Robimy ściepę - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
10972
post-template-default,single,single-post,postid-10972,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,smooth_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

Robimy ściepę

Zaczęło się wszystko od naszych kontaktów, które poprzedzały wydarzenia w Ursusie, Płocku i Radomiu jakieś półtora roku wcześniej, ale był jeden moment, który zresztą ustanowił wśród nas pozycję Jacka Kuronia jako głównego organizatora. To było, kiedy siedzieliśmy przed salą rozpraw, w Sądzie na Lesznie, bo do środka nas nie wpuszczono, podobno wszystkie miejsca były zajęte. Przed tą salą czuło się takie rozedrganie emocjonalne. Płaczące panie, żony sądzonych z Ursusa i Płocka. Jacek zdjął wtedy taką czapkę w stylu leninówki, chyba była skórzana, i powiedział: „robimy ściepę”. No, żeby tym paniom pomóc.

Grażyna Olewniczak

Od tego wspomnienia zaczynam rozmowę z Ludwikiem Dornem – współpracownikiem KOR-u – o roku 1976 i tym, co się działo po represjach przede wszystkim w Radomiu.
One były zrozpaczone, bo nie miały za co kupić nawet jedzenia. Narzekały, że tego nie ma, tamtego nie ma, wypłaty nie będzie. Zrobiliśmy tę ściepę wkładając do czapki, kto ile mógł i co kto miał. I tak się narodziła w praktycznym kształcie idea, że represjonowanym jest przede wszystkim potrzebna pomoc prawna, ale rodzinom potrzebne jest pewne minimum pomocy finansowej, czy rzeczowej.
– Przepiękna historia, ale tak jak już Pan wspomniał – wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Rok 1976 był takim rokiem przełomowym w sensie działalności opozycyjnej.
To narastało… To był potencjał, był zasób ludzi, do których można było się odwołać w tego typu działaniach… To wszystko rozpoczęła skala pisanych listów przeciwko zmianie konstytucji. Te zmiany ogłoszono w sejmie i jeszcze zanim zostały wprowadzone, ruszyła lawina listów przeciwko zmianom z tysiącami podpisów. Były listy zbiorowe i indywidualne.
– Chodziło o socjalistyczny charakter Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, o to, że PZPR miała być „przewodnią siłą polityczną społeczeństwa w budowie socjalizmu” oraz o „nierozerwalną przyjaźń polsko-radziecką”.
Ten sprzeciw przeciwko zmianom spowodował, że poczułem jakąś zmianę. Poczułem, że coś narasta i nie jesteśmy już tak otorbieni. Reżim też nie był już tak represyjny jak wcześniej.
– I po ogłoszeniu podwyżek – wybuchło – Płock, Ursus i Radom… Przychodziliście pomagać represjonowanym po tych wydarzeniach z różnych stron. Pan był wtedy studentem socjologii i droga prowadziła też z Czarnej Jedynki.
To były kręgi dyskusyjne. Gromada Włóczęgów – to był ten krąg dyskusyjny. Jedno ze spotkań poświęcone było prezentacji pracy magisterskiej Seweryna Blumsztajna o Walterowcach, czyli o Czerwonym Harcerstwie. Były też dyskusje w Klubie Inteligencji Katolickiej. Ja, jeszcze przed powstaniem KOR-u, zacząłem publikować w Więzi. Poznałem to środowisko i między innymi Kazimierza Wójcickiego. Były wspólne seminaria, gdzie spotykali się ludzie z kręgu lewicy laickiej, sekcji Kultury i Czarnej Jedynki, choćby takie poświęcone temu, co działo się w drugiej połowie lat 40. Zdobywanie władzy przez komunistów i ruchu oporu. Seminaria te oparte były przede wszystkim na lekturze prasy, przede wszystkim PSL-owskiej. Później ci ludzie, którzy znali się z tego rodzaju kręgów dyskusyjnych, w których nakładały się na siebie różne środowiska, znaleźli się wspólnie jako członkowie i współpracownicy KOR-u.
– Czy od razu po wydarzeniach w Radomiu zaczęliście tam jeździć na procesy? Pan jeździł na procesy.
Nie wiem czy byliśmy na wszystkich, czy jakiś nie przegapiliśmy… Byłem w tej pierwszej ekipie, która tam pojechała. To było we wrześniu… O wszystkim wiedział Jacek Kuroń, pewnie wiedział od panów mecenasów, ale kto zetknął represjonowanych i rodziny z mecenasami – to nie wiem… Rzecz do zbadania dla historyków, bo to był ten pierwszy punkt styczności. Procesy robotników z Ursusa zaczęły się wcześniej, bo już w lipcu, a radomskie – we wrześniu.
– Jechaliście tam, obserwowaliście procesy, jak się kończyły te wyjazdy?
