Handlarze marzeń - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
10938
post-template-default,single,single-post,postid-10938,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,smooth_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

Handlarze marzeń

Władzę recenzujemy. Gdy jej posunięcia są korzystne, chwalimy, gdy szkodliwe – ganimy. Można opiniować głośno, na przykład podczas ulicznych manifestacji, a można po cichu, za kotarą w lokalu wyborczym. Władza ma to do siebie, że lubi być chwalona. Nie lubi, kiedy się jej wytyka błędy, reagując nerwowo. Tak było dotychczas, a czy teraz coś się zmieniło? Chyba nie, choć nerwowość władzy jest może bardziej wyrazista, niż niegdyś.

Szymon Karsz

Opinia publiczna wyraża się w słupkach poparcia. Obecna władza notuje wzrost słupków, co opozycji wydaje się aberracją, choć nią w żadnym razie nie jest. Po pierwsze, z reguły wyborcy obdarzają nową władzę zaufaniem i zjawisko to jest odwrotnie proporcjonalne do starzenia się władzy; pod koniec kadencji zawsze słupki poparcia maleją. Po drugie, władza odpowiada na społeczne zapotrzebowanie losem naszych portfeli. Na razie jest lepiej, bo sporej grupie się polepszyło. Młodym podniosła się stopa życiowa, choć zapewne nie na długo. Ale obiektywnie nie ma powodów do narzekań. W dodatku polska reprezentacja piłkarska na Euro 2016 odnosiła dotąd sukcesy.
Nie ma żadnego powodu, by wyborcy pisowscy czuli się zakładnikami swojego wyboru. Część z nich wciąż jest przekonana o dobrej zmianie i o tym, że poprzednio Polska była w ruinie, część natomiast czuje się oszukana, bo nie tak to miało być. Ani wyborcy pisowscy nie powinni się wstydzić, ani wyborcy niepisowscy na nich narzekać. Z drugiej strony, ci co na PiS nie głosowali mają przesłanki, by się utwierdzać w swojej rezerwie do partii Jarosława Kaczyńskiego, ale też mogą doceniać pewne wysiłki prosocjalne, wśród których można by wymienić choćby wzrost wynagrodzeń wśród urzędników resortowych albo to osławione 500+. Władza rzuca rozmaite marchewki pod nogi obywatelom, spełniając przepastny katalog wyborczych obietnic, lub raczej obiecując mgławicowo w nie dającej się sprecyzować przyszłości powszechny dobrobyt, np. upragnione mieszkania.
Andrzej Leder pisze w „Prześnionej rewolucji”: „(…) obietnica rewolucyjna zobowiązywała do bezkompromisowości. Ta obietnica była na tyle ważna, że pozwalała na długo zamykać oczy na faktyczne „niedogodności” dokonującej się rewolucji. By to zrozumieć, trzeba wiedzieć, że obietnica, nie będąc niczym innym niż obiektem pragnienia, może być dla człowieka czymś o wiele bardziej realnym od rzeczywistości. Rzeczywistość bez obietnicy zaś, bez owego „utopijnego” obiektu pragnienia, staje się upiornym miejscem wygnania. To jest źródło ogromnej i zupełnie rzeczywistej siły utopijnych ruchów rewolucyjnych”.
Mam wątpliwości, czy ten cytat jest adekwatny do obecnego stanu rzeczy. Jest pewnym nadużyciem z mojej strony w stosunku do autora, który opisuje przemiany w Polsce w latach 1939–1989. Książka wydana została dwa lata temu i wciąż się zastanawiam czy autor dopisałby rozdział w związku z „rewolucją” Kaczyńskiego, czy też by nie musiał. Nie doczytałem do końca, więc nie wiem. Czy pisowska rewolta mogła zostać przewidziana, czy jest konsekwencją tej prawdziwej rewolucji, która się skończyła w 1989 roku? Czy może jest jej echem, a może kontrrewolucją, jak mawia Mateusz Kijowski? Nie, zaraz, on mówi tak o KOD-zie, więc jednak rewolucją? Czym jest owo to-to, które nas otoczyło? Popłuczynami, kopią, plagiatem tamtej, czy może czymś więcej?
Skoro jednak cytat tak bardzo pasuje do obecnego stanu zbiorowej jaźni, nie mogłem nie ulec pokusie posłużenia się nim tutaj. Powtórzmy za Lederem raz jeszcze: „Obietnica, nie będąc niczym innym niż obiektem pragnienia, może być dla człowieka czymś o wiele bardziej realnym od rzeczywistości”. Banalizując, można powiedzieć, że człowiek żyje marzeniami i tych marzeń dostarczył mu Kaczyński. Przypomina się piosenka z Kabaretu Olgi Lipińskiej:
„Handlarze marzeń, marzeń handlarze,
Słuszność dziejowa prostych skojarzeń.
Z tyłu oświata, traktory z przodu,
W tle uśmiechnięta gęba narodu”.

