Szczytu NATO nie udało się ujarzmić
Niewątpliwie wystąpienie prezydenta USA Baracka Obamy na temat stanu demokracji w Polsce spowodowało duże zakłopotanie wśród nowych elit rządzących Polski. Dotychczas dosyć swobodnie lekceważyli wypowiedzi wszystkich autorytetów prawnych w kraju, protesty społeczne oraz wypowiedzi dziennikarzy niezależnych mediów, krytykujące zachodzące zmiany, które mogą nawet zagrozić obywatelom prawu do sprawiedliwego procesu sądowego.
Jerzy Gogół
PiS również uznał, że gremium międzynarodowe powołane do ekspertyzy sytemu prawnego, jakim jest Komisja Wenecka, nie posiada wystarczających kwalifikacji do oceny projektów legislacyjnych proponowanych przez tę partię w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Partia rządząca posiadająca Ministra Sprawiedliwości o dosyć niskich kwalifikacjach prawnych i, co oczywiste, pozbawionego wystarczającego autorytetu, podejmuje rozpaczliwe wysiłki, aby jakoś to wszystko uzasadnić prawnie i politycznie na potrzeby Komisji Europejskiej, która coraz bardziej podejrzliwie obserwuje, jak to się mówi w języku prawnym, mataczenie Sejmu, rządu i prezydenta w sprawie przestrzegania norm konstytucyjnych oraz niezawisłości sądów.
Głównym rozgrywającym w procesach legislacyjnych w sprawach konstytucyjnych staje się były prokurator PRL, który w swojej naiwności uwierzył w swoją misję dziejową – uwierzył, że przekona wspólnotę międzynarodową, iż stanowione ustawy zapewniają wysokie standardy demokratyczne i niezależność Trybunału Konstytucyjnego. W ocenie zewnętrznej raczej traktowany jest jako człowiek od czarnej roboty, który z uwagi na swoją przeszłość nie może odmówić wykonywania poleceń Jarosława Kaczyńskiego i zapewne zostanie poświęcony jako główny sprawca wszelkich nieporozumień dotyczących Trybunału. Zresztą jego argumentacja ma naturę głównie polityczną, a nie prawną. Najważniejsza osoba w państwie, jaką jest prezes Jarosław Kaczyński, raczej unika wypowiedzi, pozostawiając sobie otwartą furtkę.
Ale wracając do istoty sprawy. W pierwszych momentach zamachu na Trybunał Konstytucyjny jako autorytet występuje jeszcze dr praw, prezydent Andrzej Duda, który starał się legalizować swoim tytułem i funkcją zachodzące zmiany. Jako autorytet prawny został szybko zdeprecjonowany przez własną uczelnię, a Wydział Prawa wstydzi się, że otrzymał on tytuł doktora praw; inne uczelnie kompromitują go jako prawnika i zarzucają mu, że jako strażnik praw konstytucyjnych nie wypełnia nałożonych na niego obowiązków. Pan Andrzej Duda szybko się zorientował, że stał się ofiarą frontalnych ataków i zrezygnował z odgrywania roli autorytetu prawnego, zaczął obarczać odpowiedzialnością Sejm i rząd za zaistniałą sytuację. Sytuacja zaczęła się bardzo komplikować, ponieważ również jako groźną dla Polskiej demokracji ocenia sytuację Unia Europejska.
Dochodzą do tego ustawy o mediach oraz tak zwana antyterrorystyczna, która dopełnia obraz zmian ustrojowych w państwie, które w ocenach zewnętrznych wspólnoty międzynarodowej traktowane są jako jawnie sprzeczne z zasadami państwa demokratycznego. PiS w odpowiedzi uruchomił machinę propagandową poprzez zawłaszczoną TV publiczną, radio i wyjaśnił, że taka jest wola suwerena, czyli narodu.
Oczywiście, przeważająca część społeczeństwa w to nie wierzy i staje się aktywnymi przeciwnikami, widząc poważne zagrożenia dla swobód obywatelskich, niezawisłości sądów i przestrzegania praw konstytucyjnych. Umacnia się ruch obywatelki KOD, który wychodzi na ulice, a najważniejsze tytuły prasowe demokratycznych państw z niepokojem komentują rodzący się podział społeczeństwa. Opinia światowa jest poruszona, a placówki dyplomatyczne wysyłają alarmujące depesze do swoich krajów. PiS na przekór istniejącej sytuacji robi dobrą minę do złej gry i liczy, że początkowa wrzawa minie i wszystko wróci do normy, a UE zrobi duże oko uznając argumenty i prawo do suwerennych decyzji jako ważniejsze niż przestrzeganie norm demokratycznych.
