Krokodyle łzy nad Radomiem
Znam Radom. Mieszkałem tam w latach 90. Cała rodzina mojej żony pochodzi albo z Radomia, albo z okolic. I powiem coś na temat tego miasta. Wspieranie go marszami, to kolejne dziwactwa, którymi usiłujemy „zaszpanować” ciemnemu ludowi wygrzewającemu się w cieple „słońca PiS-u”.
Jacek Sut
Przed 1976 rokiem Radom był zupełnie innym miastem. Dziś wraca do tamtej atmosfery, na Żeromskiego sporo się dzieje, ludzie chodzą deptakiem, przesiadują w kawiarniach, ale do XXI wieku było w mieście jedynie kilka „kuflotek” i strach był na ulicy po 19-tej. Po wydarzeniach 1976 roku nie wiem, czy intencjonalnie, czy po prostu po peerelowsku, wyniszczano tkankę mieszczańską Radomia. Wszak tam zbrojeniówka, więc mieszczaństwa, a szczególnie inteligencji, nie było trzeba.
Deptano więc Radom. Sypano podglebie pod „chciwą babę z Radomia”, „karków” i regularnych gangsterów, które to byty mnożyły się jak muchy na wysypisku. Moje próby zakończenia wieczoru spacerem do kawiarni opłacałem stresem i kończyłem szczęśliwie jedynie dlatego, że jako lokalny artysta znałem tego i owego na mieście, a tamten miał swoje znajomości. Do dziś wspominam wieczór w „Łaźni”, gdy umięśnieni dżentelmeni rozstawiani byli przez jednego malutkiego, któremu na tyle się spodobało moje poczucie humoru, że wrócił do mnie w towarzystwie dwóch piękności. W naiwności swojej myślałem, że mam z nimi porozmawiać, więc szybko się stleniły. Scena jak z „Nietykalnych” Scorsese.
Teraz – nagle – obchody radomskich wydarzeń wróciły na pierwsze strony czasopism i portali. KOD zamaszerował najlepiej jak potrafi, a potrafi. Moje pytanie jednak będzie przewrotne: ile spotkaliście tam chciwych bab z Radomia? Ilu sponiewieranych i pozwalnianych z „Łucznika” przyszło KOD oglądać? A przemysł garbarski? Radom stał bronią i skórą. Nic już prawie z tego nie ma. Zbrojeniówka przetrwała, ale w szczątkach i w trudnej walce. Garbarni właściwie już nie ma. Czasem u kogoś w domu spotkam narzędzie do wycinania dziur w skórze pod nity i okazuje się, że pan domu lub jego ojciec (lub obaj) żyli kiedyś z pracy w garbarni. Przez lata mojego mieszkania w Radomiu jedyną refleksją nad ’76 było to, że wyludniło się centrum, bo popadały zakłady kuśnierskie i kawiarnie. Męczeństwo? Kto się pchał do bitki, ten dostał – proste. Nie ma co rozpaczać, bo sytuacja była klarowna: tu my – tam oni.
Prawdziwemu Radomiowi marsz jest po nic. Grzeją się przy nim szczątki elit, lecz większe znaczenie ma on dla Polski niż dla samego Radomia. Radom potrzebuje pracy i chleba. Potrafimy pomóc im to osiągnąć? Bo jeśli tylko pomaszerujemy znowu pięknie, to na wynik wyborczy nie ma prawa się to przełożyć. Oni mają gdzieś sztandary i kto kogo wyprzedzi w pielgrzymce do pomnika. Przyjdą jakiekolwiek wybory i zagłosują za 500+, a nie za jakąś kolejną pompatyczną tromtadracją patriotyczną wywołaną przez „elyty”, które tylko przez chwilę były z nimi razem.