Wszyscy przeszliśmy przyspieszony kurs obywatelskości - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
28934
post-template-default,single,single-post,postid-28934,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,smooth_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

Wszyscy przeszliśmy przyspieszony kurs obywatelskości

Wszyscy przeszliśmy przyspieszony kurs obywatelskości
Rozmowy na TERAZ – z sędzią Dorotą Zabłudowską rozmawia Łukasz Szopa.

 

Chyba nawet dla zwolenników obecnego rządu, a nie tylko dla Rzecznika Praw Obywatelskich, który mówi, że jednym z najważniejszych problemów polskiego sądownictwa jest długi czas trwania postępowań sądowych, okazuje się, że te tzw. reformy Kaczyńskiego i Ziobry są katastrofalne. Średni czas oczekiwania na postępowanie to 7 miesięcy, w 2015 było o 3 miesiące krócej. A zdarzają się przypadki, jak w Warszawie, gdzie klienci czekają do dwóch lat. Jakie są tego powody?

 

Prawo nie lubi destabilizacji. Prawu nie służy ciągłe tak zwane reformowanie. Ja jestem sędzią karnym i w tej chwili doświadczam w ciągu tych kilku lat już trzeciej procedury i bardzo wielu zmian w przepisach materialnych, czyli tych bezpośrednio dotyczących rodzaju przestępstw, zagrożenia karnego itd. To powoduje, że mój pracodawca wstrzymuje się z kupieniem nam nowych kodeksów, dlatego że przepisy się tak często zmieniają, że zanim on je kupi – to już będą nieaktualne.

 

Czyli pracujecie cały czas jakby podczas remontu, w ciągłej przeprowadzce?

 

I musimy łapać w biegu te przepisy, które nam się funduje, i które nie mają racjonalnego uzasadnienia. Mało tego – nikt z nikim ich nie konsultuje. To są jakieś wymysły, które gdzieś powstają w głowach urzędników z Ministerstwa Sprawiedliwości. Może pan Ziobro uznaje, że to będzie dobre dla słupków sondażowych, że np. zaostrzymy zagrożenia karne za określone przestępstwa. I takie projekty są forsowane, przepuszczane przez Sejm i wchodzą w życie. I jak się ludzie w tym mają zorientować – ja nie wiem. Dam panu jeden przykład z ostatniej, kolejnej katastrofalnej nowelizacji kodeksu karnego. Mianowicie, oprócz zmian typu 30 lat pozbawienia wolności, konfiskujemy samochody jak ktoś jedzie pod wpływem alkoholu itd., mamy też zmiany polegające na tym, że teraz jeżeli ktoś ukradnie coś w sklepie, to – jeżeli to będzie mieniem o wartości poniżej 800 złotych – będzie to wykroczenie. Do tej pory to było 500 złotych. W związku z tym po pierwsze większość przedsiębiorców prowadzących sklepy stanie się totalnie bezradna w stosunku do złodziei sklepowych, bo praktycznie im nic nie będzie groziło – bo za wykroczenie jest maksymalnie 30 dni aresztu. Za przestępstwo byłoby do 5 lat. Więc proszę zobaczyć, a mamy mnóstwo takich spraw – przy każdym losowaniu i przy każdym rozdaniu dostaję dwie, trzy takie sprawy.

Dwa lata temu zmieniono przepisy w ten sposób – żeby móc połączyć kilka takich podobnych wykroczeń nieprzekraczających tych 500 złotych – jeżeli łączna wartość przedmiotów była wyższa niż 500 złotych, to można było taką osobę skazać za przestępstwo. W tym momencie robi się coś odwrotnego i podwyższa się próg tego przestępstwa. Dla nas konsekwencja jest taka, że w tej chwili ja nie mogę wydać pięciu wyroków, które bym wydała w tym miesiącu, dlatego że muszę te sprawy odłożyć do marca, kiedy te przepisy wejdą w życie, po to żeby za chwilę do nich nie wracać i nie zamieniać znowu kar. Więc proszę zobaczyć: na takim drobnym przykładzie widać, jaki mamy chaos, jaki mamy burdel, i jak to się odbija na pewności postępowania z jednej strony, ale też na takiej pewności obrotu z drugiej strony. Takie drobne kradzieże to jest sól świata przestępczego, taka największa dolegliwość, która spotyka przeciętnych obywateli.

