Pod wolny kraj spokojnie kłaść fundament…
Krzysztof Łoziński
18 listopada, miesiąc i dwa dni temu, napisałem krótki artykuł na jedną stronę w Wordzie: „Trzeba założyć KOD”. Myślałem, może ktoś to przeczyta, może coś zrobi? Kto to wie? Na drugi dzień po południu poszliśmy z żoną na urodziny sąsiadki. Nagle dzwoni do mnie Mariusz Ziomecki z Polsatu: – panie Krzysztofie, chcę pana zaprosić do programu, bo ten KOD to już trzy tysiące…, a ja na to: – zaraz, zaraz, ja nic nie wiem. To było 19 listopada, miesiąc i jeden dzień temu.
Tytuł dzisiejszego artykułu to fragment wiersza Jerzego Narbuta z 1980 roku, z czasów gdy niezwykle burzliwie organizowała się „Solidarność”. Zjawiska, z jakimi mieliśmy wówczas do czynienia widzę dziś, choć w nieco innej formie, wewnątrz spontanicznie tworzącego się ruchu Komitetu Obrony Demokracji. Niektóre z nich bardzo wielu naszych kolegów niepokoją, ale powiem tak: to norma w takim spontanicznym ruchu i musimy temu stawić czoła, i to my, a nie nasz przeciwnik, damy radę.
Oczywiście w takim spontanicznym ruchu, w tak masowym ruchu, musieli się pojawić też ludzie, którzy mając nawet bardzo dobre chęci, nie potrafią działać w zespole i zamiast pomagać, co nieco psują. Ale, damy radę. To my, większość, musimy działać spokojnie i mądrze. Musimy rozumieć, że to, co robimy, to nie jest heca, przygoda… To szalenie poważna sprawa, a nasz przeciwnik jest potężny i nie wolno go lekceważyć. Jest nie tylko potężny, ale i cyniczny, pozbawiony oporów moralnych, choć o moralności ciągle tokuje.
Zacznijmy od tego: nie obrażajmy się na siebie, nie dawajmy się podzielić, skłócić. Postarajmy się schować osobiste fobie i ambicje. Nie pora na to. Jeśli ktoś sobie wyobraża, że w KOD zrobi karierę, to może się zdziwić, bo nie można wykluczyć, że pewnego dnia trzeba będzie z tą „karierą” stanąć nawet naprzeciw czołgów. Tu nie ma żartów. Kaczyński nie cofnie się przed niczym, nie martwią go spadające słupki poparcia, bo on nie przewiduje już żadnych uczciwych wyborów, a może nawet w ogóle żadnych wyborów. Ja nie mam złudzeń. Jego celem jest ustanowienie dyktatury i od nas, od obywatelskiego społeczeństwa zależy, czy mu się to uda.
Pozostając jeszcze na chwilę przy naszych sprawach wewnętrznych: mądrze wybierajmy swoje struktury. Potrzebni nam ludzie poważni, spokojni i zrównoważeni, tacy ludzie, którzy wytrzymają ogromną presję. Emocjonalność jest może dobra na wiecach, ale nie w realnym działaniu. Musimy, nikogo nie poniżając, nikogo nie wyrzucając (to nie PiS w końcu), wytłumaczyć niektórym kolegom, że musimy trzymać się reguł. Nie podejmować działań na własną rękę, bez uzgodnienia, nawet jeśli mamy bardzo szlachetne intencje. Wygaszać konflikty, a nie wzniecać. Jeżeli chcemy zabrać głos w sprawach wykraczających poza zakres zainteresowania KOD, to owszem, możemy, ale bez podpisywania się jako KOD, bez podpierania się KOD. I nie umieszczajmy takich treści na naszych stronach.
A teraz trochę z nadzieją. Co się działo, gdy tworzyła się „Solidarność”? „Solidarność” w krótkim czasie osiągnęła liczebność 8 milionów ludzi, a później nawet 10 milionów. I też był żywioł pozornie nie do opanowania. Pozwolę sobie przypomnieć niektóre wydarzenia. Już po miesiącu związek miał struktury, regiony i Komisję Krajową. Był statut i autorytety, pozornie wszystko powinno iść dobrą drogą. Tymczasem wszędzie wybuchały dzikie strajki, często prowokowane przez komunę. Dla nas, działaczy regionu, było to jak gaszenie pożarów na polu minowym. Pojawiał się kryzys za kryzysem. A to sędzia Kościelniak dopisał nam do statutu „kierowniczą rolę PZPR”, a to aresztowali Narożniaka i tak coś niemal co dnia. Ludzie z zarządu regionu jeździli od strajku do strajku i starali się doprowadzać do kompromisów.
Pamiętam na przykład taki incydent: Trwał jakiś poważny kryzys, strajkowała Huta Warszawa i Ursus, tysiące ludzi. Zarządowi regionu udało się dojść do jakiegoś kompromisu z władzą i strajk miał być zakończony. W tym momencie, jako przewodniczący sekcji branżowej pracowników teatrów, jadę gasić konflikt w Teatrze Lalka, w maleńkim zakładzie pracy, może 30 osób? Co się stało? Dyrektor wyrzucił z pracy przewodniczącego komisji zakładowej Solidarności. I mamy taką sytuację: z jednej strony, mamy skończyć strajk dwóch wielkich zakładów, a z drugiej strony związek nie może pozwolić na wyrzucanie z pracy jego działaczy. Wybór jest fajny: co poświęcić – jednego człowieka i zasady, czy z trudem wywalczony kompromis?
Jest po godzinie 22. Wyciągam chyba już z łóżka wiceprezydenta Warszawy i jedziemy negocjować. Około północy kłopot jest zakończony. Jadę do domu i idę spać. Rano telefon: „przyjedź, bo…”. W Teatrze Komedia aktorzy pokłócili się z Olgą Lipińską. Sprawa prosta: ambicje. Mija kilka dni, w innym teatrze aktorzy kłócą się z Józefem Szajną. Znowu ambicje. I tak w koło Macieju.
Ja zajmowałem się teatrami, bo taką miałem działkę, ale inni mieli ten sam wrzący kocioł w Hucie, zakładach Nowotki, Kasprzaka, Róży Luksemburg, w Ursusie, w MZK, itd.
W tej chwili, w Komitecie Obrony Demokracji, ruchu liczącym już około 50 tysięcy ludzi, mamy podobny żywioł. I damy radę. Pamiętajmy, że podporządkowanie się ramom organizacyjnym to nie jest ograniczenie wolności, bo jest dobrowolne. Powstrzymanie zbyt prędkiego języka to nie cenzura, tylko rozsądek. Pod wolny kraj spokojnie kłaść fundament. Ot co.
A będziemy atakowani brutalnie, tak jak robi każda, nawet młoda, dyktatura. Po prostu, ten typ tak ma. Ci ludzie, jak nie kłamią, to chyba nie żyją. Ale my nie możemy robić tak samo.
I na koniec: Byłem na naszej demonstracji w Ełku. Przyszło, według mojej oceny, jakieś 150 do 200 osób. To oczywiście ocena na oko. A już w Internecie ktoś napisał: „było tysiąc osób”. Ludzie nie róbmy takich rzeczy. Głoszenie, że rzeczywistość jest taka, jak bym chciał, to domena pewnego Hegemona, a nie nasza. 200 osób w Ełku to prawdziwy sukces, bo to jest małe miasto, które można całe przejść w ramach jednego spaceru. Tu chyba jeszcze nigdy nie było żadnej demonstracji. Cieszmy się z tego i nie dorabiajmy psa do ogona.
I to by było na tyle.