Brexit – pyrrusowe zwycięstwo
No i stało się: Wielka Brytania rozpoczyna proces wychodzenia z Unii Europejskiej. Jeden z największych potentatów gospodarczych (i nie tylko) głosami swoich obywateli powiedział dość. Komu to powiedział? Całej Unii, w tym Polakom, i tym, którzy zdecydowali się mieszkać na obczyźnie, i tym, którzy korzystają z pieniędzy unijnych w macierzy.
Szymon Karsz
Spróbujmy założyć czarny scenariusz i przyjrzeć się konsekwencjom Brexitu dla Polski, o ile okaże się faktem.
„Jeżeli Brytyjczycy zagłosują za opuszczeniem Unii Europejskiej, złoty może osłabić się o kilkanaście procent. Ale to tylko jedna z negatywnych konsekwencji Brexitu dla Polski”.
To oznaczałoby rychły koniec pisowskich rządów wobec nieuchronnego bankructwa naszego kraju, ale byłoby to dla nas pyrrusowe zwycięstwo nad Kaczyńskim. W tym wypadku jego klęska poprzedzi naszą wspólną klęskę. Zwyciężylibyśmy nad reżimem PiS-u bez Brexitu! Wprawdzie trwałoby to dłużej, ale jednak. Teraz los spłatał nam figla…
Ale po kolei, bo dziś już wiemy, że Wielka Brytania rozpoczęła proces opuszczania naszego grona. Mój przyjaciel, Paweł Jędrzejewski, napisał na Fejsie: „BREXIT? Nic nowego pod słońcem. To już było. W 1534 roku Anglia wyszła z ówczesnej „unii europejskiej”, w której rolę Brukseli spełniał Rzym, a oficjalnym organem najwyższej władzy było papiestwo. Tamta decyzja Henryka VIII była o wiele bardziej drastycznym posunięciem niż dzisiejsza Brytyjczyków, bo ówczesna Unia była znacznie silniejsza od obecnej. Anglicy zapisali 1534 rok na zawsze w swojej narodowej podświadomości, czego dowodem jest to, co zdarzyło się teraz”.
Nie sądzę jednak, by taka – wprawdzie spektakularna – perspektywa historyczna była nam do czegokolwiek potrzebna, żyjemy wszak tu i teraz. Ostatecznie, Niemcy też się w przeszłości okazali brzemienni dla Europy, i trudno stąd wyciągać wnioski, skoro dziś tejże Europy są ostoją. To do niczego nie prowadzi, choć – zgoda – daje nam pewien dystans, wytchnienie i namysł w związku z szokiem, jakiego doznaliśmy.
George Soros, który ostatnio stał się głośny w Warszawie za sprawą publicznej telewizji reżimowej, bo mu skwapliwie wypomniała, że jest spekulantem giełdowym i potomkiem Żydów węgierskich (ta wzmianka jest istotna w przypadku nacjonalistycznego dyskursu), ostrzegał kilka dni temu:
„Brytyjczycy w znaczącym stopniu lekceważą rzeczywiste koszty Brexitu. Zbyt wielu z nich wierzy, że opuszczenie UE nie będzie miało wpływu na ich osobistą sytuację finansową. To myślenie życzeniowe”. (Brexit przyniesie „czarny piątek”. Znany miliarder ostrzega).
Ale nas najbardziej chyba interesuje polska perspektywa, a nie perspektywa Brytyjczyków. Mamy swój dojmujący problem i próbujemy się zorientować, jak też ten problem zareaguje na wyjście Zjednoczonego Królestwa z Unii… Aby nie było wątpliwości, o czym mowa, spójrzmy na ten tytuł: „To przez nich chcemy Brexitu”. Brytyjczycy pokazują Boston – największe skupisko Polaków i innych imigrantów.