Na przykład w sądach cywilnych – rozmawiam z sędziami – i koleżanki z sądu okręgowego z wydziału cywilnego, mówią: 5 lat temu miałam spraw sto. Teraz mam spraw czterysta, z czego 90% to są sprawy „frankowe”. Bo polski ustawodawca nie odważył się rozwiązać tej kwestii systemowo, tak jakby się prosiło – skoro już mamy tak jednoznaczne orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości, mamy zalecenia Rzecznika Finansowego w jaki sposób można zawierać ugodę, banki coś tam próbują, ale dopiero teraz jak WIBOR jest tak wysoki, że i tak im się to opłaci z nawiązką, a pan prezes Kaczyński powiedział „Niech ludzie idą do sądu. ”Więc tam, gdzie rzeczywiście mamy problem, i to jest problem nie tylko dla tych kredytobiorców, ale też dla banków, sędziowie zamiast rozwiązywać sprawy w których człowiek czeka latami na wyrok, muszą hurtowo rozpoznawać sprawy frankowe, które są podobne do siebie. I tu by się prosiło, żeby tę kwestię rozwiązać systemowo i zrobić miejsce dla innych spraw.

 

I które są indywidualne, i gdzie jest bardzo ważna rola sędziego.

 

Tzn jednej strony, a z drugiej – jak np. mamy sąd okręgowy, tam wartość przedmiotu sporu jest wyższa niż w sądzie rejonowym znacznie – jak taki przedsiębiorca czy konsument, czyli jedna strona sporu uzyska wyrok po pięciu latach zamiast po roku, no to jest pytanie, czy jeszcze ma z czym iść do tego swojego dłużnika, bo może dawno nie ma już żadnego majątku.

To są pewnie miliony strat – ekonomicznych, że tak powiem, nie mówiąc o emocjach, o tym, że ludzie czekają. Ale wyobrażam sobie również problemy w sprawach rozwodowych czy spadkowych, gdzie też są „pewne emocje”.
Tutaj może akurat to wieczne reformowanie nie wpłynęło na liczbę spraw. Natomiast z drugiej strony mamy bardzo wymierne skutki fatalnych zmian w sądach, które polegają na tym, że zaorano nam Krajową Radę Sądownictwa.

 

I tu mam pytanie, nawet nie tyle polityczne, gdyż mamy taką sytuację, że poprzez niekonstytucyjnie ustanowioną Krajową Radę Sądownictwa (KRS) mamy obecnie ponad 2400 wadliwie powołanych tak zwanych neo-sędziów i neo-asesorów. Jak sobie w sądach radzicie z takimi neo-kolegami, że tak powiem? Jak wpływa to na możliwość współpracy?

 

