Pomiędzy datami
Koniec lata – ciepło… Drzewa uginają się od nadmiaru jabłek. Bociany zaczynają zbierać się do odlotu, a szpaki głośno uczestniczą w sejmiku na kasztanie. Zwykła, codzienna krzątanina. Gdzieś słychać płacz dziecka. Właśnie przejechał tramwaj. Na niebie pojawił się latawiec…
Grażyna Olewniczak
Obraz 1 – gdzieś współcześnie w Europie
Stoisz w dużej grupie ludzi. Obok ciebie kilku przyjaciół, ale tylko kilku. Nie jesteś zbyt wysokiego wzrostu i nie jesteś siłaczem. Czytasz książki, interesuje cię filozofia, przeraża gwałt. Ciągle masz wątpliwości. Ostatnio nie mogłeś spać, bo zobaczyłeś reportaż z Aleppo. Nagle gdzieś obok słyszysz słowa: „to ci…, to ci…”. Nie wiesz jeszcze, czy to chodzi o ciebie i twoich przyjaciół, ale nagle osoby stojące dalej zaczynają na was napierać. Robi się ciaśniej i jakoś nieprzyjemnie. Są bardziej rośli, a w ich oczach widać gniew. Zastanawiasz się: „dlaczego są tacy wściekli, o co im chodzi?” Mają zaciśnięte pięści. Odbiera ci oddech i nie masz siły, by się ruszyć. Całe ciało odmawia posłuszeństwa, czujesz się sparaliżowany, a oni są coraz bliżej. Czujesz już ich oddechy na swojej twarzy. Czujesz poszturchiwanie. Teraz nawet, gdybyś chciał uciec, to już nie możesz…
Obraz 2 – również gdzieś współcześnie w Europie
Stoisz w dużej grupy ludzi. Obok ciebie kilku kolegów. Dość często razem ćwiczycie, bywacie na meczach. „Przyjaciele zaprawieni w boju” – myślisz. Jesteś przekonany o tym, że masz rację, bo dlaczego masz tej racji nie mieć. Zawsze dawaliście z kolegami radę i nie było na was mocnych. Musicie więc mieć rację. Jesteście patriotami i nosicie koszulki z napisem „Żołnierze wyklęci”. Ostatnio wszyscy o was mówią, że to dzięki wam wszystkie uroczystości nabierają znaczenia. W kościele usłyszałeś ostatnio, że dookoła jest pełno sprzedawczyków i podejrzanych patriotów, a nawet zdrajców. Nagle słyszysz słowa: „to ci, to ci…”. Czujesz jak wstępuje w ciebie siła i wspólnie z innymi zaczynasz się do nich zbliżać. Nie masz wątpliwości, że należy ich unicestwić. Masz moc. Zaciskasz pięść i myślisz: „Jak będzie trzeba, to uderzę, nawet mocno”. Myślisz: „To obcy, nie są z nami i nie powinni przebywać w tym miejscu”. Masz wewnętrze przekonanie o tym, że masz rację i podnosisz rękę…
Obraz 3 – gdzieś w roku 1939
Piękne słoneczne południe. Znienacka w pobliże domu (700 m) nadleciały samoloty niemieckie i zrzuciły bomby na pobliskie łąki, na których znajdowały się kopki z sianem (w poprzednich latach o tej porze w tym miejscu odbywały się ćwiczenia artyleryjskie). Dużo huku i jeszcze więcej dymu. Wśród okolicznych mieszkańców istne sceny apokaliptyczne; płacz – pieśni maryjne – płacz. Zapanowało powszechne mniemanie, że to najgorsze już przyszło. O wojnie mówili wszyscy i wszyscy oczekiwali jej nadejścia. Nie było dnia bez ekscesów na pobliskiej granicy słowackiej; niepokój podsycali „emisariusze” z pobliskiego Bielska, zwanego Berlinem Wschodu. Mój 2-letni brat Roman w następne dni, gdy usłyszał szum samolotów krył się – i to skutecznie – na własną rękę. Często szukaliśmy go godzinami. Nie obeszło się bez penetracji studni. Tymczasem on znalazł sobie bezpieczne miejsce w… psiej budzie na podwórku. (Wspomnienie – dr Sylwester Dziki, medioznawca rodem z Trzebini)
Obraz 4 – również gdzieś w roku 1939
„3. kompania do samochodów!” – rozkazał donośnym głosem jadący w pierwszym samochodzie dowódca. Słychać warkot ciężarówek. Nasza masywna kolumna powoli przetacza się przez to nieszczęsne miejsce. Buchające płomienie liżą domy niespokojnymi, upiornymi jęzorami – są jednym wielkim ostrzeżeniem przeciwko wyszanowskim mordercom czyhającym w oknach i zasadzkach. Te typy spod ciemnej gwiazdy myślały, że zdołają powstrzymać nas, saperów, w naszym zwycięskim pochodzie. Nie wiedzieli, że jesteśmy tu po to, by usuwać przeszkody. Nie znali naszego hasła „szybko i bezwzględnie”. Prawo międzynarodowe przewiduje dla partyzantów tylko jedną karę – karę śmierci. I bardzo dobrze. Zmusili nas do walki, ale to my ustalamy reguły, zapisując je krwawymi zgłoskami! (Wspomnienie – sierżant Simmet dowódca pododdziału 10. batalionu saperów z Ingolstadt)
Wrzesień jest miesiącem szczególnym. 1 września, od ataku wojsk Niemieckiej III Rzeczy na Polskę, rozpoczęła się II Wojna Światowa, a 17 września zostaliśmy zaatakowani przez wojska Rosji Sowieckiej.
