Moje pokolenie
AjAWas
Jestem z wyżu demograficznego lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Nas, urodzonych w latach pięćdziesiątych wieku dwudziestego są miliony i dlatego zwracam się do moich rówieśników tym tekstem.
Urodziliśmy się w kraju zniewolonym systemem narzuconym przez obce państwo. Nie wolno nam było mówić tego, co myślimy i tak było przez całą podstawówkę, szkołę średnią i studia, niezależnie od tego kto i kiedy swoją edukację zakończył. Trzeba było słuchać ogromu kłamstwa, lejącego się zewsząd. Telewizja, radio, prasa. To na nas nie działało, ponieważ wiedzieliśmy, że kłamią. Czytaliśmy między wierszami, a z czasem pojawiły się ulotki, wydawnictwa podziemne i wreszcie buchnęła SOLIDARNOŚĆ. Mieliśmy wtedy 20+. Wielu z nas uczestniczyło w tym ruchu aktywnie. Wielu przesiedziało w więzieniu w stanie wojennym za tę aktywność. Niektórzy stracili życie. Nic nie wskazywało, że cokolwiek możemy zmienić, aż nadszedł rok 1989. Cudowna, niespodziewana wolność! Możemy mówić, co chcemy, możemy robić to, co chcemy. Nikt nam nie może niczego nakazać. Jesteśmy wolni i mamy 30+!
Nie mieliśmy doświadczenia, nabytego z życia w innych systemach, uczyliśmy się sami na własnych błędach. Nikt przed nami tego nie próbował. Bolało jak cholera. Szalona inflacja, wynaturzenia, nadużycia, brak systemu oceny i kontroli zachowań gospodarczych, błędy, błędy, błędy. Ale my sami przecieraliśmy te ścieżki. Z czasem błędy były korygowane. Było coraz lepiej, lecz w dalszym ciągu widzimy, że wiele spraw trzeba naprawić, skorygować, wyregulować. Uczymy się tego, do czego w innych krajach dochodzono dziesiątki lat, a może nawet ponad wiek. Nie mamy przyzwyczajeń do respektowania prawa, gdyż w poprzednim systemie graliśmy przeciw prawu i to w nas w dalszym ciągu, w pewnym stopniu siedzi. To czerwone wlecze się za nami i co i rusz wyłazi słabiej, bądź mocniej. Spieprzyliśmy edukację obywatelską naszych dzieci. One nie wiedzą, bo nie pamiętają, ani nikt im tego nie przekazał, że są wartości, prawdy i zachowania, których trzeba strzec, bo inaczej państwo straci, my stracimy i wszystkim będzie gorzej. Nie oceniać nam, jak każdy dom się sprawdził, nie wiemy, co rodzice z naszego pokolenia swoim dzieciom przekazali. Wiemy, co spieprzyli ci, których wybieraliśmy do władz najjaśniejszej RP. Trochę za późno na to stwierdzenie, ale jest ono prawdziwe. Nasi wybrańcy spieprzyli totalnie edukację obywatelską. Trzeba było nawalać się po pyskach z oponentami politycznymi, czynić podchody, zabiegi, układy, sojusze i inne takie tam, ale nikt nie zadał sobie pytania: jak wychowujemy następne pokolenia? To nie jest pytanie do „onych”. To jest pytanie do nas samych. Nie wdaję się w dalsze dywagacje, ponieważ można byłoby na te tematy rozprawiać bez końca. Nie o to chodzi w tym tekście.
Chodzi o to, że urodziliśmy się w kraju zniewolonym, doczekaliśmy się wolności i teraz, na naszych oczach banda oszalałych kretynów, częściowo dzięki nam, robi wszystko, aby to, czego dokonaliśmy przez minione ćwierćwiecze zrujnować, a na dodatek wystawić nasz kraj na pośmiewisko i realne ryzyko wpadnięcia w następną niewolę. Żadne słowa, żadne zapewnienia, bądź gesty nie są w stanie zaprzeczyć widocznym jak na dłoni faktom. Staczamy się jako kraj. Boli to tych, którym dobro kraju jest nieobojętne. Boli to tych, którzy świadomie przeżyli swoje życie i powinno to boleć moje pokolenie. Nie rzucam żadnych haseł. Nie nawołuję do czegokolwiek, ale po prostu pytam, czy mojemu pokoleniu czegoś nie żal? Daliśmy się zwieść, ale możemy to naprawić. Jak? Niech każdy urodzony, każda urodzona w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku odpowie sobie we własnym sumieniu.