PiS pod eurolupą - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
3851
post-template-default,single,single-post,postid-3851,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

PiS pod eurolupą

PiS pod eurolupą
Walentyna Rakiel-Czarnecka

Dwie daty – 13 i 19 stycznia 2016 roku – przejdą do historii Polski jako początek procesu psucia reputacji i wizerunku w Europie i na świecie. W tych dniach Unia Europejska wezwała polski rząd na dywanik i przypomniała, jakie wartości przyświecają wspólnocie i jakie obowiązują w niej zasady. Komisja Europejska wskazała na spór wokół Trybunału Konstytucyjnego i podkreśliła, że postrzega niebezpieczeństwo zagrożenia zasady państwa prawa. Podobnie widzi zagrożenie naruszenia praw podstawowych w przypadku ustawy medialnej. Po raz pierwszy zostaje wszczęta przez Komisję procedura, „postępowania na rzecz umocnienia praworządności”, która w efekcie może przynieść Polsce trudne do obliczenia straty. Debata w Parlamencie Europejskim wykazała, że Unia martwi się o Polskę, która będąc okrętem flagowym ekspansji UE w Europie Wschodniej staje się jej wielkim kłopotem. Po tym, co pokazała i powiedziała premier polskiego rządu – Beata Szydło widać, że PiS nie ustąpi ani milimetr, Unia również zostaje przy swoim stanowisku. Owszem, zapewniła, że rząd pochyli się na decyzją Komisji Weneckiej i bardzo wnikliwie ją rozpatrzy, ale mimo dociskania przez byłego premiera Belgii, szefa liberałów Guy’a Verhostadt’a – nie powiedziała „tak”, posłuchamy rekomendacji Komisji. Jeśli opinia Komisji będzie negatywna, a Polska nie zechce jej respektować, KE będzie zmuszona potwierdzić łamanie praworządności przez Polskę. Nieposłuchanie Komisji Weneckiej przyniesie też ogromne straty wizerunkowe.
Zaniepokojenie efektami rządów PiS wyrażają też Stany Zjednoczone. Do Warszawy przybył Daniel Fried – jeden z najwyższych rangą dyplomatów, koordynator ds. sankcji w Departamencie Stanu i były ambasador USA w Polsce. Spotka się z ministrem MSZ Witoldem Waszczykowskim. Czy sugestie amerykańskiego dyplomaty, aby PiS nie rujnował podstaw państwa prawa i nie dążył do konfliktu z Unią będą brane pod uwagę?
Sądząc po tym, jak zachowuje się prezydent, Sejm i rząd, biegający po instrukcje do Wielkiego Prezesa – PiS nadal będzie realizował swój twardy kurs całkowitego zawłaszczenia państwa. I to w bardzo fatalnym stylu, co widzimy na przykładzie naszych relacji z Unią.
Tak oto Polska pod rządami PiS wstaje z kolan, zrywa z „ze starym układem”, tak broni naszej godności.
Europa już wie
PiS był przekonany, że po cichutku, nocami zdemontuje demokrację w Polsce i nikt się nie dowie. Tymczasem już w grudniu, kiedy Sejm w błyskawicznym tempie przyjął ustawę „naprawiającą” Trybunał Konstytucyjny – przyszły pierwsze zapytania. Ustawa o mediach przyspieszyła tempo korespondencji. Europie i światu wystarczyło kilka tygodni rządów PiS-u, aby najpierw dziennikarze, a za chwilę politycy zaczęli wyrażać swoje zaniepokojenie.
Na temat reform, przeprowadzanych z Polsce wypowiedział się kilkakrotnie Martin Schulz, polityk niemieckiej SPD, przewodniczący Parlamentu Europejskiego. W wywiadzie dla niemieckiego radia Deutschlandfunk powiedział, że wydarzenia w Polsce „mają charakter zamachu stanu i są dramatyczne”. Powiedział, że o Polsce będzie rozmawiał PE w styczniu. Radził, aby sprawą zajmować się ostrożnie i nie dawać prawicowym populistom argumentów, że inne kraje próbują mieszać się w wewnętrzne sprawy Polski.
Schulz w wywiadzie dla „Franfurter Allgemeine Zeitung” powiedział: „Polski rząd uznał swoje zwycięstwo wyborcze za mandat pozwalający na podporządkowanie pomyślności państwa woli zwycięskiej partii, zarówno merytorycznie, jak i personalnie. To jest sterowana demokracja à la Putin, niebezpieczna putinizacja polityki”.
Krytycznie o sytuacji w Polsce mówił także komisarz UE Günter Oetinger. W rezultacie PiS odczytał to jako atak ze strony Niemiec, podczas gdy obaj panowie są unijnymi dyplomatami i wyrażają opinie z perspektywy Unii, a nie tylko Niemiec. Unia to 28 państw.
Również w grudniu Guy Verhofstadt napisał w Internecie: „Biorąc pod uwagę determinację Władimira Putina w próbach niszczenia europejskiej jedności i praworządności, obecny rząd polski wykonuje tę pracę za niego”. „W realizacji swego celu Kaczyński i jego pomocnicy nie zawahają się naruszyć systemu demokratycznego, który przywiódł ich do władzy” – ocenił.
Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, przed Nowym Rokiem (23 grudnia 2015 r.) napisał do ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego oraz ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro. Zwrócił się z prośbą o informacje na temat szczegółów projektu ustawy medialnej i tego, w jaki sposób zostały w nim uwzględnione europejskie przepisy o konieczności zachowania pluralizmu mediów. Pan wiceprzewodniczący KE wysłał też drugi list, w sprawie zmian wokół Trybunału Konstytucyjnego.
Adresaci długo, jak na unijne standardy, nie odpowiadali na te listy, za to głośno je komentowali. I tutaj historia korespondencji między rządem PiS i Unią zamienia się w groteskowy teatr pt. „Niech Europa widzi, jakimi jesteśmy ważnymi Polakami”.
Waszczykowski poprzez media skarży się, komisarze UE mają odwagę krytykować Warszawę bez wiedzy nt. kontekstu przyjmowanego prawa. Jego wiceminister wysłał e-maila z informacją, że minister pracuje nad odpowiedziami.
Minister co prawda na list od razu nie odpowiada, za to od razu wzywa w trybie pilnym ambasadora Niemiec Rolfa Nikela w związku z „antypolskimi wypowiedziami polityków niemieckich”. Jak stwierdzono po spotkaniu – rozmowa przebiegała w przyjaznej atmosferze, pan ambasador powiedział, że wzajemne relacja z Polską są dla Niemiec „skarbem”.
Po spotkaniu minister Waszczykowski mówił o „problemach komunikacyjnych” z Niemcami, przypomniał, że zaprosił ministra spraw zagranicznych – Franka-Waltera Steinmeiera do odwiedzenia Polski. Wg ministra PiS wystarczy, że jak politycy przyjadą do Polski, to zaraz zobaczą, że demokracja ma się dobrze. I zapewne nie omieszka podkreślić, że zablokowanie działalności Trybunału Konstytucyjnego służy jego naprawie, a naruszanie konstytucji „to standard państwa prawa”. Zaś nominowanie przez ministra skarbu szefa mediów publicznych i wsadzenie na ten fotel polityka PiS – służy odpartyjnieniu mediów i zmianę ich na wiarygodne.
