Rąbnęli mi medal - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
6305
post-template-default,single,single-post,postid-6305,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,smooth_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

Rąbnęli mi medal

Rąbnęli mi medal
Aleksandra A. Zawisza

Za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce przyznano jej w ubiegłym roku Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Do dziś go nie otrzymała.
Oto nasza bohaterka – Małgorzata Trembilska. Miłośniczka historii dzielnicy Pogodno w Szczecinie, zainteresowana historią swojego miasta, blogerka pisząca m.in. o zwierzętach, działająca w realnym świecie na rzecz praw zwierząt. W swoim domu opiekuje się wraz z rodziną Karolkiem, Panem Czesiem, Zimą, Maszeńką, Franiem (kotami) oraz stareńkim psem Szopkiem i rozbrykaną, zabraną ze szczecińskiego schroniska suczką Wroną.
Znałam ją w internetowej sieci długie lata, ale nigdy nie dowiedziałabym się, że siedziała za kratami, gdyby nie to, że na jednym z forów dyskusyjnych gazeta.pl wspomniano w dyskusji o stanie wojennym i ona zaczęła pisać. Ostrożnie, bo nie lubi się użalać. Za to umie powiedzieć o tym, jak jest, jak było. Pisała na tyle interesująco, że my, uczestnicy forum, chcieliśmy więcej i więcej. Rezultatem było zainteresowanie się wpisami Małgorzaty portalu sedina.pl (portal miłośników dawnego Szczecina) i publikacja wspomnień Małgorzaty Trembilskiej z czasów odbywania przez nią kary za roznoszenie ulotek „Solidarności”. Napisała m.in.:
Spotykam się często z poglądem, że za komuny owszem, prześladowani byli bohaterowie tacy jak Kuroń czy Michnik, ale w końcu to byli bohaterowie, wiedzieli na co się porywają. Zwykli ludzie mogli spać spokojnie, nie było tak źle. Spisałam więc swe wspomnienia, by pokazać, co mogło spotkać właśnie takie zwykłe kobiety, które nie były żadnymi bohaterkami, a tylko próbowały zrobić coś sensownego zgodnie ze swymi przekonaniami”.
Jak było w więzieniu?
Przyszła Wigilia. Zbroiłam się na nią, jak żołnierz na wojnę. Ja niespecjalnie jestem wierząca, a już na pewno nie religijna, ale Wigilia to dla mnie najważniejszy dzień w roku. Wszystkie moje dotychczasowe Wigilie były piękne, dawały mi takie poczucie rodzinnego szczęścia i bliskości, że nie wyobrażałam sobie, jak tu sama, bez męża, córki, bez rodziców przeżyję ten dzień. A kiedy Wigilia nadeszła, wszystko w pierdlu było tak, jak zawsze – aż zwątpiłam, czy to naprawdę dziś i… spytałam klawisza. Okazało się, że w ogóle mnie ta cała Wigilia nie rusza i nie miałam się czego bać. Dopiero o północy… Okienko mojej celi wychodziło na plac z pobliskim kościołem i kiedy o północy zaczęły bić dzwony na pasterkę, siadłam pod oknem i jedno o czym marzyłam, to żebym się potrafiła rozpłakać. Ale nie udało mi się uronić ani jednej łzy. Nigdy, ani wcześniej, ani później nie byłam aż tak nieszczęśliwa”.
Potem Małgorzatę Trembilską przewieziono ze szczecińskiego aresztu do więzienia w Kamieniu Pomorskim.
Przejechałyśmy więzienną bramę, zaprowadził nas strażnik do jakiegoś malutkiego, obskurnego pokoiku, gdzie stała tylko jedna długa drewniana ława, zamknął drzwi i sobie poszedł. Kilka godzin nic się nie działo. W końcu otworzyły się drzwi i pokazała się strażniczka. Wysoka, postawna tleniona blondyna. Króciutko ostrzyżona, zaciśnięte usta. Typ enerdowski. Ledwo na nią spojrzałam, od razu wiedziałam, że cały ten Kamień jest nie dla mnie. Najpierw wzięła Dankę, po jakiejś godzinie mnie. Następny pokój był już przyzwoity, czysty i zadbany. Nawet jakieś kwiaty stały na parapecie. Enerdówka siadła przy biurku, na stoliku leżała złożona pościel, obok spora sterta ubrań – drelichowych spodni, bluz i chustek na głowę. Na podłodze stał duży kosz.
Kazała mi się rozebrać do naga. Wrzuciłam ubranie do przygotowanego kosza, stanęłam, a ona przeciskała mi głowę w poszukiwaniu wszy. Potem musiałam zrobić kilka przysiadów, żeby wypadło to, co ewentualnie „w tym miejscu” usiłowałabym przemycić. Po tym obrządku stałam goła pośrodku pokoju, a klawiszka pogrążyła się w wypełnianiu jakichś papierów leżących na biurku. Trwało to i trwało, zmarzłam trochę i w końcu spytałam – „może pani pozwoli mi się ubrać?” W babę jakby grom strzelił! Zerwała się i się wydarła: „do mnie się mówi OBYWATELKO ODDZIAŁOWA!!!”.
Z książki Kingi Konieczny „Matki Solidarności”, gdzie jedną z bohaterek jest Małgorzata Trembilska:
Dlaczego to wszystko robiłam? – Małorzata się chwilę zastanawia. – Nienawidziłam tamtej rzeczywistości„.
Czemu o tym piszę?
Bo nie lubię obecnej rzeczywistości.
Bo nie chcę, by ludzie tacy, jak Małgorzata Trembilska, po powięziennych zawałach serca, znów stawali do boju.
A ona staje. Uczestniczy w manifestacjach KOD-u, zamiast siedzieć w domu i dać sobie prawo do odpoczynku z rodziną, kotami, psami…
Bo mnie boli, oburza i nie zgadzam się, by, także pod jej adresem, padały obelgi, iż jest „zdrajczynią”, „komunistką”, „złodziejką”, „mniej sprawną umysłowo”, „gorszym sortem”. I widzę, jak historia się powtarza – ludzie tacy jak Magorzata Trembilska są obrażani nie tylko przez ludzi z partii rządzącej, ale także przez prezydenta.
Kaczyński o KOD: Oni gardzą Polską. Realizują obce interesy.
Brudziński o protestach KOD: Starsi mogą wyjść w swoich futrach i poskakać na mrozie.
Prezydent Andrzej Duda: W Polsce to my jesteśmy ludźmi pierwszej kategorii.
Widzę też, że jej słów słuchają młodzi.
Małgorzata Trembilska znalazła się wśród niewielu osób, o których odznaczeniu za „wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce” zdecydował w ubiegłym roku prezydent Bronisław Komorowski. Ale o odznaczeniu dowiedziała się przypadkiem z Moniora Polskiego, gdzie znalazła informację o decyzji przyznania jej Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski.
Jednak Krzyża Kawalerskiego nie tylko do dziś nie otrzymała, ale nie dostała nawet oficjalnego powiadomienia z Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy o jego przyznaniu. Małgorzata skomentowała to: „Rąbnęli mi medal…”.

