Dwaj „agenci” - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
5237
post-template-default,single,single-post,postid-5237,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,smooth_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

Dwaj „agenci”

Dwaj „agenci”
Janusz Kotarski

Dziwne są losy Polski. Historia być może oceni, że przywróciło nam wolność i demokrację dwóch agentów: jeden rzekomy, drugi rzeczywisty.
Jeśli jakakolwiek woda leje się na propagandowy młyn Prawa i Sprawiedliwości przypadkiem, jeżeli dzieje się to pod wpływem jakiegoś zdarzenia, ulokowanego – na pierwszy rzut oka – poza jego strukturami, zawsze wtedy jestem gotów postawić garść piasku przeciwko garści diamentów, że o żadnym przypadku nie ma mowy.
W listopadzie 1989 Lech Wałęsa rozpoczął swoje przemówienie w Kongresie Stanów Zjednoczonych od zacytowania pierwszych słów preambuły amerykańskiej konstytucji – „My, naród”.
16 grudnia 2015 r., w czasie gdańskich obchodów 45-lecia masakry robotników Stoczni Gdańskiej, Lech Wałęsa powiedział: „Dojście do wolności naprawdę nas drogo kosztowało. I krew popłynęła, i straty wielkie. Dlatego jesteśmy zobowiązani szanować tę wolność, a przy takich rocznicach wspominać tych, co zapłacili tę cenę. I przypominać, aby to się już nie powtórzyło… Jeśli się nie opamiętamy, jeśli nie zrozumiemy, że trójpodział władzy jest niezbędny, będę musiał jeszcze raz stanąć na czele i poprowadzić ten bój”.
12 lutego 2016 r. na stronach internetowych KOD i na Facebooku ukazało się wezwanie do wzięcia udziału w manifestacji pod hasłem „My, naród”.
16 lutego IPN prokurator Instytutu Pamięci Narodowej w asyście funkcjonariuszy policji, podjął w miejscu zamieszkania wdowy po Czesławie Kiszczaku czynności mające na celu zabezpieczenie dokumentów podlegających przekazaniu do Instytutu Pamięci Narodowej.
Potem zaczęła się wściekła nagonka.
Wspólny mianownik dla pierwszych słów, jakie padły z ust Lecha Wałęsy w amerykańskim Kongresie ponad 26 lat temu i hasła marszu Komitetu Obrony Demokracji jest oczywisty.
PiS musiało zrobić wszystko, aby splugawić ikonę Solidarności wcześniej. Na wypadek gdyby Lech Wałesa się na tym marszu pojawił. I zrobiło. Nie licząc się zupełnie z uczuciami Polaków, przelaną przez nich krwią, życiem za więziennymi kratami. Kalając nasz wizerunek w świecie i poniżając wielkiego Polaka.

Nawet gdyby Jan Paweł II wstał z grobu i zaświadczył – PiS się nie wycofa.

Życie jest jednak pełne paradoksów. Bo oto wieczorem 21 lutego człowiek, który w PiS-owskiej hierarchii lokuje się poniżej „najgorszego sortu Polaków”, były oficer Służby Bezpieczeństwa „prowadzący” Wałesę, dał świadectwo prawdzie na kilkanaście godzin przed tym, gdy zgodnie z zapowiedziami IPN, miała się wylać prawda PiS-u, by zatruć nasze umysły i podzielić jeszcze głębiej. Opluć ikonę „Solidarności”.
IPN natychmiast zasugerował, że były oficer SB być może cierpi na starczą demencję.
Nikogo to nie dziwi. Nawet gdyby Jan Paweł II wstał z grobu i zaświadczył – PiS się nie wycofa. Nie ma wyboru. Z tej drogi nie może już zawrócić. Dokumenty zostały opublikowane.
Dziwne są losy Polski. Niewykluczone, że historia oceni, iż przywróciło nam wolność i demokrację dwóch agentów: Jeden rzekomy – drugi rzeczywisty. Pytanie tylko, czy wcześniej koło historii nie zawróci i nie cofnie nas do sierpnia 1980 r. Jeśli zawróci, być może nadal będą wśród nas przekonani, że Lech Wałęsą był tajnym agentem i pewni, że nie był. Natomiast wszyscy – jak jeden mąż – będziemy wtedy wiedzieli, kto był zdrajcą narodu. Wtedy (może wreszcie) będziemy zdolni znowu razem powiedzieć „My, naród”. I zacząć wszystko od początku.