PiS obraża świat
Przemysław Wiszniewski
Przywykliśmy do pewnego ładu w polityce, zgodnie z którym w kraju obowiązuje język parlamentarny, a za granicą nawet coś więcej, bo dyplomatyczny. Pisowska rewolucja zrywa z tą tradycją.
Każdy dzień, a nawet każda godzina przynosi nam coraz to nowe rewelacje polityczne o zaskakujących poczynaniach obecnej władzy. Teraz zostaliśmy upokorzeni kuriozalną uchwałą sejmową o suwerenności Polski, wymierzoną nie tylko w opozycję, ale i w zagranicę – instytucje unijne, które zwracają polskiemu rządowi uwagę na niepraworządność. Uchwała pozornie jawi się jako samoobrona rządu, który poczuł się dotknięty ingerencją z zewnątrz, ale przecież faktycznie imputuje zagranicy działania bezprawne i próbę ograniczenia naszej suwerenności. Na którą sami się zgodziliśmy podpisem prezydenta Kaczyńskiego pod Traktatem Lizbońskim, po przystąpieniu do Unii Europejskiej. Piątkową uchwałę „o suwerenności” należy więc traktować jako akt histeryczny i obraźliwy, zarówno dla opozycji, jak i dla naszych zachodnich dotychczasowych sojuszników. Można więc mówić o międzynarodowym skandalu, któremu winne jest państwo polskie, traktujące zagranicznych partnerów jak wrogów.
Dlaczego obecna ekipa rządząca z takim zapałem obraża zagranicznych polityków, zagraniczne instytucje i całe społeczeństwa? Moglibyśmy odpowiedzieć, że z powodu zerwania z poprawnością polityczną, która władzy ciąży; w Polsce, podobnie jak za granicą, ma obowiązywać język nieparlamentarny, najlepiej rodem z magla. Jaki jest powód takiego stanu rzeczy? Czyżby zwykła niekompetencja? Otóż powody są dwa. Pierwszym z nich jest populizm, czyli schlebianie najtańszym gustom. Ludziska zwyczajnie się cieszą, że nasi dowalili obcemu, wierzą w slogan, jakoby „Polska wstawała z kolan”. Drugim powodem jest skupienie uwagi rewolucjonistów na polityce krajowej, bo zagraniczną traktują wyłącznie przyczynkarsko, co dobitnie przedstawił ostatnio Piotr Buras w artykule „Europesymiści są na fali”: „Rząd PiS – jak żaden inny rząd po 1989 roku – kieruje się prymatem polityki wewnętrznej nad zagraniczną. To niewątpliwie konsekwencja radykalizmu w polityce wewnętrznej. Dlatego też rząd PiS nie jest skłonny do uwzględniania opinii zagranicznych partnerów”.
Dlaczego właściwe stosunki międzynarodowe Polski są tak niezmiernie ważne dla wszystkich nas razem i każdego z osobna? Nie muszę tłumaczyć, że chodzi o tak zasadnicze kwestie, jak bezpieczeństwo, czy gospodarka, jesteśmy wszak rynkiem wschodzącym. Od tych dobrych stosunków zależą dotacje dla rolnictwa, inwestycje, kredytowanie, etc. W przypadku zapaści w stosunkach międzynarodowych czekają nas sankcje. Nie chodzi zatem o abstrakcyjną dyplomację jako sztukę dla samej sztuki, ale o stan naszych kieszeni, o naszą zasobność.
Pani Szydło, wyniesiona do najwyższej władzy, stwierdza: „Zaczyna się o Polsce mówić nieprzychylnie tylko dlatego, że wreszcie nasz kraj zaczął bronić własnych interesów. Będziemy ich konsekwentnie bronić.” Cóż za pokrętna propaganda! Otóż, Polska, pani Beato, przestała za pani wiedzą i przyzwoleniem bronić własnych interesów, a nawet się im konsekwentnie przeciwstawia, rujnując kolejne sojusze i wchodząc w podejrzane alianse, czy to z dyktaturą Orbana, czy Łukaszenki. Tak czy owak, Polska, której pani jest założycielką, ciąży na wschód, w kierunku przeciwnym do tego, jaki gwarantował jej pomyślność i dobrobyt. Polska pani nierządu to kraj ugorów i stepów.
O pisowskiej polityce zagranicznej prof. Bartoszewski mawiał: „Jeśli panna nie jest piękna i posażna, to powinna być choć sympatyczna, a nie nabzdyczona”. Miał na myśli Annę Fotygę, ale zapewne to samo powiedziałby i o obecnym ministrze, wąsatym panu Waszczykowskim… To m.in. dzięki prześmiewczym bon-motom profesora zdołaliśmy jakoś przeżyć ponure dwa lata poprzednich rządów pisowskich, więc teraz tak bardzo nam go brakuje.
Pan Waszczykowski majdruje w bilateralnych stosunkach, mówiąc o „murzyńskości”, co oburzyło cały cywilizowany świat, niepomny na bohatera Kościuszkę i jego w tym względzie zapatrywania. Cofa nas zatem reżim pisowski w odległe przedkościuszkowskie dzieje.
PiS-owska władza nas chętnie obraża. Wymyśla nam od najgorszych. Trudno, ostatecznie nie muszą nas lubić. Nie jesteśmy ich wyborcami ani sympatykami. Jednakże kłopot pojawia się wówczas, gdy PiS-owska władza obraża zagranicę: polityków zagranicznych, zagraniczne instytucje i społeczeństwa. Jeśli tym skandalom będziemy się biernie przyglądać, obrażeni przez PiS-owską władzę odniosą mylne wrażenie, że my, społeczeństwo, władzę tę w owym lżeniu wspieramy; że międzynarodowe skandale cieszą się aprobatą z naszej strony. Dlatego musimy reagować, by takiego wrażenia swoją obojętnością nie wzbudzać.