W konsekwencji na szczytach UE przywódcy Polski zaczynają odczuwać dyskomfort kontaktów politycznych i dystans w relacjach. Departament Stanu USA wysłał specjalnego wysłannika do Polski, aby zorientował się, o co chodzi z tą demokracją w Polsce. Niestety, polskie władze nie odczytują sygnałów i lekceważą wszystkie akcenty dyplomatycznej, kontynuują walkę o paraliż Trybunału Konstytucyjnego i zgłaszają kolejne projekty ustaw, coraz bardziej ograniczające niezależność władzy sądowniczej, wzmagając działania pozorujące i licząc, że świat się na to nabierze. Krytyczny głos własnego społeczeństwa nie odgrywa tu żadnej roli, a opozycja parlamentarna jest bezsilna, ponieważ nie są przestrzegane żadne reguły debaty parlamentarnej. Mało tego, mając w posiadaniu TVP, polskie władze wprowadzają coraz częściej opinię publiczną w błąd i swoje porażki starają się zamienić w sukces, pomimo że sytuacja staje się dramatyczna zarówno w sferze pozycji międzynarodowej, jaki i perspektyw gospodarczych oraz stanu finansów publicznych.
Władze polskie zaczynają liczyć, że szczyt NATO poprawi wizerunek Polski na arenie międzynarodowej, a rozmowa prezydenta Andrzeja Dudy z prezydentem USA Barack Obamą złagodzi ocenę zmian zachodzących w Polsce. Partia rządząca PiS w swojej, delikatnie mówiąc, naiwnej narracji politycznej, nie bierze pod uwagę, że społeczeństwo tego kraju informowane przez opiniotwórcze stacje TV i tytuły prasowe zaniepokojone są sytuacją w Polsce i jedną z pierwszych pytań do swojego prezydenta po powrocie będzie pytanie – czy rozmawiał w Polsce o niekorzystnych zmianach w stanie demokracji i dalszym ograniczaniu swobód obywatelskich w wielu obszarach w tym naruszających poszanowanie praw własnościowych.
Społeczeństwo Amerykańskie, pamiętające jeszcze swój udział w czasach Solidarności, który doprowadził do wolności Polski jest szczególnie uwrażliwione i z niepokojem oraz uwagą obserwuje zachodzące zmiany w kraju, który bezpośrednio sąsiaduje z Rosją. Dla wszystkich obserwatorów zagranicznych było już oczywiste, że prezydent Obama poruszy temat stanu demokracji w Polsce i wyrazi swoją krytyczną opinię również wobec ostentacyjnego stanowiska przywódców Polski, zmierzającego do dalszej dezintegracji Unii Europejskiej. Publiczna krytyczna ocena Polski będzie miała oczywiście dalsze konsekwencje polityczne, gospodarcze oraz może, oby nie, w planach umacniania Polskich sił zbrojnych, tym bardziej, że niebawem NATO rozpocznie rozmowy z Rosją na temat stanu bezpieczeństwa globalnego na świecie. Złośliwi nadal twierdzą, że stan bezpieczeństwa Polski nie zależy od nowych batalionów, a od ilości rakiet w Kaliningradzie. Szukanie rozwiązań politycznych nabiera nowego i strategicznego znaczenia, co w kontekście planów naszego Ministra Wojny, przepraszam Ministra Obrony Narodowej, stanowi rażący kontrast.
I na zakończenie parę słów anegdoty. Przywódcy NATO ustawiali się do fotografii okolicznościowej, jak to przy takiej okazji bywa. Prezydent Polski Andrzej Duda stał osamotniony, ponieważ wszyscy go omijali. Nie pomagały jego gesty zapraszające i miejsce obok niego było nadal puste. Zauważyła to prezydent Chorwacji pani Kolinda Grabar-Kitarović i namówiła Donalda Tuska, aby stanął obok Andrzeja Dudy. Tak też się stało. Ocenę tej sytuacji pozostawiam czytelnikom.