Jak my sobie radzimy? Jesteśmy profesjonalistami, więc musimy brać pod uwagę to, że ktoś został wadliwie powołany. Dla większości sędziów prawdę mówiąc, ten problem o tyle nie istnieje, że  orzekamy jednoosobowo. W sądach odwoławczych jest gorzej, bo sąd odwoławczy musi brać pod uwagę z urzędu, czy jest prawidłowe powołanie, czy też nie. Ale ogólnie ten cały bałagan z KRS przekłada się na to, że w tej chwili uczciwi sędziowie, którzy mają poczucie odpowiedzialności za to, jaką pracę wykonują i również mają poczucie odpowiedzialności za wynik tych postępowań, które rozpoznają, nie startują w tych konkursach [KRSu], bo wiedzą, że to jest organ niekonstytucyjny i, że to powołanie będzie wadliwe. Rezultat jest taki, że w każdym konkursie na jedno miejsce jest co najwyżej jedna osoba – wcale nie o najwyższych kwalifikacjach. Więc tak jak mamy osoby o bardzo miernych kwalifikacjach, które trafiły do Sądu Najwyższego czy do Naczelnego Sądu Administracyjnego z racji politycznych rekomendacji ze strony neo-KRS, tak samo mamy w sądach powszechnych znaczne obniżenie kwalifikacji, bo dostają się do sądów wyższego rzędu osoby, które tam nie powinny się znaleźć, dlatego że po prostu są za słabe.
Ale pytał Pan o spadki i rozwody.

Proszę sobie wyobrazić, co ma zrobić człowiek, któremu rozwód orzekł neo-sędzia. Albo, któremu nabycie spadku stwierdził neo-sędzia. Czy ten człowiek ma się czuć rozwiedziony, czy ma się czuć spadkobiercą, czy też nie? I to jest poważny problem.

Pamiętajmy, że cały czas mamy w systemie prawa ustawę kagańcową. Cały czas sędziom grozi odpowiedzialność dyscyplinarna za kwestionowanie stosunku służbowego innego sędziego i jego statusu. Ponadto nie mamy tak naprawdę żadnych instrumentów prawnych do tego, żeby zakwestionować sam akt powołania neo-sędziego. A przecież to jest to clue problemu. Nie to, czy ktoś ma kompetencje, czy nie ma kompetencji, sam konkurs był uczciwy czy nieuczciwy. Tylko, że sam organ po prostu jest nieuprawniony do tego, żeby składać takie wnioski [o nominację sędziego]. I taki obywatel nie ma żadnej możliwości, żeby podważyć taki skład sądu.

 

Czego powinienem się – jako obywatel czy klient – najbardziej bać w sądzie? Czy bardziej tego, że  – czy to będzie rozwód, czy sprawa biznesowa, czy spadek – moją sprawę będzie rozpatrywał i może nawet orzeknie na moją korzyść neo-sędzia, i okaże się za ileś tam lat, że był to wyrok wadliwy? Czy nie mniej powinienem się bać tego, o czym mówiła Pani wcześniej, tego jak wiele spraw mają na głowie sędziowie? Trochę jak pacjent, który widzi przed operacją, że jego chirurg jest przemęczony i ma za sobą dwie nocki. To znaczy o obraz osobisty, jak się Państwu pracuje, jeżeli macie tyle spraw i wiecie, że to są dla wielu ludzi decyzje kluczowe.

 

Myślę, że znakomita większość sędziów w Polsce cechuje się jednak jakimś etosem zawodowym. I nie pozwoli sobie na to, żeby sprawę rozstrzygać „na odwal”. Więc wierzę głęboko w to, że niezależnie od tego, jak jesteśmy przemęczeni, to jednak mamy też poczucie odpowiedzialności. Natomiast odpowiadając na to pytanie, to trzeba zaczynać od podstaw. Najpierw jest sąd, a później oceniamy, czy prawidłowo rozstrzyga. Bo jak nie ma sądu, to nie ma znaczenia, jakie rozstrzygnięcie wyda. Mało tego, takie rozstrzygnięcia mogą być kwestionowane po latach i nigdy nie wiemy, czy np. nasz dłużnik nie zakwestionuje tego, nie złoży skargi o wznowienie, albo czy nie złoży skargi do Strasburga. W tej chwili np. w Trybunale Praw Człowieka jest około stu spraw obywateli polskich, którzy kwestionują orzeczenia w swoich sprawach z tego powodu, że gdzieś po drodze się pojawił na neo-sędzia i to na różnych etapach postępowania. I są to sprawy karne, i cywilne, i administracyjne – i ja bym się na miejscu rządu martwiła, że będzie miał za chwilę odszkodowania do płacenia. Podejrzewam, że to może być na tak masową skalę jak w sprawach „frankowych”.

