O raporcie zespołu ekspertów
Tekst raportu Zespołu Ekspertów do spraw Problematyki Trybunału Konstytucyjnego jest stronniczy, niekompletny i zawiera prawnicze herezje. Taki dokument nie powinien być podstawą jakichkolwiek prac legislacyjnych.
Marcin Matczak
Przeanalizowałem raport zespołu ekspertów powołanego przez marszałka Kuchcińskiego. Chciałem sprawdzić, czy – jak mówił marszałek – raportu tego “nie powstydziłoby się dwadzieścia trybunałów konstytucyjnych z prawdziwego zdarzenia”. Oto podsumowanie moich wrażeń. Będzie krótko i językiem nieprawniczym, żeby laik mógł się zapoznać z “dokumentem”.
Raport, który miał całościowo analizować problematykę sądownictwa konstytucyjnego w Polsce, liczy raptem 82 strony. Te 82 strony zostały opracowane przez 14 osób w ciągu 3,5 miesiąca. Jest to rozmiar pracy magisterskiej. Dla porównania: uzasadnienie wyroku TK w sprawie K 47/15, przygotowane przez 12 sędziów w czasie dużo krótszym (2,5 miesiąca), liczy prawie 300 stron. Jest to rozmiar monografii habilitacyjnej. A problematyka bardzo podobna – zasady funkcjonowania sądownictwa konstytucyjnego w Polsce. To tak à propos rzekomego lenistwa sędziów TK, które publicznie zarzuca im PiS. Czy całościowe rozpatrzenie zagadnień związanych z sądownictwem konstytucyjnym wymaga opracowania wielkości pracy magisterskiej czy monografii habilitacyjnej? Czy raport jest wart 20 trybunałów czy raczej około 20% trybunału? Odpowiedź pozostawiam Czytelnikowi.
Oczywiście, ilość nie musi przekładać się na jakość. Być może członkowie zespołu są mistrzami zwięzłości. Niestety, nie są. Raport otwiera bardzo długa retrospekcja, sięgająca Konstytucji 3 Maja, a wykazująca, że we frazie „demokratyczne państwo prawa” państwo demokratyczne jest sto razy ważniejsze niż państwo prawa (!). W dalszej części pojawiają się przypisy ciągnące się przez dwie strony (w tym mój ulubiony: przypis 29, analizujący szczegółowo manipulacje semantyczne, których dopuścili się rzekomo prezes Rzepliński i sędzia Tuleja – gorąco polecam do przeczytania w całości). Cała druga część raportu to liczące 10 stron kalendarium wydarzeń w sporze o trybunał. Najgorsze jednak jest to, że te 82 strony nie wystarczyły na ustosunkowanie się do opinii Komisji Weneckiej, co – jak czytamy we wstępie – było głównym celem raportu. O czym poniżej.
Argument suwerena i argument dumy narodowej – a nie argumenty merytoryczne
Wobec opinii komisji autorzy raportu stosują metodę odpowiedzi generalnych (bez odnoszenia się do najważniejszych tez komisji punkt po punkcie) i stosują w tym zakresie dwa argumenty. Pierwszy to argument suwerena (demokratycznie wybrana władza nie może być krępowana „abstrakcyjnym porządkiem prawnym” – s. 8). Drugi to argument dumy narodowej („standardy międzynarodowe” nie powinny mieć zastosowania do Polski, bo to my mamy pięćsetletnią historię parlamentaryzmu i nie trzeba nas demokracji uczyć – s. 24). Poza tym komisja patrzy na problem TK niewłaściwie, bo „przez wąski pryzmat konkretnych faktów” (s. 17). Wyraźna zgoda autorów raportu dotyczy tylko tych fragmentów opinii, które wskazują, że swój udział w kryzysie konstytucyjnym miała poprzednia koalicja rządząca (na s. 15 znajduje się skrupulatne wyliczenie tych kilku fragmentów). Zadziwiające jest to, że autorzy poświęcają dużo miejsca analizie „pułapek semantycznych” w opinii komisji, uwypuklają jej paternalizm, spierają się na dwóch stronach o to, czy ustawa o TK powinna powtarzać przepisy konstytucji czy też nie (sprawa dość błaha). Zapominają jednak odnieść się do kluczowej konkluzji, zawartej w punkcie 136 opinii Komisji Weneckiej, gdzie jednoznacznie rekomenduje się respektowanie wyroków TK w sprawie wyboru sędziów w październiku i grudniu 2015 r., czy też do jednoznacznego zalecenia w sprawie obowiązku publikacji wyroków TK (punkty 142 i 143 opinii komisji). Autorzy wybierają sobie więc te zagadnienia, co do których chcą się wypowiedzieć, a niewygodne kwestie przemilczają. Na miejscu marszałka zwróciłbym raport autorom jako nieodpowiadający warunkom zlecenia i poprosił o uzupełnienie. Tego wymaga chyba zasada racjonalnego wydawania środków publicznych.