Witold Waszczykowski zasłynął w tym czasie, kiedy tak wciąż zajęty był redagowaniem odpowiedzi na listy – ze swoich dyrdymałów, wygłoszonych w niemieckim tabloidzie „Bild”: „Poprzedni rząd wdrażał lewicową koncepcję, jak gdyby świat musiał zgodnie z marksistowskim wzorcem poruszać się tylko w jednym kierunku: w stronę mieszanki kultur i ras, świata rowerzystów i wegetarian, który stawia jedynie na odnawialne źródła energii i zwalcza wszystkie formy religii. To nie ma nic wspólnego z tradycyjnymi polskimi wartościami”. Powiedział też, że „nowa ustawa medialna ma uzdrowić państwo”.
Minister lekceważąco ociągał się z odpowiedzią na zapytanie KE, jakby świadomie podkręcał temperaturę. I jakby chciał coś utargować. W wywiadzie dla Reutersa wyznał, że chciałby zasiłki dla Polaków w Wielkiej Brytanii zamienić na pomoc Londynu we wzmacnianiu obecności NATO w Polsce. Potem, ostro skrytykowany, rakiem wycofywał się ze swoich słów.
Kiedy wreszcie polscy ministrowie odpisali, znów trzeba było się wstydzić. Waszczykowski poinformował, że w kwestii TK rząd zwrócił się do Komisji Weneckiej i czeka na wynik, zaś Zbigniew Ziobro wygarnął co myśli o Niemcach i pochwalił się, że jest synem oficera AK, który walczył „z niemieckim nadzorem”. Mariusz Błaszczak, tak „przy okazji” przypomniał Niemcom, że zniszczyli Warszawę i są winni Polsce ogromne odszkodowanie.
Nasi politycy swoją reakcję na listy z KE wystawili sobie świadectwo głupoty, ignorancji połączonej z arogancją oraz braku znajomości reguł dyplomacji. Zachowali się tak, jak nigdy nie powinni się zachować.
Okładki prawicowych gazet
Zachowanie prawicowych polityków ma swoje zwierciadło. Kiedy panowie ministrowie redagowali listy do KE, prawicowe pisemka nakręcały polsko-niemiecką zimną wojnę. Na okładkach niemieccy politycy albo przewracają słupy graniczne, albo występując w mundurach hitlerowskich, obradują nad kolejnymi rozbiorami Polski. Styl zbliżony do stanu wojennego, kiedy to Kohl i Reagan przedstawiani byli w płaszczach Krzyżaków lub mundurach SS. Po raz kolejny sprawdza się teza, że PiS kwitnie poprzez wskazywanie wroga, przed którym może bronić swojego Suwerena. Tak więc – na tle owych okładek i artykułów, rozbudzonej historii antyniemieckiej PiS prezentuje się jako obrońca polskiej racji stanu.
W odpowiedzi na tego typu okładki Guy Verhofstadt przygotował projekt swojej okładki. Był to montaż sylwetek tańczących Flipa i Flapa z twarzami Kaczyńskiego i Orbana. Takie zachowanie świadczy o dużym dystansie do siebie i klasie polityka.
Tymczasem pani Beata Szydło dała wyraz swojej klasie. W programie „Jeden na jeden” powiedziała, że wiceszef UE Frans Timmermans został odznaczony przez Bronisława Komorowskiego i być może dlatego nie sympatyzuje z rządem PiS.
– Pana Timmermansa odznaczał też Lech Kaczyński, razem pracowaliśmy w ten sposób na jego stosunek do Polski – powiedział w wywiadzie w TVN24. Komorowski. Stwierdzenie pani Szydło prezydent odebrał jako pochwałę swojej pracy. – Dać order i mieć za to, jak się pani premier wydaje, poparcie polityka europejskiego tej rangi to osiągnięcie ogromne – mówił. Podkreślił, ze tego rodzaju podejrzenia sformułowane przez polskiego premiera są obraźliwe dla pana Timmermansa i psują opinie o Polsce.
PiS nie rozumie Unii?
Reakcja PiS na krytykę rządu przez zachodnich polityków i prasę oraz na niepokoje Unii była rodem jakby z innego kręgu cywilizacyjnego. Przyjęcie narracji typu: „dosyć jarzma urzędników z Brukseli, co oni będą nam się wtrącać i rozkazywać” świadczy o tym, PiS pewnie zapomniał, że Polska należy do Unii Europejskiej z własnego wyboru, nikt jej nie zmuszał do wstąpienia do tego elitarnego klubu. Za Unią opowiedziało się w referendum społeczeństwo. Wstępowaliśmy, aby wzajemnie strzec się przed łamaniem prawa przez demokratycznie wybrane rządy. Wszystkie rządy skupione w UE muszą poruszać się w ramach prawa, zaś członkostwo w Unii wiąże się ściśle z przestrzeganiem zasad demokratycznych.
Wydawać by się mogło, że są to oczywiste oczywistości i nie ma sobie czym zawracać głowy. Jednak działania i zachowanie obecnych władz sprawia, że bardzo szybko po sformowaniu się rządu i jego pierwszych decyzjach zaczęliśmy się zastanawiać, czy Polska nadal chce i może należeć do Unii. Nie tylko Polacy o tym myślą. Niszczeniem demokracji w Polsce zaniepokojony też jest europoseł Guy Verhofstadt. Wg niego, „czystki w służbach specjalnych i policji, działania osłabiające Trybunał Konstytucyjny, zdymisjonowanie menadżerów mediów publicznych – to wykreowało toksyczną atmosferę w Polsce i rozpacz poza Polską”.
Warto przypomnieć artykuł 2 Traktatu o Unii Europejskiej (TUE): „Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania prawa człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn”. Artykuł ten wywodzi się z tzw. Kryteriów kopenhaskich z 1993 r., w których określone zostały polityczne i ekonomiczne warunki dla przyjęcia nowych krajów członkowskich. Wśród kryteriów politycznych wymagane było istnienie instytucji gwarantujących stabilną demokrację. Te kryteria Polska musiała spełnić wchodząc do UE w 2004 r.
Kiedy w styczniu 2016 portal politico.eu zapytał „Czy Polska to upadającą demokracja?” cytowany już kilka razy Guy Verhofstadt, przewodniczący Sojuszu Liberałów i Demokratów w Parlamencie Europejskim napisał: „Gdyby Polska teraz starała się o akcesję do Unii Europejskiej, nie zostałaby przyjęta. Po tym, co zdarzyło się na Węgrzech, myśleliśmy, że to już wszystko. Ale w ciągu ostatnich tygodni polski prezydent Andrzej Duda i premier Beata Szydło zdołali wprowadzić swój kraj na rujnującą ścieżkę”.
Prasa zagraniczna niepokoi się o Polskę
Pani Szydło oraz inni politycy wciąż powtarzają, że zainteresowanie Polską ma źródła w donosach opozycji, przy czym często wskazują tutaj na Schetynę. Te ich wywody i opinie świadczą o tym, że w ogóle nie wiedzą, co piszą zachodnie media. Czy to jest możliwe?
Tymczasem w zachodnich mediach już w kilka tygodni po objęciu rządów przez PiS dało się dostrzec bardzo wysoki poziom krytyki i zaniepokojenia.