Kończyło się to tak, że kiedy po rozprawach wychodziliśmy z sądu Służba Bezpieczeństwa już na nas czekała, wiozła na komendę i przesłuchiwała. Niektórzy po tych przesłuchaniach wychodzili bez ekscesów w rodzaju pobicia, inni nie. Może coś było w moim wyglądzie, ale wyraźnie im się nie podobałem. Dla mnie dwa pierwsze wyjazdy skończyły się pobiciem podczas przesłuchania.
– Dla wielu osób stał się Pan wtedy bohaterem…
Bez przesady… Złamane żebro, czy bicie pałką w pięty to nie jest miłe, ale z tym bohaterstwem to nie przesadzajmy.
– Jak wyglądało miasto, z waszego punktu widzenia? Jak wyglądał sam dojazd?
Nie bardzo mieliśmy możliwość chodzenia po mieście. Już nie pamiętam, czy jeździliśmy tam pociągiem, czy autobusem… Później część osób jeździła autostopem, by zredukować prawdopodobieństwo zatrzymania przez Służbę Bezpieczeństwa. Z dworca szliśmy do sądu, siedzieliśmy przed salą i byliśmy „zgarniani”. Taki stały schemat. Potem kontakty osób pod salą, czy w sali zawiązywały się już na Komendzie Milicji. Bezpieka miała takie zarządzenie, by zatrzymywać nas nie w trakcie procesów, ale po zakończeniu posiedzenia sądu. Pamiętam taką sytuację, kiedy dotarł też do Radomia Bogdan Borusewicz. On mnie nie znał, ja jego nie znałem… Siedzieliśmy, patrzyliśmy na siebie… Na ubeka nie bardzo wyglądał, ale „człowiek nie szklanka”… On też na mnie patrzył i też pewnie zastanawiał się, kim jestem. W czasie przerwy w rozprawie wyszliśmy i zamieniliśmy parę słów w bramie, nie do końca mając rozproszone wątpliwości, kto jest kim… Tak poznałem Bogdana Borusewicza.
– Czy mieliście wtedy świadomość, jaka była skala protestów i strajków w Radomiu?
Nie. Przynajmniej ja nie miałem. Później już w rozmowach z uczestnikami demonstracji ta wiedza się pojawiła. Natomiast w owym czasie Radom – to było poniżej 200 tysięcy, może 150 tysięcy mieszkańców i jeśli protestowało 20, 30 tysięcy, jeśli odliczymy niemowlaki, dzieci i starców – to wychodzi na to, że w zamieszkach brało udział około 20 procent „zdolnej do czynu” ludności miasta. Co oznacza, że można powiedzieć, że to był bunt całego miasta. Nigdy nie jest tak, że bierze udział w wydarzeniu o takim charakterze choćby 50 procent, czy więcej, ale te 20 procent to już można powiedzieć, że jest to bunt miasta. Nie bunt określonych zakładów, ale bunt miasta jako pewnej całości.
– Podwyżka cen, dla niektórych to był cios…
To nie tylko bieda… To były duże zakłady pracy. Tam zarobki były skromne, ale nie aż tak nędzne. Do 1976 roku – to miasto rozwijało się, dopiero po tym roku – Radom był „karany”.
– Rok przełomowy. Od tego momentu zaczęło dziać się to, co doprowadziło do powstania Solidarności.
Oczywiście. Liczne czynniki nie do przecenienia miały wpływ na to, co działo się później. Wybór Karola Wojtyły na Papieża, pierwsza pielgrzymka, także uwikłanie ekipy rządzącej w zależność kredytową. To miało wpływ na ograniczony charakter represji. Zdarzały się zabójstwa, ale poziom represji wyraźnie się zmniejszał.  Do tego… Myśmy sobie z tego zdawali sprawę, ale wpływ na rzeczywistość miała też Konferencja w Helsinkach. Ci z nas, którzy interesowali się polityką, a ja do takich należałem czuli to… Akt końcowy Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy został podpisany w 1975 roku. Ludzie z KOR-u i współpracujący z KOR-em, tak jak ja postanowili to wykorzystać. Padły tam przecież deklaracje dotyczące praw człowieka i obywatela, w związku z tym mieliśmy takie poczucie…
 – …że władza nie na wszystko może sobie pozwolić.
Że władza będzie bardziej to rozgrywać, bez takiego radykalnego i masywnego represjonowania. Bez powszechnych aresztowań, wyroków śmierci, czy długoletniego więzienia.
– To był czas, kiedy sami robotnicy zaczęli upominać się o swoje prawa.
Tak. To była olbrzymia zasługa Henryka Bąka. Nie robotnika, ale inżyniera i filozofa, który wygrzebał Konwencję o Wolności Związków Zawodowych, którą PRL podpisał. To miało taki intelektualny wpływ w sensie koncepcji i podstawy prawnej. Ta ozimina się zawiązywała przed Radomiem i Ursusem, a w postaci KOR-u kiełki się pojawiły…