Niemiecka napaść na Polskę diametralnie zmieniła życie obywateli naszego kraju. Niemal z dnia na dzień musieli oni zadbać o własne bezpieczeństwo, podjąć decyzję o zmianie miejsca zamieszkania, tym bardziej, że wydarzenia następowały po sobie niemal lawinowo. Drogi zapełnione były furmankami zaprzęgniętymi w konie, wózkami, w których mieścił się dorobek życia, dzieci biegły obok tych wozów w lęku, czy na niebie nie pojawi się samolot z wielkim czarnym krzyżem z białą obwódką, a za nim kolejne i wtedy trzeba się będzie ukryć… Gdzie? Jak? Niektórych uciekinierów wędrujących w głąb kraju przyjmowano na nocleg. Ciasno. Ciało koło ciała w małej izbie albo na sianie w stodole. Zawsze w niepewności, co się za chwilę wydarzy. Niektórzy nocowali w lesie. Dobrze, że ten wrzesień był ciepły, a jabłonie obrodziły, bo można było coś zjeść i w nocy wystarczało ubrań na okrycie. Ciągły lęk i nadzieja, że może już sprzymierzone z nami państwa nacierają na zachodnie granice III Rzeszy, a może polskie oddziały już odparły niemiecki atak i zbliżają się do Belina? Byli i tacy, którzy nie wierzyli w te pozytywne informacje. Oni byli przekonani, że wojska niemieckie wdzierają się w głąb Polski, a pytaniem brzmiało: jak zachowają się w stosunku do ludności cywilnej. Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź.
Podpędzono nieszczęśliwych pod pagórek i kazano stanąć tyłem. Stała tam ciężarówka, spod brezentu ukazał się ciężki karabin maszynowy. Poszło kilkanaście salw. Na lewo i z powrotem. Znów na lewo i z powrotem. Koniec. Niemcy wsiedli do ciężarówki i odjechali. Leżeli na wznak, twarzą do ziemi, na boku, w najróżniejszych pozycjach, nawet jedni na drugich, z rękami rozrzuconymi, głowami roztrzaskanymi. Tu kałuże krwi, tam ziemia rdzawa, trawa lśniąca do krwi, na ciałach skrzepła krew. W powietrzu słodkawy, mdlący zapach. Patrzyłem, słuchałem i czułem, że coś we mnie zamiera. I że coś we mnie pęcznieje, jakby wlewano cement w moje piersi. Dusiłem się. Wzrokiem wchłaniałem wszystko, ale rozumem nie mogłem tego objąć. Przed oczami drugi obraz – śmiejących się niemieckich chłopców, po prostu jeszcze dzieci, wychowanków Hitlerjugend, tej ich hitlerowskiej młodzieży. („Na aryjskich papierach”– wspomnienie Bronisława Szatyna)
Stracone nadzieje… Wszystko stało się jasne… Statystycznie – mniej ginie na wojnie żołnierzy. Giną cywile, wszystko jedno, po której stronie frontu się znajdują.
Wróćmy do współczesności
Gdańsk… Powstaje Muzeum II Wojny Światowej. Jak mówi profesor Rafał Wnuk – jeden z inicjatorów powstania Muzeum – „ideą jest pokazać wojnę jako doświadczenie globalne. Chcieliśmy pokazać, czym była dla zwykłego człowieka. To nie miała być opowieść z perspektywy wielkich polityków, generałów i marszałków”. Właśnie ta idea stała się solą w oku obecnie rządzących. „Muzeum niesie głównie przesłanie o wyjątkowym nieszczęściu, jakim jest wojna. Nie ma eksponowanych cech pozytywnych, takich jak patriotyzm, ofiarność, poświęcenie” – na takiej opinii, napisanej przez dziennikarza Piotra Semkę oraz historyków prof. Jana Żaryna, senatora PiS, i dr. Piotra Niwińskiego, profesora Uniwersytetu Gdańskiego, który był członkiem komitetu poparcia Jarosława Kaczyńskiego, opiera się atak PiS na Muzeum II Wojny w Gdańsku. Profesor Jan Żaryn pisze też w swojej recenzji, że „polski punkt widzenia na historię II wojny światowej został zasypany pseudouniwersalizmem, jakąś wersją historii powszechnej. Bohaterem zbiorowym stała się zła wojna i jej skutki. Ten przekaz (…) jest tak ogólny, że aż infantylny”. Profesor Jan Żaryn chciałby też, by wystawa przedstawiała Polaków jako „katolików i patriotów”.