 

Patrząc optymistycznie w przyszłość i przyjmując, że będzie można odkręcać niektóre z tych „de-reform” wymiaru sprawiedliwości – co zrobić z neo-sędziami i z neo-asesorami? Jest to ponad 2800 osób, będzie ich więcej, czyli mówimy o 1/5 czy 1/4 wszystkich sędziów. Wiele z tych osób jest pewnie kompetentnych i chciałyby być sędziami, ale – sędziami nie są. Czyli jak nie zmarnować potencjału tych ludzi, żeby – odsuwając ich – nie stworzyć nagle olbrzymich wakatów, ale jednak żeby byli to praworządnie wybrani sędziowie.

 

Ja w tej kwestii jestem zdecydowanie po stronie obywateli. I uważam, żeby tę kwestię rozwikłać,

nie ma innej drogi niż powtórzenie procesu nominacyjnego z udziałem prawidłowo powołanej KRS.

Możemy sobie wyobrazić taką sytuację, że na przykład taka Krajowa Rada Sądownictwa powołana na podstawie nowych przepisów zgodnych z konstytucją pracuje non stop. Np. przez pół roku czy przez rok. Tak jak teraz oni się spotykają raz w miesiącu i sobie tam debatują, to zrobić taką jakby stałą KRS, bo jest taka potrzeba, żeby te wszystkie konkursy powtórzyć. W moim przekonaniu, jeżeli się to zorganizuje w odpowiedni sposób, można to zrobić w miarę szybko, w miarę sprawnie i odpowiedzialnie. Oczywiście ja jestem zdecydowanie za tym, żeby jednak dla bezpieczeństwa obrotu – te konkursy powtórzyć. Jeżeli te osoby spełniają kryteria, niewątpliwie uzyskają nominacje ponownie. Natomiast proszę sobie wyobrazić, co się dzieje, gdyby takiego neo-sędziego pozostawić na stanowisku, jeśli jest on na początku swojej drogi zawodowej i będzie sędzią 25 albo 30 lat. Mi stuknęło teraz 20 lat pracy w sądzie, a jeszcze parę lat mi zostało do emerytury. Trudno mi powiedzieć, ile wyroków w sumie wydałam. W zeszłym roku wydałam około trzystu samych wyroków, nie mówiąc o postanowieniach i innych rzeczach. No to przeliczmy to przez te wszystkie lata i przez te wszystkie osoby, i zobaczmy jaka to jest niepewność obrotu! Więc warto się przemęczyć dwa lata, skoro już się męczymy lat ponad pięć, i zrobić coś porządnie.

 

Wolałbym jednak, aby i obywatele i sędziowie nie byli za bardzo przemęczeni i stąd moje kolejne pytanie. Czy – jeżeli mówimy o reformach – istnieje potencjał reformy dla obywateli, dla sądów  – poza sądami? Czyli instrumenty jak mediacja czy inne tego typu formy dochodzenia obywateli swoich racji. Działania ku temu, żeby tych wniosków i skarg było mniej, i żeby postępowania trwały trochę sprawniej również ze strony samych klientów. Czy mamy coś takiego w Polsce, możemy mieć coś takiego w Polsce?

 

Mamy oczywiście w Polsce mediacje, mamy profesjonalnych mediatorów i ja jestem całym sercem za tym żeby spory tam, gdzie rzeczywiście te strony chcą się dogadać, rozstrzygać poza sądem. I przychodzić do sądu z gotowym rozwiązaniem. Jestem przekonana, że takie mechanizmy można poszerzyć i można trochę wyprowadzić spory poza sądy.

