Koniec państwa prawa - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
4037
post-template-default,single,single-post,postid-4037,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,smooth_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

Koniec państwa prawa

Koniec państwa prawa
Krzysztof Łoziński

Jeden z najważniejszych artykułów Konstytucji mówi, że Rzeczpospolita Polska jest państwem prawnym. Art. 2. mówi: Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.
Jeśli nowa ustawa o prokuraturze wejdzie w życie, w praktyce zasada ta przestanie obowiązywać, bowiem ustawa ta w praktyce sankcjonuje działanie niezgodne z prawem, jako dozwolone i możliwe.
Najgorsze jest nie to, co literalnie jest w niej zapisane, ale to jakie możliwości w praktyce daje rządzącym. Zwłaszcza, że znamy skłonność obecnej ekipy do lekceważenia lub wręcz łamania prawa i przyjmowania postawy: „no i co mi zrobicie?”.
Ustawa daje przełożonym prokuratora, w tym ministrowi sprawiedliwości, będącemu jednocześnie prokuratorem generalnym, prawo do wydawania poleceń prokuratorowi właściwie co do każdej czynności lub decyzji procesowej. W praktyce taką możliwość ma Jarosław Kaczyński za pośrednictwem Zbigniewa Ziobry, który musi wykonywać wszystkie jego polecenia (Ziobro został już uprzednio przeczołgany i upokorzony publicznie przez Kaczyńskiego i wie, że warunkiem niezbędnym w jego funkcjonowaniu jest bezwzględne posłuszeństwo).
Minister sprawiedliwości (polityk) może prokuratorowi nakazać wszczęcie postępowania przeciw konkretnej osobie, nawet o urojone przestępstwo (bo praktycznie przed nikim nie odpowiada za swoje decyzje, chroni go immunitet i ta ustawa, oraz Hegemon), może w każdej sprawie polecić umorzenie, odmowę wszczęcia postępowania, wycofanie aktu oskarżenia z sądu i co tylko zechce.
Jeśli ktoś z ekipy rządzącej popełni przestępstwo, nawet bardzo poważne, to minister sprawiedliwości (a pośrednio Hegemon) może tak manipulować postępowaniem, aby nigdy nie poniósł on kary (wystarczy nie występować do sądu o żaden środek zapobiegawczy, zwłaszcza areszt i latami zwlekać z zakończeniem śledztwa, a nawet można bezczelnie odmówić jego wszczęcia).
Art. 7 ustawy mówi:

§ 3. Polecenie dotyczące treści czynności procesowej prokurator przełożony wydaje na piśmie, a na żądanie prokuratora – wraz z uzasadnieniem. W razie przeszkody w doręczeniu polecenia w formie pisemnej dopuszczalne jest przekazanie polecenia ustnie, z tym że przełożony jest obowiązany niezwłocznie potwierdzić je na piśmie. Polecenie włącza się do akt podręcznych sprawy.

Zwróćmy uwagę, że uzasadnienie potrzebne jest dopiero „na żądanie prokuratora”. Prokuratorzy też są ludźmi i wiedzą, zwłaszcza znając wcześniejsze praktyki Ziobry, że lepiej jest specjalnie się o takie uzasadnienie nie dopominać (przecież ustawa jasno stanowi, że nie jest ono konieczne, bo dopiero „na żądanie”).
Co więcej: „Polecenie włącza się do akt podręcznych sprawy”, a więc nie do akt sądowych. A akta podręczne są tylko dla prokuratora, ale nie dla stron i sądu. Włączenie polecenia do tych akt, to tylko dla prokuratora „dupokrytka”, to nie ja, to mój szef, ale nic z tego dla samego postępowania nie wynika.
Prokurator praktycznie nie może polecenia nie wykonać. Może co najwyżej:

§ 4. Jeżeli prokurator nie zgadza się z poleceniem dotyczącym treści czynności procesowej, może żądać zmiany polecenia lub wyłączenia go od wykonania czynności albo od udziału w sprawie. O wyłączeniu rozstrzyga ostatecznie prokurator bezpośrednio przełożony nad prokuratorem, który wydał polecenie.
§ 5. Żądanie, o którym mowa w § 4, prokurator zgłasza na piśmie wraz z uzasadnieniem przełożonemu, który wydał polecenie.

Co to w praktyce znaczy? Prokurator może się dąsać, ale wykonać i tak musi. Nie ma w praktyce żadnej drogi odwoławczej. Żądanie zmiany decyzji kieruje do tego, kto wydał decyzję, a on wcale nie musi tego żądania spełnić. Może prosić o wyłączenie, ale tylko prosić. W praktyce nic nie może, a jak będzie się dąsał to tylko podpadnie, a i tak niczego nie uzyska. Wola przełożonego jest tu ważniejsza, niż prawo.
W dodatku:

Art. 8. § 1. Prokurator przełożony uprawniony jest do zmiany lub uchylenia decyzji prokuratora podległego. Zmiana lub uchylenie decyzji wymagają formy pisemnej i są włączane do akt sprawy.
Jakiej decyzji? Ponieważ nie określono jakiej, to każdej.
Jest też i bat na prokuratorów:
§ 7. Prokuratorowi, który dopuścił się:
1) istotnego uchybienia w zakresie sprawności postępowania przygotowawczego – prokurator przełożony może zwrócić uwagę na piśmie na zasadach określonych w art. 139;
2) oczywistej obrazy przepisów prawa przy prowadzeniu sprawy – prokurator przełożony wytyka to uchybienie na zasadach określonych w art. 140.
§ 8. W razie stwierdzenia oczywistej i rażącej obrazy przepisów prawa prokurator przełożony jest obowiązany żądać wszczęcia postępowania dyscyplinarnego przeciwko prokuratorowi, który obrazy się dopuścił.

