Wielkie pranie
W polityce pranie stosuje się do kilku kwestii: do oczerniania przeciwników, że wykorzystują do swoich celów wyprane, a więc wcześniej brudne pieniądze, oraz do strofowania, że brudy powinno się prać we własnym domu. To już rytuał, ale jest jeszcze jedno pranie, które PiS stosuje obecnie z lubością – pranie mózgów. Po takim gruntownym praniu czeka nas już tylko magiel.
Przemysław Wiszniewski
Pranie mózgów niekiedy wykonuje się w taki sposób, by jednocześnie pobrudzić politycznych wrogów insynuacjami o sprzyjanie krwiopijcom, którzy będą drenować państwowy budżet i nasze korzenie. W ten sposób wody z wypranych mózgów nie trzeba wylewać, ale wykorzystać ponownie. Oto niejaki Janusz Szewczak z portalu Fronda krzyczy: „Polskie władze są szantażowane przez lobby lichwiarsko-bankowe. Zmiana konstytucji może mieć zbawienne skutki…”. Chodzi o art. 220 w Konstytucji RP z 1997 roku, który powiada, że państwo nie może sięgnąć do własnych zasobów w celu wspomagania własnej gospodarki. Twórcy Konstytucji przewidzieli, że prędzej czy później może pojawić się populistyczny rząd, który będzie chciał rozdawać pieniądze, aby sobie zaskarbić sympatię obywateli, że wobec tego będzie chciał sobie je dodrukować, na wypadek gdyby nie starczało, i że w ten sposób spowoduje inflację, która pogrąży gospodarkę, czyniąc z niej bankruta. My, starsi, pamiętamy hiperinflację z przełomu lat 80. i 90. ub. wieku. Zarabialiśmy w milionach, chociaż przecież nie byliśmy milionerami. Wtedy nie było jeszcze art. 220 Konstytucji i to dlatego musieliśmy przez to wszystko przejść. I zapewne nie chcielibyśmy przejść przez to ponownie. Nie chcielibyśmy wyjeżdżać do stolic naszych sąsiadów i handlować mięsem na łóżkach polowych. Nie chcielibyśmy znów zbiednieć, a potem zaciskać przez dekady pasa. My nie chcielibyśmy, ale rząd chciałby, bo musi spełniać obietnice wyborcze i potrzebuje na gwałt żywej gotówki!
O wspomnianym zapisie konstytucyjnym fachowcy piszą tak: „Takie zabezpieczenie dla podaży pieniądza przez Bank Centralny jest również wyrazem daleko idącego poczucia realizmu, jeżeli chodzi o naszą własną samoocenę. Najdelikatniej mówiąc, „kaganiec i smycz” nie są takie złe, jeżeli się je sobie samemu aplikuje. W ten sposób można uniknąć niepotrzebnego ryzyka związanego z pokusą łatwości pożyczania na wszystko i bez granic, które w warunkach klasycznej gospodarki oznacza wywołanie inflacji, czyli zubożenie nas wszystkich.” (Chronić art. 220 ust. 2 Konstytucji jak źrenicy oka!)
„Celem KE jest osłabienie polskiego rządu. Timmermans uderza w polski rząd, wzmacnia opozycję i daje jej polityczną broń do pogłębiania kryzysu. Komisja od pewnego momentu zachowuje się bardzo arbitralnie. Łamie reguły, łamie obyczaje i staje się jakimś superarbitrem, któremu wszystko wolno” – mówił w „Poranku Wnet” prof. Ryszard Legutko, komentując decyzję Komisji Europejskiej.
Profesor Legutko z upodobaniem pierze mózgi wyborcom PiS-u, wykorzystując swój tytuł naukowy. Jest prawdziwą wyrocznią w pisowskim sztabie wojennym. Teza, jaką Legutko stawia, że celem Komisji Europejskiej jest osłabienie polskiego rządu, jest z gruntu fałszywa. Rząd sam osłabia swoją pozycję na arenie międzynarodowej, nie przestrzegając prawa. Komisja stara się wywrzeć wpływ na rząd, ażeby zrezygnował z łamania Konstytucji, co go zasadniczo wzmocni. Tylko od rządu zatem zależy, czy zechce się wzmocnić, czy też będzie uporczywie tkwił w stanie osłabienia. Legutko kłamie też powiadając, że broń, jaką daje komisja opozycji, miałaby służyć pogłębianiu kryzysu. Oczywiście, chodzi o kryzys wywołany i pogłębiany przez rząd, który za nic ma Konstytucję i niszczy demokrację w Polsce. Mija się też z prawdą Legutko insynuując, że Komisja łamie reguły i obyczaje – wprost przeciwnie, rząd łamie reguły i obyczaje, opluwając ochoczo Komisję Europejską, a w zamian ona mimo tego postępuje z rządem delikatnie, chciałoby się rzec, jak ze śmierdzącym jajem.
Kolejny przykład prania mózgów. Oto „Siara” Rewiński udzielił wywiadu „Zaufanie do prezydenta będzie rosło…” portalowi Wpolityce, opisując wybrańca narodu tak: „Polacy zobaczyli innego człowieka niż dotychczasowi prezydenci. Po szachrajskiej zmianie w 1989 roku prezydentem został „Bolek” po zawodówce, z Matką Boską w klapie i śrubokrętem w kieszeni. Następnie był Olek – magister umowny. Potem pojawił się jegomość, który mówił, że dzidy należy zostawić w przedsionku, kiedy idzie się na polowanie, by żony były bezpieczne. Teraz zobaczyli, że prezydentem może być doktor prawa z Krakowa – królewskiego miasta. Człowiek, który mówi po polsku, wyraża się ze znajomością rzeczy, ma piękną żonę i pochodzi z dobrego domu. Polacy mieli możliwość wzięcia udziału w normalnych wyborach, pilnowanych przez Ruch Kontroli Wyborów. Dzięki temu taki mamy efekt. W końcu musiało dojść do prawdziwego wyboru. Jak to napisał pewien mądry człowiek: Tylko prawda jest ciekawa”.