Ale do tego potrzeba konsultacji, woli, edukacji obywatelskiej, żeby obywatel nie bał się takiego takiego trybu. Ale wie Pan, bo jak o miedzę się 15 lat kłócimy, to głupio się teraz nagle pogodzić. Więc ja myślę, że jest potrzebna też zmiana mentalności społeczeństwa. I w tym jest ogromna Wasza rola również, we współpracy z nami mam nadzieję, żeby społeczeństwo edukować ku odpowiedzialnej obywatelskości. Żeby patriotyzm nie polegał na tym, że my sobie chodzimy z flagą i racą, tylko na tym, że wspólnie pracujemy dla naszego wspólnego domu, w którym jest miejsce dla wszystkich.

 

A kto mógłby się zajmować nie tylko edukacją, ale też mediacją? Czy to jest również rola organizacji pozarządowych, czy może samorządów? Czy jakichś dodatkowych środków z – oby –  odmienionego Ministerstwa Sprawiedliwości – by obywatele mieli do kogo pójść?

 

Organizacje przedsiębiorców na przykład powinny być zainteresowane tym żeby upowszechniać proces mediacyjny. Moja bliska koleżanka jest w sądzie koordynatorem do spraw mediacji. Mamy też takiego koordynatora w naszym sądzie. I jest sporo profesjonalnych mediatorów. To jest kwestia jakby usystematyzowania tej całej struktury i przekazania ludziom wiedzy. Bo mediacja jako taka funkcjonuje. Tylko pytanie, czy ludzie chcą przed pójściem do sądu pójść do mediatora. Gdyż zwykle to jest tak, że ludzie przychodzą do sądu, sąd mówi „A może by państwo poszli do mediatora?” – wtedy idą, bądź nie. A chodzi o to, żeby jakby odwrócić kolejność: najpierw mediacja, a później sąd. Może należałoby wprowadzić np. przed procesem cywilnym – obowiązkową mediację? Tylko pytanie, czy taki dłużnik na przykład, który się uchyla od swojego zobowiązania nie potraktuje tego jako kolejnej „furtki” do tego, żeby jeszcze parę miesięcy nie płacić. Każda sprawa jest trochę inna.

Natomiast ja widzę na przykład w postępowaniu karnym ogromne pole do tego, żeby umożliwić ludziom porozumienie. Gdy na przykład mam sprawę o to, że sąsiad uderzył sąsiada. I się okazuje, że tam w tle jest po prostu jakiś olbrzymi konflikt, który narasta latami, ci ludzie ze sobą nie rozmawiają, i to się kończy w sądzie karnym. I ja mogę oczywiście tego kogoś za to, kto groził, skazać na grzywnę albo przeproszenie. Ale mam pełną świadomość, że oni za jakiś czas oboje do mnie wrócą. A jak nie do mnie to tego kogoś innego. Bo oni mają nieprzepracowane problemy. I w takich sytuacjach to mediacja jest bezcenna. Tylko oni sami tam nie pójdą, muszą być zmuszeni okolicznościami.

 

Wspomniała Pani rolę edukacji dla obywateli, przed chwilą rozmawialiśmy o mediacji. Jakie są wrażenia, czy może wręcz efekty tego, co między innymi Iustitia bardzo aktywnie robi od kilku lat, to znaczy „wychodzenie z sądów” – co się dzieje w sądach w formie „Dni otwartych drzwi” itd. czy w formie innych spotkań. Właśnie to wychodzenie do obywateli i rozmowa o tym,  jak działają sądy, kim jest sędzia i że nie jest to jakaś „kasta”. Po tych kilku latach tego bardzo aktywnego działania – jakie są wrażenia?

 

Ja mam wrażenie, że my wszyscy przeszliśmy taki przyspieszony kurs obywatelskości. I obywatele, i sędziowie. Proszę sobie przypomnieć, co było przed 2017. Znał Pan jakiegoś sędziego?