O co w tym chodzi? W czasie wojny walczyli nie tylko katolicy. Jedną trzecią armii stanowili wyznawcy innych religii. W czasie wojny walczyli nie tylko Polacy. O co więc chodzi? O „naszyzm”? Bo chyba nie o wizję wojny polityków, generałów, czy marszałków. Tym chodzi i zawsze chodziło, zgodnie z genialną analizą społeczeństwa przeprowadzoną przez Johana Huizingę w „Homo Ludens”, o dumę, sławę, uznanie oraz świetność przewagi, czy też dominacji. Pisze: „Współczesne wybuchy uwielbienia dla wojny, znane nam, niestety, aż nazbyt dobrze, nawracają w zasadzie do babilońsko-asyryjskiego pojęcia wojny jako boskiego nakazu w imię świętej wojny”. A może właśnie tak. Może chodzi o tę sławę? Nie wiem, czy to była plotka, czy takie były, a może nawet są plany, że Ministerstwo Obrony Narodowej miało zostać nazwane Ministerstwem Wojny. Może to plotka, ale już plotką nie jest apoteoza tych, co walczyli, walczą lub walczyć będą. 15 sierpnia odbyła się defilada. Wielka defilada z okazji rocznicy Bitwy Warszawskiej i święta Wojska Polskiego. Prezydent Andrzej Duda mówił wtedy: „Oto dziś dzień krwi i chwały, oby dniem wskrzeszenia był!” – śpiewali żołnierze 96 lat temu. Jakże autentycznie brzmiały w ich ustach słowa naszego hymnu narodowego, który przed chwilą śpiewaliśmy. „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy”. A wiedzieli, że wielu z nich idzie w bój śmiertelny i nie wrócą. Ale wszyscy wiedzieli, że to niezbędne dla „ojczyzny ratowania”. „Hej, kto Polak, na bagnety. Żyj swobodo, Polsko – żyj!”.
Wielka defilada. Wspaniałe czołgi, działa samobieżne, samoloty. Brak inwalidów wojennych. Brak kombatantów. Nikt nie ogląda starych ludzi, którzy walczyli jeszcze w 1939 roku i którzy dobrego słowa o wojnie nie powiedzą, bo mają świadomość, że zwycięstwem jest uniknięcie wojny. Nie jadą na wózkach inwalidzkich żołnierze służący w Iranie, ani nie idą o kulach ci, którzy walczyli w Afganistanie. Nie idą też mający zespół stresu pourazowego, ani ich żony. „Źle spałam, miałam koszmary. Kiedy chciałam się wyżalić innym żonom żołnierzy, zostałam zbesztana, że się rozklejam. (…) Nie znalazłam u nich żadnego zrozumienia dla mojego strachu i rozterek” – mówi Maria Nowak, żona żołnierza, który był na misji. „Stres bojowy to reakcja normalnych ludzi na nienormalną sytuację (np. bombardowanie, strzelanie, pierwsze użycie broni, obrona). Towarzyszy każdemu działaniu wojennemu. Im intensywniejsze działania, tym większy stres. Żołnierz walcząc z nieprzyjacielem musi na jakiś czas poskromić swoje emocje i unikać „identyfikowania się z nim, odczuwania wyrzutów sumienia lub współczucia z powodu zadawania cierpienia. Bardzo trudno jest uruchamiać i wygaszać taką postawę.”(Figley, Nash 2007).
Obraz 5 – miejsce obojętne, czas nieokreślony
Miasto… Ruiny domów, w których jeszcze niedawno tętniło życie. Przed chwilą był ostrzał. W uszach jeszcze słychać ten potworny łomot. Mały chłopiec chciał tylko dobiec do ojca, który ukrywał się przed kulami za stojącym samochodem i wtedy… Kiedy już był tuż obok niego kilka kul przeszyło jego maleńkie ciało. Ojciec chwycił chłopca w ramiona, ale tylko poczuł jak życie ucieka, jak malec przestaje oddychać… Rozpacz, płacz bez łez, brak oddechu, nieruchoma, bezwładna dziecięca maleńka ręka, krew już zastygła…
To jest wojna. Wojna wygląda właśnie tak. Ma tysiące twarzy tych, którzy są ofiarami i tych, którzy są oprawcami. Wojna zmienia człowieka i nie ma nic wspólnego z bohaterstwem, „hartowaniem ducha”, czy patriotyzmem. Patriotyzmem jest takie prowadzenie polityki, by wojen unikać. Taki powinien być cel każdego z polityków, taki był cel powstania Unii Europejskiej. W roku 1939 zwyciężył nacjonalizm i rozpętało się piekło. To piekło trwa nadal w tylu miejscach i nie można pozostawać wobec niego obojętnym.