Już 5 grudnia 2015 r. niezależny brytyjski tygodnik „The Economist” napisał: „Europa ma nowy ból głowy”. „Geniusz demokracji polega na tym, że wyborcy mogą usunąć rząd nie niszcząc przy tym państwa. Ale czasem nowy rząd, któremu nie wystarczy wymiecenie poprzedniego z podium, używa młota, żeby zainstalować samego siebie” – tak napisał o PiS. Dalej – punktuje wszystkie działania rządu, sprzeczne z prawem i konstytucją, ostrzega, iż przechył w kierunku populizmu zaszkodzi Polsce, ale też i Europie”. „Spiskowe teorie, którym sprzyja PiS, grają na polskich uczuciach martyrologicznych, które są bardzo głębokie i bardzo pobłażliwe dla samych siebie. Fakty mogą wydawać się oczywiste, ale muszą być nazwane jeszcze raz. Pokojowy upadek komunizmu był triumfem, a nie spiskiem. Katastrofa smoleńska była wypadkiem. Przez 25 lat Polska stała się europejskim krajem wagi ciężkiej…”. bo Polska dotąd była „okrętem flagowym ekspansji UE na wschód, dowodem, że demokracja i rządy prawa mogą się rozprzestrzeniać”. Wg „The Economist” obywatele Polski powinni powiedzieć PiS-owi stop.
Negatywnie o zmianach w Polsce wypowiedział się m.in. publicysta „Washington Post” Jackson Diehl. Wyraził zaniepokojenie działaniami PiS i przestrzegł, ze mogą one sygnalizować odejście Europy od politycznego umiarkowania. Polska przechyla się w prawo – ostrzegał: „Jarosław Kaczyński, podobnie jak premier Węgier Viktor Orban, to wytwór ohydnego, przedwojennego populizmu, będącego mieszanką ksenofobii, antysemityzmu, prawicowego katolicyzmu i ciągot autorytarnych”.
7 grudnia Fareed Zakaria w programie „GPS” „Wydarzenia w Polsce przybrały bardzo brzydki obrót” na antenie CNN jako jeden z pierwszych zagranicznych dziennikarzy wyrażał obawy o przyszłość Polski, cytując m.in. opinie prof. Andrzeja Zolla na temat zamieszania wokół Trybunału Konstytucyjnego. Dziennikarz porównywał też wydarzenia w Warszawie do tych na Węgrzech pod rządami Wiktora Orbana. „Ostatnie wydarzenia w Polsce obrały bardzo zły kierunek, odkąd władzę przejęła prawicowa partia PiS, które ruszyła do wielkiego, błyskawicznego przejmowania władzy, co doprowadziło do pojawienia się porównań do zamachu stanu”.
Oprócz „Washington Post”, naszym krajem zajmuje się też kilka innych opiniotwórczych tytułów amerykańskiej prasy. „New York Times”, nawiązując do debaty nad Polską na forum UE radzi: „Niemniej należy jasno dać do zrozumienia polskiemu rządowi, że odchodzenie od fundamentalnych wartości demokracji liberalnej jest naganne i niemądre”. Gazeta stwierdza, że polityka Jarosława Kaczyńskiego jest „szkodliwym odejściem od demokracji, którą Polska tak entuzjastycznie przyjęła 25 lat temu”.
„The Nation” publikuje artykuł politologa Davida Ost pt. „Bezkompromisowa rewolucja Kaczyńskiego”. Pisze on:”…ten nowy rząd osłabia Trybunał Konstytucyjny, a następnie przyjmuje w niezwykłym tempie wiele zmieniających system ustaw – i to jeszcze w czasie świąt, gdy uwaga publiczna jest gdzie indziej – to wtedy zasadne jest mówienie o zmianie reżimu, a nie zwycięskim przejęciu władzy”. Walka z TK, jak ocenia Ost, objawiła „zabójczą kombinację cynizmu, hipokryzji i determinacji”, które od dawna należą do „arsenału Kaczyńskiego”. I że ustawą medialną „PiS nie próbuje nawet ukrywać swych intencji, by wyeliminować krytykę” – dodaje.
„Foreign Affairs” apeluje: UE musi „pomóc Polsce zachować liberalną demokrację”. Profesor politologii Daniel Keleman wyraża obawę, że Europa, przytłoczona problemami (potencjalne wyjście Wielkiej Brytanii i kryzys z uchodźcami) może przeoczyć „wewnętrzna batalię konstytucyjną” w Polsce. Ostrzega: „To byłby wielki błąd. Jeśli UE poniesie porażkę w obronie demokracji i rządów prawa w Polsce, tak jak miało to miejsce na Węgrzech, to straci wiarygodność jako związek pluralistycznych demokracji i ryzykuje wywołanie fali regresu demokracji w innych państwach członkowskich”.
Przez kilka tygodni po objęciu władzy przez PiS tak niemieccy politycy jak i dziennikarze na ogół przyjmowali stanowisko, że to, co się dzieje, to wewnętrzna sprawa Polski. Jednak kolejne, realizowane w ekspresowym tempie poczynania większości sejmowej wyostrzyły słuch i wzrok naszych sąsiadów. „Suddeutsche Zeitung” z 11 grudnia 2015 r. zarzuca polskiemu rządowi konsekwentne łamanie prawa. Komentator pisze o dramatycznych wydarzeniach w Polsce i zaskakującym braku reakcji Europy. Szef działu zagranicznego SZ Stefan Kornelius napisał, że prawicowy populizm może zagrozić zachodniej demokracji. „W Warszawie partia rządząca popadła w tych dniach w odurzenie władzą, które wykazuje do głębi niedemokratyczne cechy i wręcz woła o ukaranie przez UE”.
W „Neue Ruhr/Neue Rhein Zeitung” napisano o błyskawicznym tempie niedobrych zmian. Tygodnik „Die Zeit” negatywnie ocenił czystkę w administracji państwowej oraz ograniczenie wolności prasy publicznej. Frankfurter Allgemeine Zeitung (FAZ) zwrócił uwagę na brak dyskusji wśród konserwatywnych parlamentarzystów. Z kolei w „Suddeutsche Zeitung” napisano: „Polska zdradza wartości europejskie – UE musi działać”. SZ zarzuca polskiemu rządowi, że niszczy państwo prawa. „Władze definitywnie przekroczyły Rubikon między systemem wolnościowym a autorytarnym” – pisze tamże Stefan Ulrich. Dalej pisze: „Władze przeforsowały w Sejmie ustawę, której celem jest zablokowanie TK za pomocą nowych reguł postępowania”. „Zwycięstwo wyborcze legitymizuje sprawowanie władzy tylko w granicach państwa prawa, Kto idzie dalej, ten nadużywa woli narodu, by podporządkować naród swojej dyktaturze. (…) Unia musi szybko odpowiedzieć”.
W „Suddeutsche Zeitung” szef działu zagranicznego gazety Stefan Kornelius stwierdza: „Populizm zagraża demokracji. Rząd w Warszawie wręcz woła o ukaranie przez Unię”. Pisze też: „W Warszawie partia rządząca popadła w tych dniach w odurzenie władzą, które wykazuje do głębi niedemokratyczne cechy i wręcz woła o ukaranie przez UE”.
