Mazowsze zbiera podpisy
Grupy terenowe na Mazowszu zorganizowały już kilka punktów informacyjnych na Mokotowie, na Pradze Południe, w Wawrze i w Łomiankach. Celem akcji jest przekazanie mieszkańcom informacji na temat działalności KOD-u w ogóle, zaproszenie na manifestację 27 lutego, a także zbieranie podpisów pod projektem ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.
Dotychczas rozdaliśmy kilka tysięcy ulotek, zebraliśmy kilkaset podpisów, ale najważniejsze jest to, że przede wszystkim rozmawialiśmy. Te właśnie rozmowy są źródłem kilku wniosków i refleksji.
Wniosek jest banalnie oczywisty: na samym Facebooku nie zbudujemy społeczeństwa obywatelskiego. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, bardzo wiele osób nie korzysta z internetu w ogóle albo korzysta sporadycznie, niekoniecznie zaglądając przy tym na portale społecznościowe. W efekcie informacje, które do tej grupy docierają, to głównie przekazy mediów publicznych, a więc nam nieprzychylne i w wielu przypadkach nieprawdziwe. Wiele osób mówiło nam, że chciało skontaktować się z KOD-em, ale nie wiedziało, jak to zrobić. Inne dopiero w punktach informacyjnych dowiadywały się, że nie reprezentujemy żadnej partii, sami nie jesteśmy partią i nie usiłujemy obalić rządu. Jaką wartość mają informacje, pokazują doświadczenia grupy z Wawra, której udało się zainteresować naszymi celami i marszem trzech zdeklarowanych zwolenników PiS-u! Oczywiście, nie jest to liczba porażająca, ale być może okaże się wyrazem trwałej tendencji.
Bardzo ważnym aspektem sobotniej akcji jest to, że byliśmy widziani. Nie na marszu ani na pikiecie, ale na ulicy, często w swojej dzielnicy i wśród sąsiadów. Takie działania sprawiają, że KOD przestaje być bezosobową organizacją, ale zyskuje twarze konkretnych osób, przyjaznych, uśmiechniętych i otwartych. Trudno to potem złożyć w całość z obrazem „świń kwiczących podczas odrywania od koryta”.
Kogo udało nam się zainteresować? Na pewno nie da się tu wskazać jednej grupy wiekowej, ani „majątkowej”. Pochodzili i starsi, a nawet mocno starsi (92 lata!) i młodzi, mówili o swoich nadziejach, lękach, rozczarowaniach. Mówili i chcieli, aby ich słuchano. To ważne, bo widać jaką rolę w naszych działaniach powinny odgrywać bezpośrednie kontakty.
Bywało też mniej przyjemnie. Grupa praska została wylegitymowana, a namiot musiał być przestawiony, ponieważ do straży miejskiej trafiło zgłoszenie, że zakłócamy (?) porządek.
Spotykaliśmy też osoby niechętne, nawet agresywne, ale po pierwsze było ich niewiele, a po drugie, ponieważ nie znajdowały wsparcia wśród innych przechodniów i nie spotykały się z agresją z naszej strony, szybko rezygnowały.
Pierwsze wnioski z naszej akcji są zatem następujące:
- Jest zainteresowanie KOD-em i naszymi działaniami, bardzo często przychylne – trzeba to wykorzystać.
- Uliczne akcje informacyjne (punkty, plakaty) są potrzebne (ludzie wyraźnie o tym mówią) i dają dobre efekty.
- Im więcej akcji angażujących społeczności lokalne będziemy prowadzić, tym mamy większe szanse na zdobycie nowych zwolenników i wyrwanie z marazmu osób przekonanych, że polityka dzieje się na górze, a zwykły obywatel nie ma szans wpływania na kształt swojego kraju.
Jeśli chcemy, żeby ludzie aktywnie angażowali się w tworzenie swojej rzeczywistości, musimy im pokazać, że działania obywatelskie nie sprowadzają się do pisania postów na różnych portalach, choćby z najszczytniejszych pobudek. Wychodząc na ulice inaczej niż na manifestacje, pokazujemy, że istniejemy naprawdę (nie jako awatary), że robimy coś faktycznie i że nasze działania mają cel, który trudno utożsamiać z obroną stołków i profitów rzekomo zapewnianych nam przez poprzednią konfigurację polityczną. W ten sposób możemy stać się naprawdę masowym ruchem społecznym.