Można wymieniać w nieskończoność, ile to już gaf popełnił w polityce międzynarodowej ten nieszczęsny rząd, ile instytucji europejskich obraził i ile całych społeczeństw, ile wywołał skandali swoimi nieprzemyślanymi wypowiedziami. Koszmar niszczenia przyjacielskich relacji z naszymi partnerami i sojusznikami zaczął się pod koniec ubiegłego roku.
Ta maniera zresztą, aby obrażać przywódców zagranicznych, jest immanentnie przypisana osobowości naszego dyktatora i znana nam jest z przeszłości, choćby sprzed pięciu laty: „Obrażając kanclerz Niemiec Angelę Merkel Jarosław Kaczyński postanowił przenieść politykę insynuacji na arenę międzynarodową”.
Ostatnio Jarosław Kaczyński obraził Billa Clintona. Tak to podsumował marszałek Stefan Niesiołowski:
„Prezydenta Clintona powinien przeprosić pan Kaczyński, dlatego, że użył określenia, że lekarz się powinien nim zająć, w domyśle psychiatra. To chamstwo. Lekarze się powinni zająć niektórymi, a na pewno jednym ministrem w rządzie pana Kaczyńskiego, bo on jest de facto takim nadpremierem, dlatego mówię o jego rządzie, trudno panią Szydło traktować poważnie”.
Jarosław Kaczyński, rzecz jasna, nikogo nie przeprosi. My natomiast powinniśmy przeprosić za niego. Bo że my, obywatele, jesteśmy przez pisowski reżim obrażani – dawniej się mawiało: odsądzani od czci i wiary – to jeszcze nic. Wszelako naszym obowiązkiem obywatelskim jest dbać o reputację Polski za granicą. Zniewagi i obelgi polski rząd kieruje pod adresem polityków, instytucji, ba!, całych społeczeństw. Władza pisowska ubliża Europie i Stanom Zjednoczonym. Moglibyśmy przejść nad tym do porządku dziennego, ponieważ sami padamy ofiarą tej władzy, niemniej, tak po prostu nie wypada. Musimy wyrazić ubolewanie z powodu tych wszystkich afrontów, które już miały miejsce i których można się w przyszłości spodziewać, i musimy przeprosić obrażone przez polski rząd instytucje, osoby. Należy odciąć się od obraźliwych słów podkreślając, że to nie wszyscy polscy obywatele są autorami owego dyshonoru, lecz zaledwie nieliczni uzurpatorzy. Owszem wprawdzie polskie, ale czarne owce, enfant terrible. Polscy obywatele chcą wyrazić swoją życzliwość, sympatię i szacunek wobec dotychczasowych sprzymierzeńców, wbrew retoryce obecnego reżimu.
Problem deptania naszych sojuszy i partnerstwa ma wielkie znaczenie, bo od ich stanu zależy przyszłość naszego kraju i nas samych, zwłaszcza naszej stopy życiowej. Zamiast podtrzymywać te relacje na właściwym poziomie i o nie dbać, pan Waszczykowski oznajmił nam ostatnio, że oto „W ramach otwarcia na wschód przeprowadziliśmy konsultacje w Moskwie, próbujemy utrzymać pragmatyczne relacje. Rozpoczęliśmy też proces normalizacji relacji z Białorusią”.
Czeka nas zatem budowanie gospodarki w oparciu o sojusze wschodnie, co zasadniczo wpłynie na naszą ekonomię, zarówno tę ogólnokrajową, jak i naszą osobistą, każdego z nas. Możemy się spodziewać sankcji, a przynajmniej drastycznego rozluźnienia więzi politycznych i ekonomicznych z gospodarczymi potęgami, z którymi dotychczas utrzymywaliśmy bardzo ciepłe i intensywne relacje. Taką przyszłość funduje nam rząd PiS.
Spytają Państwo, dlaczego w ogóle w sferze zainteresowań KOD-u ma leżeć polska polityka zagraniczna, skoro ona akurat nie ma wpływu na demokrację w Polsce. Na pewno, dopóki jeszcze obowiązują nas traktaty i umowy zagraniczne, dopóki PiS ich nie zerwie; instytucje zagraniczne, zwłaszcza unijne, wspierają nas w obronie państwa prawa przed demontażem, opiniami, apelami, a ostatecznie środkami przewidzianymi w takich przypadkach, czyli sankcjami. Ale jest też druga przyczyna: uświadomienie obywatelom, że źle prowadzona, niszczycielska polityka zagraniczna przełoży się na krajową gospodarkę, ma znaczenie fundamentalne w konfrontacji z argumentem, że niektórzy obywatele w Polsce nie przejawiają specjalnego zainteresowania takimi kwestiami, jak drukowanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego albo niekonstytucyjność ustawy antyterrorystycznej, a za to interesują się własnym portfelem. Otóż trzeba uświadomić wszystkim Polakom, że arogancja i obrażanie przywódców państw będących potęgami gospodarczymi przez nasz pisowski reżim, choć może wydać się początkowo niektórym zabawne albo wręcz chwalebne (wstawanie z kolan), nie pozostanie bez wpływu na naszą przyszłość ekonomiczną. Po prostu, obrażeni niechętnie inwestują, nie będą przecież płacić tym, którzy ich obrazili.