Do głosów domagających się ingerencji UE w sprawy polskie dołącza też „Die Welt”. W komentarzu Dietrich Alexander pisze: „W Polsce grozi ni mniej nic więcej, jak dyktatura, tym razem nie komunistyczna, lecz narodowo-konserwatywna”. „To bardzo źle dla Polski, a w dodatku jest naigrywaniem się z odwagi i ofiarności ludzi, którzy walczyli i zginęli w walce o polską demokrację”.
W opiniotwórczej Frankfurter Allgemeine Zeitung z 29 i 30 stycznia Reinhard Vesera napisał, że Polska, po Rumunii i Węgrzech jest trzecim krajem, gdzie rząd, wybrany w wolnych wyborach usiłuje podporządkować sobie instytucje państwowe, naruszając przy tym fundamenty państwa prawa. Mimo, że polski rząd ma słabszą legitymizacje wyborczą od węgierskiej, Jarosław Kaczyński realizuje swoją wizję znacznie brutalniej niż Orban, stąd jego działania można porównać do postkomunisty Victora Ponta. Ponieważ Polska jest krajem dużym – to, co się w niej dzieje, ma wpływ na Unię. Autor podkreśla, ze dla Kaczyńskiego ważniejsze od polityki gospodarczej jest rozbicie „układu”, i że u prezesa PiS „granica między racjonalnie przeprowadzoną analizą i teorią spiskową jest dość płynna”. Krytyków swoich postępowań Kaczyński oskarża, że są sterowani z zewnątrz i kierują nimi niskie motywacje.
4 stycznia 2016 r. na portalu „Spiegel Online” ukazuje się felieton Jakoba Augsteina, który pisze, że Polska zaczyna przypominać Rosję i jest „autorytarna, ograniczona, rasistowska”. „Czy nie potrzebujemy raczej nowej UE, bez Wschodu?” – pyta. Dalej pisze: „Od wyborów powszechnych na jesieni zegary w Polsce zaczynają się cofać”. I dokładnie opisuje to, co dzieje się w naszym kraju. Autor stwierdza: „ Między Wschodem i Zachodem rozgorzał Kulturkampf. I nadszedł czas na gorzką refleksję: obecnie następuje zderzenie zachodnich wartości: liberalizmu, tolerancji, równouprawnienia ze wschodnimi: rasizmem, ignorancją, tępotą”.
4 stycznia 2016 w blogu BBC Inside Europe ukazał się tekst Adama Eastona o konflikcie, dotyczącym mediów, którego stronami są polska partia rządząca i Unia Europejska. Wg autora najpoważniejszą konsekwencją wprowadzanych zmian będzie ostry podział nie tylko mediów, ale i społeczeństwa. Pośpiech wprowadzania nowej ustawy stawia pod znakiem zapytania poszanowanie przez Polskę prawa i demokratycznych procedur. Wg nowych przepisów media publiczne w całości poddane będą kontroli rządu, co spowodowało protest – tak wewnątrz kraju, jak i poza. Dalej autor przedstawia szereg zmian, jakie wprowadził nowy rząd, wszystkie w błyskawicznym tempie. Zwraca uwagę, że reformy rządu zwiększają podział społeczeństwa – tysiące ludzi manifestuje na ulicach poparcie dla rządu lub przeciw niemu.
Po spotkaniu Kaczyńskiego z Orbanem „Sueddeutsche Zeitung” pyta: Jak daleko posunie się Kaczyński? Gazeta stwierdza, że tylko Polacy mogą zmusić Kaczyńskiego do zmiany kursu i ze są powody do niepokoju.
„Financial Timesa” zwraca uwagę, że rząd PiS wzoruje się na Orbanie i jeśli nie zmieni kursu, może się narazić na takie samo, co Węgier traktowanie. Autor, Tony Barber podkreśla, że PiS to nie jest zwykły ruch konserwatywny, że „polityczny styl to zastraszanie i podejrzliwość”, a partie jest przekonana, że państwo polskie potrzebuje gruntownej odnowy. Ponadto PiS wykazuje „niezdrową skłonność do teorii spiskowych”. Dziennikarz zauważa, że partia sprawującą rządy „niewątpliwie szkodzi reputacji Polski jako wzorcowi postępu w postkomunistycznej Europie Środkowo-Wschodniej”.

„Polacy powrócili na Wschód” – rosyjskie „Wiedemosti” opublikowały artykuł o wymownym tytule.

Jeśli przeanalizuje się chociażby wymienione artykuły (ukazało się ich więcej, ale nie sposób pisać o każdym), to na tle tej wiedzy do absurdu urastają wypowiedzi przedstawicieli rządu jak i polityków PiS, że Europa nie wie co u nas się dzieje i nie rozumie zachodzącej „dobrej zmiany”.
W obronie mediów
O przejmowaniu mediów publicznych przez PiS pisała także wymieniana wcześniej prasa. W obronie wolności mediów stanęła również Organizacja Reporterzy bez Granic (RsF). Organizacja zwróciła się do Komisji Europejskiej, by zajęła zdecydowane stanowisko wobec Polski, jeśli rząd PiS nie zrezygnuje z ustawy medialnej, która została przyjęta. W komunikacie z dnia 5 stycznia 2015 r napisano, że „ustawa daje rządowi pełną kontrolę nad publicznymi nadawcami, naruszając tym samym podstawowe wartości Unii Europejskiej”. Szefowa biura RsF ds. UE i Bałkanów w Brukseli, Alexandra Geneste powiedziała: „Ta nowa ustawa, dająca rządowi pełnię władzy w kwestii powoływania i odwoływania szefów publicznych nadawców, stanowi rażące naruszenie wolności mediów i pluralizmu”.
Zainteresowanie się Unii Polską
Sprawą zagrożeń dla polskiego państwa prawa w Polsce postanowił zająć się Parlament Europejski. O włączeniu tego tematu do porządku obrad PE na styczeń zdecydowała w grudniu Konferencja Przewodniczących Europarlamentu. Termin ustalono na 19 stycznia 2016 r.
Komisja Europejska, jako „strażnik traktatów Unii Europejskich postanowiła, przestraszona tempem fatalnych zmian w Polsce Bruksela ogłosiła 3 stycznia 2016 r, że zajmie się sytuacją w Polsce. Na zamkniętym posiedzeniu 13 stycznia 2016 r postanowiła, o czym poinformował przewodniczący Komisji – Jean-Claude Juncker, że obrady są początkiem postępowania „na rzecz umocnienia praworządności w Polsce”. Jest to pierwszy przypadek w historii UE zastosowania procedury, wprowadzonej w marcu 2014 r., po doświadczeniach z Wiktorem Orbanem i reform przeprowadzonych na Węgrzech. Powodem rozpoczęcia procedury ochrony państwa prawa jest nieprzestrzeganie wiążących orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego w sprawie jego składu i wyboru sędziów, a także wątpliwości co do reformy TK, uchwalonej 23 grudnia ub. roku. Pierwsza faza procedur polega na dialogu i wymianie informacji z polskim rządem.