Ale żeby ktoś nie myślał, jest też i łaska pańska broniąca przed tym batem:

Art. 137. § 1. Za przewinienia służbowe, w tym za oczywistą i rażącą obrazę przepisów prawa i uchybienia godności urzędu, prokurator odpowiada dyscyplinarnie (przewinienia dyscyplinarne).
§ 2. Nie stanowi przewinienia dyscyplinarnego działanie lub zaniechanie prokuratora podjęte wyłącznie w interesie społecznym.
§ 4. Za nadużycie wolności słowa przy wykonywaniu obowiązków służbowych, stanowiące ściganą z oskarżenia prywatnego zniewagę strony, jej pełnomocnika lub obrońcy, kuratora, świadka, biegłego lub tłumacza, prokurator odpowiada tylko dyscyplinarnie.

A więc ślicznie. Prokurator może dopuścić się rażącej obrazy przepisów prawa, jeśli działa w interesie społecznym. A co to jest „interes społeczny”? Nie wiadomo. W polskim prawie dotąd nie było takiego pojęcia i nie ma żadnej jego wykładni. Był tylko „interes publiczny”, ale to co innego. W praktyce o tym, co jest a co nie jest „interesem społecznym” będzie decydował zwierzchnik, lub jeszcze ważniejszy zwierzchnik, lub sam Hegemon.
To jest klasyczna teoria, że „sprawiedliwość stoi ponad prawem” („o tym kto jest Żydem to ja decyduję” – Herman Goering; „podejrzani to chodzą po ulicy, tu na UBP są winni” – Różański).
W dodatku prokurator może zbluzgać podsądnego, jego obrońcę, świadka i jako „działanie prokuratora” (§ 2.) „w interesie społecznym” ujdzie mu to bezkarnie. Nawet sprawy cywilnej nie można mu założyć. Zresztą termin „działanie prokuratora” też jest gumowy i mętny. Jakie „działanie”, każde? Pobicie przesłuchiwanego też? No chyba też.
Zwracam uwagę, że wyższym interesem uzasadniano nie raz w historii stosowanie tortur, to czemu nie „interesem społecznym”?
Ciekawy jest też:

Art. 12. § 1. Prokurator Generalny, Prokurator Krajowy lub inni upoważnieni przez nich prokuratorzy mogą przedstawić organom władzy publicznej, a w szczególnie uzasadnionych przypadkach także innym osobom, informacje dotyczące działalności prokuratury, w tym także informacje dotyczące konkretnych spraw, jeżeli informacje takie mogą być istotne dla bezpieczeństwa państwa i jego prawidłowego funkcjonowania.
§ 2. Prokurator Generalny oraz kierownicy jednostek organizacyjnych prokuratury mogą przekazać mediom osobiście, lub upoważnić w tym celu innego prokuratora, informacje z toczącego się postępowania przygotowawczego lub dotyczące działalności prokuratury, z wyłączeniem informacji niejawnych, mając na uwadze ważny interes publiczny.
Co to znaczy? Prokuratura może manipulować informacjami ze śledztwa, na przykład nie udowodnionymi oszczerstwami, wymuszonymi zeznaniami. Można oskarżonego opluć w mediach, szantażować jego rodzinę „informacjami z toczącego się postępowania przygotowawczego”. Można w ten sposób napuszczać na kogoś opinię społeczną, sąsiadów, środowisko.

A tego wszystkiego wynika, że:
1. Polityk, minister sprawiedliwości lub Hegemon, któremu minister faktycznie (choć nie formalnie) podlega może uczynić bezkarnym sprawcę każdego przestępstwa, gdy mu się to do czegoś przyda, lub gdy jest to „swój”.
2. Może też przeciwnie, kogoś zupełnie niewinnego nękać, prześladować, manipulować dowodami i zeznaniami świadków (wystarczy dokonać selektywnego wyboru dowodów dla sądu) i nie tylko on, ale i wykonawcy jego poleceń za nic nie odpowiadają.
3. Ustawa daje politykowi możliwość szantażowania prokuratorów, którzy już raz na jego polecenie złamali prawo, bo artykuł o braku odpowiedzialności ze względu na „interes społeczny” jest mętny i jego stosowanie uznaniowe. Na każdego, kto raz złamał prawo na polecenie szefa, szef ma już haka, bo informacja o poleceniu jest tylko w „aktach podręcznych” (o ile w ogóle jest), a tych akt żaden sąd nie widzi, poza prokuraturę nie wychodzą.
4. Każdego można publicznie gnoić ogłaszając nawet kompletnie nieprawdziwe brednie, jako „informacje z toczącego się postępowania”. Takie informacje nie muszą wcale zostać później udowodnione.
Ta ustawa daje władzy narzędzie, do dowolnego i bezkarnego łamania prawa.
Teoretyczny przykład: Powiedzmy, że działaczowi PiS-u spodobał się dom Jasia Kowalskiego, przyszedł z paroma zbirami i wygonił Jasia z domu, a sam dom zajął. Jasio wystąpił o pomoc do prokuratury, a kolega działacza, Ziobro, polecił nie wszczynać postępowania, lub prowadzić je tak, by nigdy się nie skończyło. I już. Przy okazji w telewizji „ujawniono” zeznanie Ziutka Kapusty (którego Jasio nawet nie znał), że Jasio Kowalski to pijak i złodziej, mąż prostytutki i ateista.
Podobnie działało prawo w PRL. Gdy milicjant bez powodu strzelał do Narożniaka – aresztowano Narożniaka.