Europa
Krzysztof W. Kasprzyk
We wrześniu 1971 roku po raz pierwszy w życiu pojechałem za granicę. Od razu na Zachód, choć ten zachód był na północy. Po wielu dniach paszportowej udręki nadeszło 10 dni w Finlandii z z grupą Uniwersytetu Jagiellońskiego, w ramach wymiany między organizacjami studenckimi. 10 dni kulturowego szoku. Wszechobecny uśmiech ludzi, cud fotokomórek spuszczających wodę w toaletach, pomocni policjanci, kolorowe sklepowe półki, zespolenie architektury z przyrodą. Wszystko jakieś łagodne, wyciągające dłoń do zwykłego człowieka. Czy nadejdzie czas, że i u nas tak będzie ? Czy zostaniemy kiedyś normalnym państwem, spokojnym społeczeństwem, które zwolna, ale harmonijnie, w warunkach wolności, buduje swoja pomyślność? Pamiętam jak dzień w dzień w Helsinkach, Tapioli czy w Turku zadawalismy sobie to pytanie.
33 lata później te zuchwałe niegdyś marzenia się spełniły. Nie do wiary, a jednak. Przyjęcie Polski i Polaków do unijno-europejskiej rodziny wolnych i demokratycznych narodów wyznaczyło kamień milowy w narodowych dziejach. Z przyjaciółmi świętowaliśmy przed 12 laty ten dzień na leśnej polanie jak dzieci. My, ludzie starszego już pokolenia, z wrytą w pamięć mizerotą epoki komuny i jej beznadzieją wszechobecnej szarości.
Nie, nie uciekam się tutaj do malowania kiczu wolności opartego na haśle „kochajmy się”. Przecież elementarna znajomość historii Europy nie pozostawia cienia wątpliwości, że obecna kontynentalna integracja nie ma precedensu. Nic lepszego, mimo obecnych wstrząsów i trudności sklejania organizmu składającego się z prawie trzydziestu państw, nigdy się dotąd nie zdarzyło. Przenikanie się kultur, wyrównywanie szans, wzajemne uczenie się siebie i od siebie – czyż mogłyby być bardziej przekonywujące filary budowania prawdziwej tożsamości Europejki i Europejczyka?
A może ta kontynentalna świadomość nie jest Polakom zbyt potrzebna? Może nacjonalistyczne lepiszcze, która wciska społeczeństwu propaganda sprawujących władzę, wystarczy do budowy pewności siebie i poczucia słuszności zawrócenia z drogi obranej przed 12 laty?
Chciałbym wiedzieć ilu Polaków tak myśli, ilu bezwiednie dalo w sobie odcisnąć kalkę Układu Warszawskiego w postaci Unii Europejskiej atakującej znienawidzonymi przez prawicę miazmatami liberalnej demokracji. Zastanawiam się równocześnie, co tym ludziom, zwłaszcza establishmentowi rzadzącemu od pół roku, tak naprawdę przeszkadza w przynależności do unijnej wspólnoty. Gdzie ich to boli, uwiera. Czy to standaryzacja wymiarów banana? Czy brak szlabanów na państwowych granicach? Czy możność osiedlania się gdzie kto chce? Czy wysokość miesięcznych poborów Donalda Tuska? A może właśnie członkostwo rodziny, w której nie sposób istnieć bez kompromisów, bez demonstrowania niezdolności do małych ustępstw narodowego egoizmu na rzecz harmonii współistnienia i pogłębiania integracji?
Na pozór diagnoza jest prosta. Oto nadeszła kontrreformacja, zmęczenie dynamiką zmian, kakofonią otwarcia się na wielobarwny świat. Wahadło polskie odbija na prawo, konserwatyzm odzyskuje szańce w konserwatywnym – w gruncie rzeczy – społeczeństwie, zdominowanym przez ciasnotę parafiańszczyzny i wciąż mentalnościowo zamarynowanym w postkomunistycznym postrzeganiu rzeczywistości. Więc lepiej zwierać szeregi, domknąć odrzwia zaścianka, nie pozwalając na wyrywanie po kawałku obolałej duszy narodu.
W tym oddalaniu się od świadomości uczestnictwa w europejskiej wspólnocie najtrudniej zrozumieć rezygnację z realnego bezpieczeństwa, które ona daje. Osamotnienie Polski, które PiS-owska władza pogłębia z każdym miesiącem, kłamiąc, że wcale nie psuje zegarka tylko go naprawia, jest traktem państwowo-politycznego samobójstwa. Dokąd ma nas zaprowadzić ideologiczna samowystarczalność, o której ta władza śni – wraz z tandetą fasadowego patriotyzmu – tego chyba oni sami nie wiedzą. Póki co chcą społeczeństwu obrzydzić wspólnotowe pożytki, zaprowadzić je tam, gdzie będzie kisić się w zaduchu własnej fałszywie zmitologizowanej przeszłości i dawno skompromitowanego narodowego mesjanizmu. A Europa, wolniej czy prędzej, z mniejszymi lub większymi turbulencjami, i tak zrealizuje swój najbardziej epokowy eksperyment w historii.
Nie o tym myślałem blisko pół wieku temu zwiedzając Finlandię. Cóż, będę musiał z tymi myślami maszerować z Wami 7 maja. Wyjście Polski z Unii? Niedoczekanie!!!
Krzysztof W. Kasprzyk – współzałożyciel Stowarzyszenia KOD, emerytowany konsul generalny RP w Kanadzie i USA