Decyzja Komisji to początek drogi, która może się zakończyć pozbawieniem Polski prawa głosu w Radzie Europejskiej oraz zawieszeniem niektórych praw. Wcześniej Komisja będzie prowadziła dialog z Polską zgodnie z zasadami dotyczącymi „ochrony państwa prawnego w UE”. Celem tej procedury jest umożliwienie Komisji Europejskiej porozumienia z danym państwem członkowskim, aby zapobiegać „wyraźnemu ryzyku poważnego naruszenia” przez państwo unijne m.in. wartości demokratycznych. Zasady te są uzupełnieniem art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej.
Wszczęta procedura może oznaczać sankcje, które jak dotąd nigdy nie były zastosowane wobec oskarżonego kraju. Aby jednak zastosować ten artykuł, musiałaby zapaść jednogłośna decyzja, że dany członek poważnie naruszył podstawowe wartości. Jarosław Kaczyński zadbał już o to, aby podczas spotkania z Wiktorem Orbanem w Niedzicy ustalić, że Węgry staną w obronie Polski. Czy Orban dotrzyma słowa? Wszak na posiedzeniu KE komisarz Węgier nie protestował…
Już sam fakt znalezienia się na cenzurowanym w Brukseli wpływa na osłabienie pozycji Polski, która od czasu wstąpienia do tego europejskiego klubu wypracowała sobie silną pozycję. Osłabienie – w dłuższej perspektywie – przekłada się na budżet, na wiele innych dziedzin życia, grozi np. tym, że nasi rolnicy nie doczekają się zrównania dopłat z rolnikami starej Unii.
W Brukseli pilnie śledzą sytuację w Polsce i utrzymują kontakty z Komisją Wenecką – organem doradczym Rady Europy, do której polski rząd zwrócił się o ocenę zmian w polskim Trybunale. Unijni politycy wiedzą, na przykładzie Węgier, jakie chwyty może stosować polski rząd. Orban chętnie przyjeżdżał, wyjaśniał, udawał, że współpracuje, ale w rezultacie tempo i skala przeprowadzanych przez niego zmian przytłoczyła KE. Tempo prac w Warszawie jest znacznie szybsze, więc Komisja przygotowuje się na szybsze reakcje.
Frans Timmermans oraz inni komisarze unijni, europosłowie i politycy z ogromnym niepokojem i troską przyglądają się wydarzeniom w Polsce. Robią to, gdyż Polska jest dla nich ważnym i cennym partnerem. Timmermans jasno powiedział, że zależy mu, aby proces monitorowania praworządności odbywał się we współpracy z polskim rządem. Zadeklarował gotowość przyjazdu, w każdej chwili do Warszawy, aby sprawę wyjaśniać na miejscu.
Rozpoczęcie unijnej procedury przeciwko Polsce poparli socjaliści, liberałowie i Zieloni. Politycy PiS oraz ich sojusznicy z frakcji EKR twierdzą, że stało się to w wyniku działania partii opozycyjnych, w tym głównie PO. Taka ocena sytuacji, wiara w moc donosicielstwa jest kolejnym dowodem, że PiS nie ma kompletnie wiedzy o tym, jak funkcjonuje świat w XXI wieku.
Jak powiedziała europoseł Róża Thun – w PE nasila się krytyka, że Europarlament zbyt łagodnie traktował Fidesz oraz premiera Wiktora Orbana i słuchać coraz częściej głosy, by wrócić do tematu Węgier, i by Polskę i Węgry traktować w podobny sposób.
Fidesz wycofał się z wielu decyzji, jakie wcześniej podjął, przez co usunął podstawy zastosowania art. 7. Warto przypomnieć, ze jak Orban robił rewolucję – nie było wtedy procedury „drogi pośredniej”. Orban przejął rządy po katastrofalnych rządach socjalistów, a wyniki ekonomiczne Fidesz na początku swoich rządów wyraźnie poprawił. Za bardzo jednak się rozpędził i zaczął łamać zasady demokratyczne.
Obecnie jednak w Unii coraz częściej mówi się, że stan demokracji na Węgrzech powinien zostać poddany przeglądowi przez instytucje UE. Takie zdanie wypowiedziano też podczas debaty 19 stycznia.
Wg europarlamentarzystki Thun finał kroków podjętych przez UE wobec Polski w 100 proc. zależy od rządu Beaty Szydło. To do polskiego rządu należy wyprostowanie obecnej sytuacji.
Rząd polski zaskoczony
Podczas gdy o Polsce zagranicą jest coraz głośniej, PiS nie przebiera w słowach i rzuca oskarżeniami o donosicielstwo i porównuje partie opozycyjne, w tym głównie PO, do Targowicy. Początkowo rząd lekceważy zainteresowanie ze strony Unii, oskarża europosłów o „histerię” i lekceważenie „polskiego suwerena”. Pani premier uspokaja twierdząc, że prowadzi dialog, który wszystko wyjaśni. Bieg wydarzeń jednak wpływa na zmianę tego myślenia.
Decyzja Komisji Europejskiej jest dużym zaskoczeniem dla rządu PiS. Najpierw we wtorek, 12 stycznia w rozmowie telefonicznej premier Szydło usłyszała od Jeana-Clauda Juncker’a, szefa Komisji Europejskiej, że spotkanie komisarzy unijnych nie zakończy się żadną decyzją. Komisja miała czekać na opinię m.in. Komisji Weneckiej, ciała doradczego Rady Europy. Politycy PiS spodziewali się, że postępowanie zablokują Węgry. Kiedy tak się nie stało i – rząd był kompletnie zaskoczony. Rzecznik rządu Rafał Bochenek, powtarzał, że „nic się nie stało”, jednak szefowa kancelarii premiera Beata Kempa wyglądała na zdenerwowaną powiedziała: „teraz powinni przeprosić ci, którzy donosili na Polskę”.
W przeddzień posiedzenia KE, 12 stycznia, pani premier po raz pierwszy spotkała się, w Kancelarii Rady Ministrów z przewodniczącymi klubów parlamentarnych. Słodziła, jak podczas kampanii, prosiła, aby o sprawach Polski mówić w Polsce, a na zewnątrz – bronić kraju przed zarzutami. Politycy wskazywali, że im też zależy na dobrym wizerunku Polski, ale to nie Polska jest oskarżana, tylko polityka PiS. Mimo, że pani Szydło zastawiła na nich pułapkę, zapraszając do siebie i próbując wymusić deklaracje, że będą chwaliły polską demokrację i poprą rząd w staraniach na rzecz poprawy wizerunku na forum Unii. Swoje opinie potwierdzili następnego dnia w Sejmie. Podczas posiedzenia wyraźnie wskazywali i winy rządu, przytaczali listę naruszeń prawa i Konstytucji, mówili, że „Polska to nie PiS”. Partie owszem, są za budowaniem, podtrzymywaniem dobrego wizerunku Polski, jednak – wyraźnie to podkreśliły – Komisja Europejska nie Polskę krytykuje, tylko działania PiS. Obrona Polski nie oznacza bronienia dobrego imienia PiS – mówili.
Obniżenie ratingu Polski
Dopełnieniem obrazu faktów i wydarzeń rozgrywających się w ostatnim czasie w Polsce jest kolejna historyczna decyzja. 14 stycznia 2015 r. pierwsza z trzech wielkich agencji ratingowych – Standard&Poor’s – obniżyła ocenę wiarygodności Polski. Stwierdziła, że działania PiS wobec Trybunału mogą zaburzyć równowagę instytucjonalną w polskiej demokracji. W rezultacie kurs euro skoczył do 4,50 zł.