„Brexit będzie miało skutki dla całej Europy, ale szczególnie nerwowe nastroje pojawiają się wśród Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Po wejściu do UE fala naszych rodaków zalała Wyspy i dziś mieszka tam ich 850 tys. Co ich teraz czeka?”. W artykule zatytułowanym „Brexit jest faktem. Polacy na Wyspach muszą pakować walizki?” wypowiada się nasza gwiazda polityki zagranicznej, minister Waszczykowski, który uspokajająco stwierdza, że przepisy bardziej restrykcyjne w stosunku do Polaków zmienią się dopiero w perspektywie kilku lat, więc nie ma powodów do zmartwień. No, faktycznie, tak rozumując rząd pisowski w tej kadencji nie ma powodów do zmartwień, bo – w domyśle – coś się zmieni na gorsze pod koniec jego urzędowania i wyniknie problem z ewentualnymi kolejnymi wyborami, a nie teraz, od razu. Waszczykowski zatem uspokoił sam siebie, ale przecież nie nas wszystkich. Podkreślił, że rząd brał pod uwagę obydwa scenariusze (wyjścia versus pozostania UK w UE).
Chyba jednak nie bardzo brał pod rozwagę obydwa scenariusze, bo gdyby brał ten czarny, to by od początku oszczędzał, zamiast trwonić budżet i nie rozdawałby pieniędzy na lewo i prawo. Należało przewidzieć, że przyjdą czasy dekoniunktury, ograniczenie dotacji unijnych i powrót emigrantów zarobkowych do macierzy, a przecież oni przyzwyczajeni są do luksusów brytyjskich i zapewne nie wystarczy im 500+ na otarcie łez. Trzeba będzie zapewnić im wszelkie udogodnienia, pracę, mieszkania… Słowem, taką stopę życiową, jaką zapewniła im Korona Brytyjska. Tymczasem słychać zewsząd, że dziura budżetowa wzrosła do 48 miliardów złotych. Słychać ostrzeżenia, że złotówka teraz dopiero poleci na łeb na szyję.
Brzmią nam w uszach słowa pisowskiego guru od ekonomii, Mateusza Morawieckiego: „Wielkim dniem dla Polski będzie, kiedy wszyscy Polacy mieszkający za granicą wrócą do kraju”. Będzie wielkim dniem, zważywszy na te rozważania: może wrócić nawet 400 tys. Polaków. Czy rynek pracy jest na to gotowy?. Dlatego ojciec narodu, Jarosław Kaczyński, uspokaja: Polska wychodzić z UE nie chce. A może jednak? Niech pan nas wyprowadzi jeszcze z Unii, odcinając od unijnych dotacji. Ostatecznie, tak miło przyjmowaliśmy gościa z Chin, więc mamy zaplecze gospodarcze w razie czego. Sprowadzimy sobie mnóstwo ryżu i będziemy się odżywiać sushi albo choćby pomidorową.
Nierozważne trwonienie publicznego grosza przez obecny rząd, wydatki całkowicie bezsensowne, ale i problematyczne, już doprowadziły do obniżenia wiarygodności Polski i wszelkich możliwych ratingów. Trzeba było jednak spełnić wyborcze obietnice, z części których, a właściwie z większości, rząd teraz wycofuje się rakiem. Już teraz nie ma pieniędzy na nic, a przecież można było pomyśleć wcześniej, że właśnie teraz powinniśmy zacisnąć pasa, by oprzeć się załamaniom rynku pod wpływem Brexitu, że trzeba dysponować zapasem na przyjęcie dzielnych Polaków stamtąd.
Tylko zatem cud uratuje obecny rząd, który jutro stanie przed nierozwiązywalnym problemem, skąd brać pieniądze, bo przecież z pustego i Salomon nie naleje, a co dopiero premier Szydło. Oczywiście, może je dodrukować prezes Glapiński, ale przecież i bez tego złotówka traci na wartości, a w najbliższym czasie straci znacznie bardziej. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii jest dla nas wszystkich tragedią, bo jest klęską idei wspólnej Europy, choć być może dzięki temu reszta, która ją tworzy bardziej się zmobilizuje, by tę Europę konsolidować. Ale największą tragedią i klęską jest dla prezesa Kaczyńskiego i jego pisowskiego reżimu. Czarne chmury nadciągnęły szybciej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. To jest właśnie szczęście w nieszczęściu. Musimy zbiednieć, by zmądrzeć, i tak też się niebawem stanie. Trzeba jednak pamiętać, że ten problem, z którym mamy do czynienia obecnie, problem złej władzy, zastąpiony zostanie pasmem problemów ekonomicznych, równie poważnych. Prawdopodobnie czekają nas ciężkie czasy.