 

Nie. Na szczęście nie…

 

Jestem w moim sądzie koordynatorem do spraw edukacji prawnej – i to z pełną świadomością od kilku ładnych lat jeszcze sprzed tej całej awantury. Bo jestem głęboko przekonana, że w interesie społecznym jest edukowanie młodzieży i dorosłych co do tego, jakie mamy prawa, jakie mamy obowiązki, jak funkcjonuje państwo. Bo sądy to jest tylko wycinek. Zwykle styczność obywatela z państwa się zaczyna od jakiegoś policjanta, który przy przejściu dla pieszych pilnuje porządku. Ja, ponieważ jestem sędzią karnym, współpracuję z policją, i zależy mi na tym, żeby człowiek na policjanta patrzył jak na swojego obrońcę, a nie opresora. Niestety polska policja przez ostatnie kilka lat bardzo zepsuła swój wizerunek, na który ciężko pracowała przez poprzednie lat dwadzieścia. I osobiście nad tym ubolewam. Ale staramy się rozmawiać z ludźmi i staramy się przekonywać, że sądy są dla nich. I że to nie jest tak, że sąd to kolejna władza, która ma ich ukarać i ma im dopiec, tylko że to jest miejsce, gdzie mogą rozwiązać swoją sprawę, mogą rozwiązać swoje konflikty. Mniej lub bardziej korzystnie, bo nigdy wszyscy nie są zadowoleni. Aczkolwiek ja się nie zgadzam z tym, że połowa jest niezadowolona, bo moim zdaniem to zależy od tego jak sędzia sprawę poprowadzi i w jaki sposób z tymi ludźmi rozmawia. Ale ważne jest, żeby ludzie wiedzieli, że to jest miejsce, gdzie gdzie można rozstrzygnąć swoją sprawę w cywilizowany sposób.

 

A czy zawsze jest to cywilizowany sposób od strony klientów? I jak ma się przed wymiarem sprawiedliwości sprawiedliwość społeczna? Czy są sprawy i klienci, gdzie widać, że stać było kogoś by zainwestować w adwokata, a ktoś inny ma adwokata z urzędu – czy jest to niebezpieczeństwo pewnej nierównowagi? Nawiązuje do propozycji sędziego Żurka, żeby wprowadzić w Polsce możliwości ubezpieczeń od spraw sądowych. Lecz czy nie jest to również niebezpieczeństwo, że ludzie mając takie ubezpieczenia zechcą się jeszcze częściej procesować? Bo jak zapłacili, to…

 

Myślę, że to jest tak jak z pakietami medycznymi i nagle zaczynamy się na wszystko diagnozować…

 

Chciałbym się spytać, jak Pani widzi taką propozycję?

 

Ubezpieczenie od spraw sądowych? No, jeżeli ktoś ma ochotę wykupić ubezpieczenie… Na pewno są sprawy, w których laik sobie nie poradzi. Nawet ja będąc sędzią karnym niekoniecznie się komfortowo czuje w sprawie cywilnej i wolę mieć pełnomocnika. Mimo wszystko mam nadzieję, że pełnomocnik z urzędu działa z takim samym zaangażowaniem jak pełnomocnik z wyboru. Natomiast to, czego ludzie nie wiedzą, to jest to, że jeżeli dostaną np. obrońcę z urzędu i sąd na końcu procesu np. uzna, że są winni tego zarzutu, które się im stawia i mają możliwość, żeby zarobić na koszty postępowania – to może ich obciążyć tymi kosztami obrońcy. Więc to nie jest tak, że jest to całkiem bezpłatne. Tak samo w przypadku ubezpieczenia, które by pokrywało pewnie koszty własnego pełnomocnika, ale jak strona przegra to i tak będzie musiała zapłacić za pełnomocnika drugiej strony. Więc to jest taki miecz obosieczny. Mimo wszystko ja nie polecam sądzenia się, uważam, że to jest ostatnia możliwość. Jeśli można się w jakiś inny sposób porozumieć – to zawsze warto próbować.