Było to pierwsze w historii naszej transformacji obniżenie. Agencja zmniejszyła rating z A- na BBB+, a jego perspektywę określiła jako negatywną.
W komunikacie agencja napisała: „Obniżka odzwierciedla naszą opinie, ze system kontroli równowagi (ang. checks and balances, czyli system zapewniający instytucjonalną i polityczną stabilność) został istotnie naruszony, a niezależność i efektywność kluczowych instytucji, jak Trybunał Konstytucyjny i media publiczne, zostały osłabione”.
Tą decyzją agencja negatywnie oceniła działania rządu. Obniżenie ratingu przełoży się na stan finansów polskich obywateli.
PiS oczywiście zaraz dopatrzył się w tej decyzji zemsty banków i innych firm i instytucji. Ma to być odpowiedź na ustawę o opodatkowaniu banków oraz projektu ustawy prezydenckiej o frankowiczach. Minister zapowiedział interwencję. Jakoś nie mogą uwierzyć, że jest jednym z czynników analizy jest ryzyko zmiany prawa i przewidywalność tego ryzyka… czy to jest za trudne?
Profesor Ewa Łętowska tak skomentowała decyzję agencji: „Umieli wyciągnąć wnioski z informacji o tym, jak (podkreślam: bardziej „jak”, a nie „jakich”) dokonywano ustawowych zmian przy wykręcaniu bezpieczników spowalniających impet ustawodawczy. Bo taka w założeniu jest idea podziału władzy. Na Zachodzie, generalnie rzecz biorąc, z uwagi na historyczne uwarunkowania, analitycy ekonomiczni, dziennikarze, politycy lepiej rozumieją niż nasi, jaki jest hamujący sens tego podziału. Zatem nie dziwi, że zapaliło im się czerwone światełko: bank centralny też jest bezpiecznikiem w systemie i prawne gwarancje zachowania przezeń tej pozycji są podobne. Dla chcącego, dysponującego większością parlamentarną, nie ma tu nic trudnego”.
Budowanie ciepłego wizerunku
PiS zareagował dopiero na wiadomość o podjęciu procedury monitorującej praworządność. Z kopyta ruszył z ofensywnym PR-em. Rozpoczęła się też akcja przekonywania o tym, jak w Polsce pięknie. Eurodeputowani PiS w płatnych oświadczeniach w zagranicznych mediach i portalach przekonywali o kwitnącej demokracji w Polsce.
Skrzynki wielu europarlamentarzystów zapchały e-maile z Polski od obrońców rządu, którzy zapewniali, że wszystko u nas w porządku z demokracją. Wszystkie były jednakowe, oczywiście po angielsku. Eurodeputowani z PiS – z kasy unijnej opłacili wiele artykułów w zachodniej prasie. Wizerunek PiS miały też poprawić artykuły, które Andrzej Duda opublikował w zachodnich mediach. W „Financial Times” zapewnia o proeuropejskości Polski, krytykuje poprzedni rząd, natomiast w wywiadzie w „Franfurter Allgemeine Zeitung” broni swoich decyzji w sprawie Trybunału.
W USA, a także w Brukseli, 19 stycznia – demonstrowali sympatycy PiS. Do Strasburga „Gazeta Polska” wysłała trzy autokary (z Warszawy i Krakowa) z przedstawicielami Klubów „Gazety” oraz stowarzyszenia Solidarni 2010 oraz twierdziła, że chętnych było znacznie więcej. No cóż, na darmową wycieczkę … Zabrali ze sobą banery w języku angielskim, które rozstawili w pobliżu gmachu PE. Zawierały hasła typu: „Demokracja w Polsce jest w doskonałym stanie”, „nie martw się, Polska jest wolna i demokratyczna”, „Chroń kobiety, nie demokrację w Polsce”.
Uczestnicy wycieczki zasiedli na trybunach Parlamentu i próbowali oklaskami zagrzewać panią premier i pisowskich europosłów. Przewodniczący Martin Schulz kilkakrotnie uciszał podekscytowaną publiczność, pani premier nie omieszkała powiedzieć, że w polskim Sejmie publiczność może klaskać.
Z tą rozdmuchaną propagandą nie zgadzało się wiele osób. I nie kryły się z tym.
„Jest coś fałszywego w zapowiedzi premier Szydło, że jedzie do Brukseli bronić dobrego wizerunku Polski. Polskie osiągnięcia ostatniego ćwierćwiecza bronią się same” – mówił były unijny komisarz Janusz Lewandowski. Jak ocenił, jedynym powodem objęcia Polski procedurą monitorowania praworządności „jest nadużycie władzy przez PiS”.
Dziennikarka Jola Sacewicz w artykule pt. „Do Brukseli jedzie pani jako oskarżona – list otwarty do premier Beaty Szydło”, opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” 13 stycznia 2016 r. napisała: „Szanowna Pani Premier, jedzie pani do Brukseli jako pierwszy premier polskiego rządu, który doprowadził do takiej sytuacji w kraju, że Unia Europejska zdecydowała się interweniować, zanim Polska obróci się w dyktaturę. Takiego wstydu nie przyniósł Polsce żaden rząd, odkąd upadł komunizm. Zdążyliście to osiągnąć w osiem tygodni (…) Pani premier! Polska jest dziś Ukrainą Europy. Do Brukseli nie jedzie pani jako obrońca Polski przed inwazją świń odrywanych od koryta. Do Brukseli jedzie pani jako oskarżona”.
Ani miś, ani chłód
Tak ocenił spotkanie z Donaldem Tuskiem prezydencki minister. Poprawie image’u miało też służyć spotkanie z Donaldem Tuskiem. Dzień przed posiedzeniem PE – 18 stycznia, prezydent Duda przyjechał do Brukseli na spotkanie z szefostwem NATO w sprawie szczytu Sojuszu, jaki planowany jest latem w Polsce. W planie tej wizyty było też spotkanie z przewodniczącym Rady Europejskiej. Było to pierwsze spotkanie Dudy z Tuskiem od czasu wyboru nowego prezydenta. Rozmowa w cztery oczy zamiast 20, trwała 40 minut. Po spotkaniu odbyła się konferencja prasowa. Obaj politycy starali się stonować spór miedzy Warszawą a UE, dotyczący Trybunału i mediów. Duda zapewniał, że nie dzieje się nic wyjątkowego, że są zmiany, bo zmienił się rząd i wezwał do spokojnej debaty. Tusk podkreślił, że nie wierzył w możliwość uruchomienia procedury dotyczącej ochrony państwa prawnego rozpoczętej przez KE i prosił o unikanie histerycznej retoryki. Powiedział, że widzi zagrożenie dla polskiej reputacji w toczącej się dyskusji nad nowymi ustawami dotyczącymi wymiaru sprawiedliwości i mediów. Negatywnie ocenił obniżenie ratingu i wyraził zadowolenie, że rząd PiS bardzo dobrze ocenia stan polskiej gospodarki (od Autorki: a zgodnie z narracją pisowskiej kampanii wyborczej miała być w ruinie).