Raport powinien zostać także uzupełniony o odniesienia do pewnego aktu prawnego. Chodzi mi o Konstytucję RP. Wersja, z której korzystali eksperci, wydaje się być ograniczona do art. 7 i art. 197, a więc zasady legalizmu oraz kompetencji parlamentu do uregulowania trybu postępowania i organizacji TK. Oba artykuły królują w raporcie. Równowaga władz (art.10) jest przywoływana tylko po to, aby uzasadnić zwierzchnictwo parlamentu. Art. 195 ust. 1 (podleganie sędziów TK tylko konstytucji) jest przywołany jedynie po to, aby wykazać, że jego wykładnia językowa (sic!) zakłada, że „sędziowie trybunału w zakresie orzekania podlegają tylko konstytucji, ale w zakresie organizacji i trybu postępowania przed nim podlegają także ustawie” – s. 28). Oczywiście, w tekście przepisu o podleganiu ustawie nie ma mowy, podobnie jak nie ma mowy o orzekaniu – jest mowa o „sprawowaniu urzędu”. Art. 8 ust. 2, wyrażającego zasadę bezpośredniego stosowania konstytucji (stał się podstawą orzeczenia TK z 9 marca 2016 r.) czy też art. 173, formułującego zasadę niezależności sądów i trybunałów, próżno w raporcie szukać. Jeśli niezależność sędziów w ogóle się w raporcie pojawia, to tylko jako źródło obowiązku dla sędziów (np. obowiązku apolityczności), nigdy jako źródło obowiązków władzy ustawodawczej czy wykonawczej. Uzasadnieniem dla tak selektywnego podejścia do ustawy zasadniczej jest zapewne ogólna nieufność autorów do tego dokumentu. Na s. 25 wyraźnie za niepożądane uznają podporządkowanie „narodu” „stałemu prawu nadrzędnemu”, zwłaszcza jeśli jest to niezgodne z wolą „narodu”.
Raport pełen prawniczych herezji
Raport jest pełen tez, które przyprawiają tradycyjnie wykształconego prawnika o zawrót głowy. Wymóg vacatio legis nie jest „zasadą konstytucyjną” (! – s.13). Głosowanie większością głosów jest po to, aby 12- i 14-osobowe składy TK (nieprawnikom warto przypomnieć, że takie składy nie istnieją) mogły jakoś rozstrzygać sprawy (!! – s. 62), tym samym zespół uznaje za zgodne z konstytucją głosowanie większością 2/3 głosów w składach istniejących, choć nawet ostatnia tzw. ustawa naprawcza z tej niekonstytucyjnej większości w głosowaniu się wycofała. Prezydent nie mógł zaprzysiąc sędziów wybranych przez poprzedni parlament ze względu na naruszenie zasady nemo iudex in causa sua (!!! – przypis na s. 12). Wybór prezesa i wiceprezesa TK powinien następować miesiąc po (!) wygaśnięciu kadencji sędziego, który pełnił tę funkcję (s. 55). Nic to, że TK przez miesiąc będzie bez kierownictwa. Ważne, żeby nowo wybrany na miejsce prezesa sędzia TK mógł startować w wyborach na tę funkcję. Złośliwy mógłby pomyśleć, że niektórzy członkowie zespołu perspektywicznie myślą o możliwym grudniowym powołaniu i kandydowaniu na prezesa… Odrzućmy jednak tę niegodną myśl.
Konkludując: raport nie realizuje swojego celu, jest selektywny w sposób graniczący ze stronniczością, jest nieadekwatny do problemu, którego rozwiązania się podejmuje, nie traktuje konstytucji jako kluczowego aktu prawnego i zawiera prawnicze herezje. A wiecie, co jest najgorsze? Magistrant, który twierdzi, że vacatio legis nie jest wymogiem konstytucyjnym, nie zostanie magistrem prawa. Doktorant, który na obronie pracy doktorskiej wybiera sobie pytania, na które chce odpowiedzieć, a pomija te niewygodne, nie zostanie doktorem praw. A raport 14 uczonych, który robi dokładnie to samo, stanie się, zgodnie z zapowiedziami PiS, podstawą dla nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, a być może nawet podstawą zmiany Konstytucji RP. To jest przerażające.
Żeby nie ograniczać się do krytyki: na s. 39 raport wyraźnie stwierdza, że to, co wydał 9 marca 2016 roku Trybunał Konstytucyjny, to był jednak wyrok, a nie opinia sformułowana przy kawie i ciasteczkach. Ciekawe, jak z tą tezą raportu poradzą sobie zleceniodawcy.
Tekst ze strony http://www.kod-mazowsze.pl/