum nie ogłaszał, wcale głośno nie protestował. To, że ta ustawa może być pretekstem do robienia politycznej awantury, PiS wymyślił dopiero kilka miesięcy później.
Warto, by Państwo zauważyli, że KOD nie jest kontynuacją żadnej partii politycznej, nie jest z żadną partią związany i nie powstał z inicjatywy żadnej partii (o czym wiem najlepiej, bo powstał z inicjatywy mojej). KOD tworzą zwykli ludzie, który nie utracili żadnej władzy, żadnych przywilejów, bo nigdy żadnej władzy i żadnych przywilejów nie mieli. Ja też nigdy nie miałem żadnej władzy i żadnych przywilejów. Byłem emerytem i jestem emerytem.
Wybaczcie państwo, ale czynienie jakiejkolwiek organizacji zarzutu z tego, że czegoś nie zrobiła, gdy jeszcze nie istniała, jest absurdalne. Tak samo absurdalny jest wniosek, że jeśli zwykli ludzie, niezajmujący żadnych stanowisk rządowych, niebędący politykami, posłami, senatorami, nie występowali przeciw poczynaniom władzy, to znaczy, że popierali wszystko, co ta władza robi. Od niezajmowania się polityką do popierania działań polityków jest jeszcze daleko. To jest twierdzenie wewnętrznie sprzeczne: z tego, że ktoś nie zajął stanowiska, wcale nie wynika, że jest po konkretnej stronie. Z niezajęcia stanowiska wcale nie wynika ani to, że jest się za, ani to, że jest się przeciw. Nie zajmowanie się czymś wcale nie oznacza, że się to popiera.
Piszecie Państwo:
„nie szargajcie pamięci i twórczości osoby nam najbliższej. Nie staliście po jednej stronie, nie doświadczyliście tego, czego on musiał doświadczyć będąc po prostu patriotą i poruszając w swych pieśniach tematy dla Polski najważniejsze”.
Wybaczcie Państwo, ale chyba prawda jest inna. Nikt z nas nie szarga pamięci, ani twórczości Przemysława Gintrowskiego. Wręcz odwrotnie, używaliśmy jego utworów, bo podzielamy TE SAME co on wartości. Wbrew temu, co Państwo piszą, STALIŚMY PO TEJ SAMEJ STRONIE. Chyba Państwo nie zauważyli, jak wielu ludzi dawnej „Solidarności” tworzy nasz komitet, w tym większość przywódców strajków sierpnia 80, „Solidarności” i podziemia lat 80. Są z nami tacy ludzie, jak Lech Wałęsa (przewodniczący „S”), Bogdan Borusewicz i Jerzy Stanisław Borowczak (organizatorzy i inicjatorzy strajku w Stoczni Gdańskiej), Zbigniew Bujak (przewodniczący Regionu Mazowsze, członek TKW w podziemiu), Władysław Frasyniuk (przewodniczący Regionu Dolny Śląsk, członek TKW w podziemiu), Bogdan Lis (uczestnik strajku w Stoczni Gdańskiej, członek TKW w podziemiu), Janusz Onyszkiewicz (rzecznik prasowy „S”, członek zarządu Regionu Mazowsze), Henryka Krzywonos (uczestniczka strajku w Stoczni Gdańskiej, członek MKS) i wielu, wielu, innych czołowych działaczy S”. Trudno mi wymieniać wszystkich, ale prawie wszystkich kolegów z okresu „S” lat 1980-81 spotykam w KOD, także kolegów z podziemia i z komunistycznych więzień.
Piszą Państwo, że „nie doświadczaliśmy tego co on”. Chyba są Państwo w głębokim błędzie. O ile wiem, Przemysław Gintrowski, którego, jeszcze raz powtarzam, bardzo za jego twórczość i postawę szanuję, nie był ani więziony, ani torturowany, a większość z kolegów, których tu wymieniłem, i ja też, była. I naprawdę wiemy, co to jest dyktatura i dlatego nie chcemy jej w Polsce ponownie.
Piszecie Państwo:
„Ani nam witać się, ani żegnać, żyjemy na innych archipelagach KOD-owicze”.
Trudno, to Państwa wybór.
Z poważaniem
Krzysztof Łoziński