Wprawdzie recenzent Andrzeja Dudy opisuje go najpierw przez porównanie, a potem tylko powierzchownie, naskórkowo, ale tyradę uzupełnia dwoma zaklęciami „prawdziwy wybór” i „prawda”, która jest ponadto ciekawa. A jaka jest prawda, każdy widzi. Opisuje powierzchowność, bo o wnętrzu niewiele da się opowiedzieć, zresztą Rewiński jest aktorem, znanym z Kabaretu Olgi Lipińskiej, kiedy wcielał się w nieznośnie bufonowatego prezesa. Otóż, warunki, o których opowiada Rewiński opisując prezydenta Dudę, nie są ani wystarczające, ani konieczne, by dobrze sprawować prezydencki urząd. Tak właśnie, jak w opisanym przypadku, kiedy możemy podziwiać wydmuszkę, choć wolelibyśmy prawdziwe jajo, na dodatek mądrzejsze od kury.
„Do niczego też nie da się tych twierdzeń odnieść – ani do rzeczywistości, którą politycy PiS wyginają jak ugotowanego pora, ani do wartości, które są dla nich jeszcze bardziej elastyczne. Te wypowiedzi to nie argumenty ani przekonania, ani nawet opinie. To trawa, wata, trociny – słowa, zdania, równoważniki zdań bez znaczenia, które wypełniają przestrzeń publiczną, ale absolutnie nic do niej nie wnoszą. Wypełniają wszystkie media – po równo te upolitycznione, a dziś władzy pokorne, i te zwyczajne, do których politycy PiS również często i chętnie chodzą. Zadrukowane tym są setki stron prawicowych dzienników i tygodników, składają się z tego kolejne godziny produkcji telewizyjnych opanowanej przez PiS telewizji publicznej.” (Polskę wciągnęła czarna dziura)
Autor tekstu „Polskę wciągnęła czarna dziura” dodaje: „Skąd to się bierze; czym jest to nieuchwytne coś, co pozwala im mówić bez przerwy i bez wahania, z zachowaniem całkowitej nieprzemakalności na fakty, argumenty i autorytety, na sprzeczność z ich wcześniejszymi wypowiedziami? (…)
Więc to jest nie do pojęcia; jakby cała partia umówiła się na kretyński żart, że zawieszą międzyludzką umowę, na której podstawie staramy się przebywać w tej samej rzeczywistości, i będą – kiedy tylko uznają, że akurat na to czas – dowodzić z całą mocą i z pełnym przekonaniem, że białe jest czarne, a czarne białe.”
Przypomnijmy sobie ten symptomatyczny kłopot z określeniem naszego obecnego wodza, czy czarne jest czarne, czy też białe, i odwrotnie: Czarno-białe expose premiera. Zresztą owa niefrasobliwość, z jaką polska prawica relatywizuje takie oczywistości, jak odróżnianie czerni od bieli doczekało się nawet piosenki: Czarne jest białe.
Możemy próbować odwoływać się do porównań i metafor, czarnej dziury czy bębna jakiejś monstrualnej pralki, ale wiadomo już, że wobec tej machiny propagandowej, jaką dysponuje PiS, pozostajemy cokolwiek bezradni, jak w przypadku, gdy chcemy coś wyperswadować upartemu i rozhisteryzowanemu dziecku: przecież nie sposób odwołać się do jego zdrowego rozsądku, a z drugiej strony trudno przekomarzać się w nieskończoność.
Projekt skutecznego wyprania mózgów dotyczy także naszych milusińskich. Zmieniane będą podręczniki, a nawet elementarze. Do szkół przyjdą prelegenci opowiadać dzieciom o żołnierzach wyklętych i spuściźnie prezydenta Kaczyńskiego. W tej perspektywie pięknie się prezentuje postawa Karoliny Wójcickiej, która odważnie skrytykowała PiS z mównicy sejmowej z okazji Dnia Dziecka.
Była taka baśń Andersena „Nowe szaty cesarza” o oszustwie, które dorośli dali sobie wmówić. Hochsztaplerami okazali się sprytni krawcy. Jedynie dziecko pozostało odporne na ich manipulację i wykrzyknęło: „Król jest nagi!” Tak właśnie dziś postąpiła ta dziewczyna. Krawcami jest PiS, a królem – nasz kraj.
Jaka jest ta pisowska propaganda, że tak skutecznie ogarnęła całą naszą przestrzeń publiczną? Tomasz Lis definiuje: „Toporna, bezceremonialna i bezczelna. PiS-owska propaganda jest wydajna. Nie tylko miesza ludziom w głowach, lecz potrafi wykreować alternatywną rzeczywistość, być może bardziej rzeczywistą niż rzeczywistość rzeczywista”. (Lis punktuje elementy propagandy PiS)
I Tomasz Lis trafia w sedno: ludzie bowiem lubią być oszukiwani w tym sensie, że znacznie lepiej się czują karmieni fantazmatami i złudzeniami, nie zmuszani do ciągłej konfrontacji, która często bywa nieznośnie twarda. Marzenia zaś, jeśli je przyoblec w pozory realności, pozostają tylko marzeniami, lekkimi jak pozór czy cień, nieuchwytnymi, więc trudnymi do oszacowania. I taki pokarm oferuje władza ludziom: lekkostrawny, a właściwie nawet pozbawiony kalorii, łatwo przyswajalny, nie wymagający żucia. Kto go połknął, ten może się nawet unieść w przestworza, na tę krótką chwilę snu na jawie.