 

To byłoby świetnie zdanie na koniec! Jednak mam jeszcze jedno bardzo ważne pytanie, którego nie chcę pominąć. Tym bardziej, że wiele osób to od dłuższego czasu postuluje. Wiemy, że trochę potrwa przywrócenie Trybunału Konstytucyjnego, dlatego – co sądzi Pani o rozproszonym sądownictwie konstytucyjnym? Na ile sędziowie powinni się tym zajmować, i a na ile – przepraszam za takie pytanie – są do tego kompetentni? Czy trzeba ich jeszcze do tego przygotować?

 

W lipcu 2017 roku kupiłam sobie Konstytucję do pracy, pierwszą w życiu. I od tego czasu noszę ją na salę rozpraw i muszę powiedzieć, że czasem czytam. Myślę, że rzesza moich kolegów i koleżanek uczyniła tak samo, bo przez wiele lat nie byliśmy przyzwyczajeni do tego, że musimy do konstytucji sięgać. Bo mimo wszystko ten Trybunał Konstytucyjny działał, nie zawsze nam się podobało to, co mówił, nie zawsze zgadzaliśmy się, ale był to jakiś bufor, który miał chronić, chronić ludzi przed nadużyciami ustawodawcy. W tej chwili tego buforu nie ma. Trybunał Julii Przyłębskiej spełnia tylko taką rolę, że autoryzuje działania władzy politycznej.

Taka ciekawostka: jako Iustitia występujemy w rozmaitych sprawach przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka jako tzw. amicus curiae, czyli przyjaciel sądu, i w odpowiedzi na jedno z naszych stanowisk dostaliśmy stanowisko rządu. Rząd, powołując się na na tzw. „orzeczenie” tzw. „Trybunału Konstytucyjnego”, stwierdził, że ponieważ Trybunał Konstytucyjny uznał przepis art. 6 Konwencji Praw Człowieka za niezgodny z konstytucją w zakresie, w jakim dopuszcza badanie, czy Trybunał Konstytucyjny jest sądem prawidłowo powołanym. W związku z tym oni uznają, że wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – chodzi o wyrok gdzie zakwestionowano powołanie pana Muszyńskiego – nie istnieją w porządku prawnym. Więc to jest taka przykrywka, nie Trybunał.

Więc sędziowie nie mają wyjścia, jak państwo widzieli w czasie pandemii, mam nadzieję, że stają na wysokości zadania i jednak przyznają rację obywatelom. A obywatele też kupili sobie „Konstytucje” i umieją je czytać. Natomiast rzeczywiście,

kiedyś szłam na spotkania do szkoły i najpierw mówiłam dzieciom, jakie mają obowiązki. Teraz przychodzę i mówię: „Macie prawa.”

 

Myślę, że to było jeszcze lepsze zakończenie niż poprzednie. Pani sędzio, dziękuję serdecznie za czas i za rozmowę. Miłego wieczoru

 

Dziękuję również, było mi bardzo miło.

 

——————

Dorota Zabłudowska – sędzia z dwudziestoletnim stażem, orzeka w sprawach karnych. Członkini zarządu głównego Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia od 2019 r., w którym odpowiada za relacje międzynarodowe. Wiceprezeska Oddziału Gdańskiego Iustitii i rzeczniczka tego Oddziału.

Od kilku lat zaangażowana w obronę praworządności, praw i wolności konstytucyjnych obywateli w Polsce i za granicą. Laureatka Gdańskiej Nagrody Równości w 2018 roku. Nagrodę przekazała na cel społeczny. Z powodu tej nagrody zastępca rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych wytoczył jej proces dyscyplinarny. Sąd Dyscyplinarny w Białymstoku nieprawomocnie uniewinnił Dorotę Zabłudowską od stawianego jej zarzutu dyscyplinarnego.