Na koniec Tusk zwrócił uwagę Andrzejowi Duda, że zawsze jest czas, aby stanąć po dobrej stronie mocy.
Debata w PE
Pani Szydło przyleciała do Strasburga dzień wcześniej, aby spotkać się z przewodniczącym PE oraz polskimi europosłami różnych frakcji (tzw. Klubu polskiego w PE). W Strasburgu została przyjęta z należnymi honorami – na posiedzenie parlamentu szła po czerwonym dywanie, przewodniczący zaprosił ją o wpisanie się do Księgi Gości.
We wtorek rano spotkała się z przewodniczącym PE Martinem Schulzem. Pani Szydło, w towarzystwie szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego i wiceministra tego resortu Konrada Szymańskiego zjadła z Schulzem śniadanie. Na konferencji po spotkaniu pan przewodniczący podkreślił, że swoje zdanie zawsze podtrzymuje. Powiedział: „Naszym największym zmartwieniem jest, żeby jeden z najważniejszych krajów UE nie był na peryferiach Europy, tylko w środku – zaznaczył. Podkreślił, że atmosfera była miła, rozmowa dotyczyła debaty w PE. Podkreślił, że będzie to interesujący dzień dla Polski i parlamentu, atmosfera jest napięta, ale trzeba merytorycznie i w spokoju przeprowadzić debatę.
Pani Szydło tuż przed debatą skierowała do eurodeputowanych list, wyjaśniający działania jej gabinetu. Koncentruje się na sprawie Trybunału i ustawie medialnej. Zapewnia, że działania rządu w Warszawie „w żadne sposób” nie odbiegają od standardów europejskich, są oparte na zasadach demokratycznego państwa prawa i w pełni szanują konstytucyjne wartości. Podkreśla, że przeprowadzane zmiany były elementem programu wyborczego, który Polacy poparli i oczekują jego wdrożenia. TK trzeba było naprawić, zawinił poprzedni rząd, złamał Konstytucję. Zapewniała, że celem zmian w mediach jest przywrócenie „autentycznego charakteru apolityczności i bezstronności”. Zadeklarowała, że rząd jest gotowy do rozmowy i wyjaśnienia wszystkiego, co budzi wątpliwości. W swoim liście pani Szydło nie podała żadnych faktów. Winnym „za zło” uczyniła poprzedni rząd. Nie podała informacji, na czym miała polegać naprawa TK, co popsuł poprzedni rząd, nie wspomina nawet o tym, że w wyborze sędziów uczestniczył też PiS, który twierdzi, że niemal wszyscy są z wyboru PO. Nic nie pisze o mechanizmie wyboru sędziów itd. Nie podaje też, na czym polega „dobra zmiana” w mediach, nie wspomina o zmianie w służbach cywilnych, o ustawie o policji i służbach, która całkowicie zignorowała zeszłoroczny wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, dotyczący gromadzenia i wykorzystania danych telekomunikacyjnych. Wyrok jest ważny, gdyż wyznacza unijny standard, z którym proponowane przez PiS przepisy są drastycznie sprzeczne. O planach identycznego traktowania danych internetowych też nie wspomina. List pani premier to żywa propaganda.
Mniej więcej to samo powtórzyła w parlamencie.
Mówiła płynnie, dużo, o wszystkim, ale nie o tym, czego dotyczyła debata. Swobodnie przechodziła od jednej manipulacji do drugiej. Znaczną część wystąpienia poświęciła „głodnym dzieciom” i „emerytom wydającym połowę emerytury na leki” – tak, jakby to miało związek z tematem debaty. Zapewniała, że rząd realizuje to, za czym głosowali obywatele, że „Trybunał Konstytucyjny ma się dobrze”. W konsternację wprawiła oświadczeniem, że Polska przyjęła milion uchodźców z Ukrainy, co natychmiast zostało zdementowane jako kłamstwo przez Janinę Ochojską. Powiedziała ona: „Ukraińców przyjechało do Polski ok. 400 tys., ale to są emigranci ekonomiczni. Przyjechali do Polski na długo przed konfliktem w Donbasie”. I takich manipulacji było więcej.
Pani Szydło nie przyjechała do Strasburga aby coś wyjaśnić. Swoje wystąpienie wykorzystała do powtórzenia propagandowego przekazu, skierowanego do swoich wyborców w kraju. Wręcz kuriozalne było stwierdzenie, że Polska chce być czempionem Europy – podczas gdy toczy się procedura przestrzegania zasad praworządności.
W sumie debata zamiast planowanej 1,5 trwała 3 godziny. Padło wiele wypowiedzi, zwróciłam uwagę na kilka istotnych.
Bert Koenders, szef MSZ Holandii 19 stycznia tego roku podczas debaty o Polsce w Parlamencie Europejskim. Podkreślił: „Demokracja i poszanowanie prawa są pierwszoplanowe. Powinniśmy się tego trzymać”.
Timmermans przedstawiając stanowisko KE stwierdził, że odpowiedzi, jakie otrzymał na swoje dwa listy z Polski nie były pełne i nie wystarczyły do rozproszenia naszych uwag”. Podkreślił: „Potrzebujemy triady: państwo prawne, demokracja, poszanowanie praw człowieka, bo bolesna historia nauczyła nas, że bez jednego z tych elementów dwa pozostałe nie mogą dobrze działać”.
W swoim drugim wystąpieniu powiedział, że nie można ukrywać się za parawanem suwerenności narodowej… (…) Pod adresem profesora Legutko skierował słowa: „…ma pan pełne prawo do własnej opinii. Ale nie do posiadania własnych faktów”.
Esteban Gonzalez Pons, Europejska Partia Ludowa (EPP): „Mówiliśmy prawdę rządowi greckiemu, włoskiemu, tak teraz chcemy mówić sobie prawdę. (…) Nie chodzi o prawo, ale o wartości., Pani premier może zmienić ustawy, ale nie może nigdy zmienić podstawowych wartości. Nigdy do tego nie dopuścimy”.
Gianni Pittella, przedstawicielka Socjalistów i Demokratów powiedziała m.in.: „Jesteśmy z tysiącami Polaków, którzy wyszli na ulice bronić demokracji. (…) Może pani rządzić w swoim kraju, ale z poszanowaniem wartości europejskich. (…) Decyzje pani rządu negują piękną historię Polski w walce z totalitaryzmem”.
Guy Verhofstadt: „Niepokoi to, że za pomocą większości chcą państwo rozmontować równowagę władz w Polsce. Podstawą demokracji jest system równowagi władz. (…) „Naród polski pamięta o Solidarności, która walczyła z represjami. Dlatego wiem, że Polacy nigdy nie zaakceptują odejścia od demokracji”.
W drugiej turze wypowiedzi europoseł był wyraźnie podenerwowany. Próbował wydusić z pani premier odpowiedź na pytanie, czy wykona opinię Komisji Weneckiej w sprawie TK. Beata Szydło obiecała, że ta opinia „na pewno będzie przez nas wnikliwie rozpatrzona”.
Rebecca Harms z Grupy Zielonych przywitała lidera KOD – Mateusza Kijowskiego. Przypomniała, że walka Polski przyniosła w sierpniu 1989 r nie tylko wolność Polsce, ale stanowiła też wartość dodaną dla całej UE. Zaznaczyła, że PiS podejmuje nocą decyzję, nad którymi powinno się dłużej debatować.