Bardzo się poczułam zaszczycona. Taki medal, przez prezydenta Komorowskiego przyznany, przechowywałabym z największym pietyzmem i z dumą bym się nim chwaliła. Gdybym go dostała.

Zaczęłam żartobliwie, ale mi nie do śmiechu… Jakiś czas temu, trochę przed świętami natknęłam się w internecie, całkiem przypadkiem, na Monitor Polski zawierający postanowienie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 15 lipca 2015 r. o nadaniu orderów i odznaczeń. Pod tymże nagłówkiem napisane było, że na podstawie (tu stosowne paragrafy) za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce odznaczeni zostają: tu niewielka lista imion i nazwisk, a wśród nich moje własne! Podpisał Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej B. Komorowski.
Nie ukrywam, że przyjemnie mi się zrobiło. Bardzo się poczułam zaszczycona. Taki medal, przez prezydenta Komorowskiego przyznany, przechowywałabym z największym pietyzmem i z dumą bym się nim chwaliła. Gdybym go dostała. Bo szkopuł w tym, że nie tylko odznaczenia nie dostałam, ale również żadna informacja o tym, że w ogóle zostałam odznaczona do mnie nie dotarła i gdybym nie wpadła na ten numer MP przypadkiem, pojęcia bym o tym nie miała.
Nic się nie martw, pocieszał mnie mój mąż, na pewno niezwłocznie cię zawiadomią, a ja tłumaczyłam sobie, że kancelaria Dudy, zajęta szukaniem Gęsiarki ma prawo do mojego orderu głowy nie mieć. Ale coraz bardziej tracę nadzieję, że kiedykolwiek go zobaczę i pewnie przyjdzie mi tylko cieszyć się wydrukowanym numerem Monitora Polskiego, który w pięknej teczce mój mąż mi do upominków świątecznych dołożył”.
Daczego to robi – czemu chodzi na manifestacje KOD w Szczecinie, czemu wspiera KOD w różnych miejscach sieci, czemu nie odpuści, nie da sobie prawa do odpoczynku w swym czarownym ogrodzie, z cudną rodziną, zwierzakami. Małgorzata odpowiada:
Popieram KOD i chodzę na manifestacje z tych samych powodów, dla których w latach 80. zaangażowałam się w działalność opozycyjną – w obronie swobód obywatelskich i demokratycznych zasad. Tyle że wtedy swobody obywatelskie, wolność i demokracja to było nasze marzenie, a teraz je mamy i jesteśmy na najlepszej drodze do ich utraty.
Często jestem pytana, czy nie żałuję swego dawnego zaangażowania i czy „dzisiaj postąpiłabym tak samo”? Nie, nie żałuję, a nawet dumna jestem, że przyłożyłam trochę własnego trudu do tego, byśmy żyli w normalnym, przyjaznym swym obywatelom państwie. I widząc, że pisowska władza niszczy nasz dotychczasowy wysiłek, właśnie postępuję „tak samo” – wspieram KOD, bo widzę w tym szansę na obronę, przed wpędzeniem nas wszystkich z powrotem w mroczne czasy PRL-u”.
Kto zatem naprawdę jest w KOD-zie?
Komuniści i złodzieje?