Kilka dni temu Radosław Markowski w GW napisał: „Zalewa nas lawina konfabulacji i kłamstw zakropiona arogancją i pogardą dla rozumu. Nie mogą one zostać bez odpowiedzi”. I dalej:
„Obywatele oczekują, by rządzący odpowiadali na ich preferencje. Ale ważna, choć niedoceniana mądrość politologii głosi też, że obywatele winni być odpowiedzialni, a zwłaszcza stosować merytoryczne i racjonalne kryteria oceny polityków. Gdy bowiem oceniają ich na podstawie podpowiedzi własnych trzewi, emocji czy iluzji kreowanych przez politycznych oponentów, to politycy nie mają motywacji, by zachować się zgodnie z oczekiwaniami wyborców, bo niby po co”.
Dlaczego tak ważny jest dla nas stosunek obywateli do władzy i ich do niej nastawienie? Ponieważ od niego w znacznej mierze zależy nasz wspólny los. Władza mająca vis a vis siebie lud nieprzebudzony, tkwiący w odrętwieniu i transie, realizuje swój program bez żadnych zahamowań. Władza, która widzi, że lud ją ocenia obiektywnie, wytraca swój impet, licząc się z wolą społeczną. Tak długo, jak ludziom władza będzie się podobać, plan będzie realizowany. Jest to plan rewolucyjny, wszystko na to wskazuje, zgodnie z opisem Ledera. Nie sposób tu omówić tej pozycji, ponieważ jest lekturą zbyt złożoną, ale z czystym sumieniem mogę ją polecić jako lekturę obowiązkową. Podkreślam: to nie jest książka o Kaczyńskim, tylko o nas wszystkich i naszych dziejach najnowszych, począwszy od wybuchu wojny, aż po przełom 89 roku. To książka, która stara się objaśnić stan naszej zbiorowości, jej jaźń.
Kaczyński znakomicie operuje polską mitologią, naszymi fobiami, namiętnościami. Oferuje nam cały ten sztafaż znaczeń tradycyjnych i ukształtowanych przez epoki, a w zamian domaga się „jedynie” władzy. Schlebia polskim gustom, a o gustach się nie dyskutuje. Odwołuje się do najgłębszych warstw zbiorowej podświadomości, potrzeby nienawiści i odwetu za indywidualne życiowe klęski i niepowodzenia. Dlatego jest tak ważny dla wyborców, bo odwołuje się – choć przecież tylko pozornie – do istoty ich przekonań i wierzeń. Zanurza naród w sosie samouwielbienia.
Czyni zatem to wszystko, czego tak dotkliwie brakowało poprzednim rządom, obiecującym nic albo niewiele, do bólu racjonalnym, poprawnym politycznie, modernizacyjnym. Poprzednie rządy zarządzały gospodarką i innymi resortami, zapominając, że trzeba jeszcze pobudzać naszą wyobraźnię. Nie było żadnych złudzeń ani iluzji, tylko wskaźniki ekonomiczne i suche raporty reżimu budżetowego. Nie było żadnej nadziei. Kaczyński odwrócił te proporcje. Trzyma w dłoniach czarodziejską różdżkę i nas czaruje. Wskaźniki, raporty i budżety tracą jakiekolwiek znaczenie wobec misterium narodowego, które właśnie się dokonuje. Ci, którym się jakoby wiodło, mają cierpieć, bo wiodło się im niezasłużenie. Ci, którym się nie wiodło, mają teraz nadzieję, że im się polepszy.
Wróćmy raz jeszcze do Ledera: „obietnica była na tyle ważna, że pozwalała na długo zamykać oczy na faktyczne „niedogodności” dokonującej się rewolucji”… Jeśli w tym zdaniu zawiera się prawda o nas, nie tak łatwo będzie się obudzić i zobaczyć, że nas oszukują, i że obietnice, którymi nas mamiono pozostają bez pokrycia.