W drugiej turze pani Harms przypomniała, że była z polskimi politykami na Majdanie w Kijowie. Dlatego boli ja, że pani Szydło podczas debaty bije brawo tym posłom, którzy wypowiadają się za zniszczeniem Unii Europejskiej, finansowanym przez prezydenta Putina. „Niech się pani zastanowi, w jakim aliansie pani jest” – apelowała.
Sophie in ’t Veld z Holandii: „Nie jestem pewna, czy państwa przywódca partyjny (Kaczyński), który bierze przykład z Orbana, nie przyjmuje jako idola Putina”.
Günter Oettinger, komisarz europejski przypomniał, że w UE media mają swoistą rolę, dlatego Komisja zbada, czy niezależność i pluralizm medialny są w Polsce chronione i wzmacniane, czy też zagrożone.
Jan Olbrycht (PO) z EPL zwrócił uwagę, ze PiS, jako zwycięska partia odpowiada za zmiany dokonywane w państwie prawa. „Bierze także odpowiedzialność za tę debatę”. I ta wypowiedź – bardzo stonowana, została bardzo skrytykowana w kraju. PO zarzucano, że nie stanęło, jako opozycja, na wysokości zadania. Eurodeputowani tłumaczyli, że mieli tylko 1,5 minuty i nie chcieli szkodzić Polsce. Pytanie – czy bardziej szkodzili milcząc, czy też gdyby wypunktowali nadużycia rządu PiS wobec państwa prawa?
KOD w Brukseli i Strasburgu
Kiedy Andrzej Duda pojawił się na spotkaniu z Donaldem Tuskiem, czekały na niego dwie manifestacje – jedna zorganizowana przez KOD, druga – przez „Gazetę Polską”.
KOD był obecny także w Strasburgu. Pojechał tam lider KOD – Mateusz Kijowski oraz inne osoby. „Jutro ważny dzień dla Komitetu Obrony Demokracji! Nasza delegacja będzie rozmawiać z najważniejszymi osobami w Parlamencie Europejskim” – napisał w przeddzień debaty, późnym wieczorem na Facebooku.
Spotkał się m.in. z Guy’em Verhofstadt’em, liderem Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy. Rozmowa dotyczyła konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego. Delegacja KOD rozmawiała też z innymi frakcjami w Parlamencie Europejskim. Ze współprzewodniczącą Zielonych Rebeccą Harms, Javierem Moreno Sanchezem z frakcji Socjalistów i Demokratów, z przedstawicielami Zjednoczonej Lewicy Europejskiej oraz innymi.
Dzień po debacie
Donald Tusk po obradach PE powiedział, że z premier Beatą Szydło zgadza się trzech sprawach: że Polacy to bardzo dumny naród, że Polska to piękny kraj i zgadzam się, że Polska dobrze się rozwija i ma szansę zostać championem Europy. Zaznaczył jednak, że „nie zmienia to faktu, że jest to dość smutny dzień”. Ponieważ pierwszy raz w historii obecności Polski w UE kraj nasz jest przedmiotem raczej smutnej debaty. O wystąpieniu pani premier powiedział: „
Wydaje się, że w ocenie tego, co się dzieje dzisiaj w Polsce, zarówno w polskiej opinii publicznej, jak i w oczach Europy trzeba czegoś więcej niż dobrze wygłoszone przemówienie. Potrzebne będą pewne fakty”. Powiedział też: „Bardzo bym chciał, żeby w Polsce podejmowano takie decyzje i rządzili tacy ludzie, którzy nie powodują takich smutnych zdarzeń, jakim jest dzisiejsza debata w parlamencie”.
Unia Europejska nie uwierzyła przesłodzonej pani premier pisowskiego rządu. Guy Verhofstadt – Belg, który wyrósł na obrońcę polskiej demokracji stwierdził, że pani Szydło nie odpowiedziała na żadne pytanie. „Nie zauważyłem także, by sparaliżowanie TK było elementem programu wyborczego PiS. A patrząc na protesty i sondaże, nie sądzę, by PiS wygrało wybory, jeśli odbyłyby się one dzisiaj” – stwierdził lider frakcji ALDE.
Wypowiedzi pani Szydło oceniono jako gładkie, ale jałowe, że pani premier powiedziała to, co PiS głosił podczas kampanii, że UE nic nie wie, co dzieje się w Polsce, bo wiedzę ma z mediów, a one kłamią.
Szydło pokazała, że nie wie co to jest Unia i na jakich zasadach działa. Nawet nie wiedziała, komu klaszcze, bo niewiele wie o frakcjach, poglądach jakie prezentują ani o „europejskim folklorze” w osobach skrajnych konserwatystów czy rodzimego Janusza Korwina-Mikke.
„Sprawa, która została poruszona wczoraj w Parlamencie Europejskim, nie została jeszcze zakończona. Są następne kwestie, dyskusje będą trwały. Wczorajsza debata nie była potrzebna, dlatego wystąpienia naszych polityków były stonowane. Ale skoro spotkaliśmy się z donosem na Polskę, bezkarnym oskarżaniem rządu PO-PSL, to musimy reagować. Nie pozwolimy na to” – zapowiedział Grzegorz Schetyna.
Z kolei towarzyszący Schetynie na konferencji prasowej Rafał Trzaskowski przyznał, że obawia się konsekwencji wczorajszej debaty. „Zamiast być nadal partnerem dla UE, zamiast ustawiać się w pierwszym szeregu, stajemy się dla Unii problemem. A idą ciężkie czasy” – powiedział były wiceszef MSZ.
„Dojdzie do przeglądu budżetu unijnego, są już zakusy, żeby pieniądze wywalczone przez rząd PO-PSL przeznaczać na inne cele. Trzeba szukać sojuszników, by obronić dobre rozwiązania dla Polski. A tymczasem w jakim towarzystwie my się ustawiamy jako Polska? Stoimy obok największych eurosceptyków. Koszty mogą ponieść wszyscy Polacy” – ostrzegał Trzaskowski.
„Niech Jarosław Kaczyński publicznie powie, że jego celem nie jest opuszczenie przez Polskę szeregów Unii Europejskiej”– zaapelował na konferencji prasowej Ryszard Petru. Dodał, że jest zażenowany po wystąpieniu Beaty Szydło w Parlamencie Europejskim.
Dużo o efektach debaty w PE mówią tytuły zachodnich gazet: „Debata w sprawie Polski w Parlamencie Europejskim to dialog głuchych” – pisze „Le Monde”. „Beata Szydło nie odpowiedziała na żadne z krytycznych pytań” – twierdzi „Süddeutsche Zeitung”. „Dla Beaty Szydło debata była stratą czasu” – „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. „Wall Street Journal”: „Pod koniec debaty Szydło traciła cierpliwość”.
Tymczasem polska prawica z ogromnym zachwytem obwieściła światu, że oto w Strasburgu urodził się nowy lider – Szydło. Pani premier zyskała też przydomek Beaty Wielkiej. Jedno z prawicowych pisemek napisało: „Unia Europejska ośmieszona i na kolanach! Debata udowodniło, że obecna wspólnota to bezwartościowy twór”.
Bez komentarza…