My, Naród
Najwyższa pora podjąć próbę odebrania naszej godności i naszej historii szkodliwym nacjonalistycznym uzurpatorom, którzy ją zawłaszczyli i używają do politycznych celów, niczym kostium teatralny, mający skłaniać do pychy, a przy okazji budzić strach, nienawiść i pogardę.
Szymon Karsz
Właściwie zacząć wypada od odczarowania słowa „naród”, co konsekwentnie ma miejsce w przypadku naszego ruchu obywatelskiego KOD. Naród pierwotnie jest synonimem słowa „nacja” i opisuje związki krwi. Reliktowo występuje współcześnie w takich zestawieniach pojęciowych, jak „Produkt Narodowy Brutto” (obok „krajowego”), „Teatr Narodowy”, „Narodowy Bank Polski”, „Narodowy Fundusz Zdrowia”, „Narodowy Instytut Audiowizualny”, itp. Nikt przy zdrowych zmysłach nie bierze tych nazw dosłownie, przypisując im pierwotne znaczenie słowa „naród”, tylko jako dystyngowaną tradycję językową, traktując owe nazwy metaforycznie. Metaforycznie, a więc w znaczeniu znacznie szerszym, niż nakazywałaby słownikowa definicja „narodu”.
Oczywiście, słowo to chętnie jest wykorzystywane przez ruchy nacjonalistyczne w Polsce, by dzielić społeczeństwo na swoich i obcych, choć społeczeństwo nie ma na to na razie specjalnej ochoty, przynajmniej statystycznie rzecz biorąc, i traktuje siebie oraz naród jako pojęcia równoznaczne: naród = społeczeństwo. Balansujemy na bardzo delikatnej krawędzi, my, którzy mamy intencje czyste, i nacjonaliści, kierujący się brudnymi motywacjami do wykluczania poza nawias wszystkich tych, którzy nie pasują do wąskiej definicji narodu. A więc wszelkie mniejszości. Wszystkich, których za mniejszość uznają.
Można by pójść na względną łatwiznę i wyrugować ze słownika słowa „naród” jako niepoprawne politycznie pojęcie, niosące krzywdzące treści, dyskryminujące, anachroniczne i źle się kojarzące. Jednak taki akt byłby aktem desperacji, tyleż nieskutecznym, co kapitulacyjnym w stosunku do nacjonalistów. „Polski my, naród, polski ród, królewski szczep piastowy” – to dziś oznacza tyle, że musimy mieć świadomość pochodzenia słów, ale też świadomość ich ewolucji. Słowa są dla nas, a nie my dla słów. Używamy ich zgodnie z naszymi potrzebami i nadajemy im takie znaczenia, jakich sobie serdecznie życzymy.
Zresztą, dzisiejsza władza nieco ustępuje nam pola w tej batalii o słowo „naród” i próbę jego odzyskania, czy też nadania mu cywilizowanego znaczenia, bowiem posługuje się zamiennikiem „suweren”, co jest o tyle kuriozalne, że niezbyt przystające do polskiej tradycji językowej. Skoro jednak wycofują się z używania słowa „naród”, zapewne po to, by nie kojarzyć się z nacjonalizmem, tym bardziej my możemy spróbować to słowo odzyskać. Słowo to było wielokrotnie w naszej historii kompromitowane. W najnowszej historii boleśnie je ośmieszył generał Jaruzelski, formując takie fasady, jak „Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego”, czy też „Patriotyczny Ruch Ocalenia Narodowego”. Nikt jednak nie miał wówczas wątpliwości, że następuje w tych nazwach nadużycie pojęcia narodu, co nie oznacza, że nie tęskniliśmy za nim i za jego dźwiękiem w znaczeniu szacownym i nowoczesnym. Porzucenie tego słowa byłoby ostatecznym poddaniem się majstrom od demagogii i populizmu.
Odzyskiwanie rozpoczęło się w 1989 roku od przemówienia Lecha Wałęsy w Kongresie Stanów Zjednoczonych, które legendarny przywódca Solidarności wygłosił, zaczynając od słów: „My, naród!”. Pod tym właśnie hasłem „My, naród!” w obronie Lecha Wałęsy przed fałszywymi oskarżeniami, i przed fałszowaniem naszej narodowej historii przez obecnie rządzących, ulicami stolicy przemaszerowała w lutym br. potężna manifestacja KOD-u.
Najsensowniejszą, jak na obecne czasy, definicję narodu podał Mateusz Kijowski w marcu, podczas pikiety pod Trybunałem Konstytucyjnym:
„My jesteśmy kolorowi, każdy jest inny! W tym jest nasza siła, siła narodu w różnorodności! W wielości, że każdy ma swoje barwy. My, naród, jesteśmy silni siłą naszej różnorodności. Kobiety i mężczyźni. Młodzi, sędziwi i dojrzali. Katolicy, muzułmanie, prawosławni, judaiści, protestanci i niewierzący. Rolnicy, naukowcy, rzemieślnicy. Przedsiębiorcy, studenci i robotnicy. Heteroseksualni i homoseksualni. Rowerzyści, wegetarianie, ekolodzy. Ci w futrach, ci w płaszczach i ci w dresach. Mieszkający na wsi, w miastach i miasteczkach. Polacy, Niemcy, Białorusini, Tatarzy, Żydzi, Ślązacy. Kaszubi, Czesi, Ukraińcy. Każdy ma swą barwę i to jest naród! My, Naród!”.
Naród ewoluuje, a wraz z nim język, którego używa. Znaczenie ważnych słów zależy od szczerości intencji. Wspólnota narodowa musi przeciwstawić się tendencjom nacjonalistycznym i odzyskiwać przestrzeń zgodnie z własnymi potrzebami. Także przestrzeń językową. Nie dajmy się zwariować i omamić pogrobowcom tych, którzy dzielili naród na swoich i obcych. Bądźmy ponad podziałami. KOD łączy, nie dzieli!