Dlaczego znów pójdę w sobotę
Dorota Reczek
Marsz 12 grudnia to był powiew świeżości, który przywracał nadzieję. Był spotkaniem z ludźmi, z którymi porozumienie jest możliwe, bo mają te same pryncypia i podobną wrażliwość na wspólne sprawy, podzielają te same wartości. Rozważają różne racje, a nie jedyną słuszną. Są dla siebie życzliwi i przyszli z własnej woli.
W najbliższą sobotę pójdę więc znowu, bo chcę się znaleźć wśród ludzi, którym nie jest wstyd za Polskę, lecz im na Polsce zależy. Pójdę, bo chcę żyć w pełni demokratycznym i praworządnym kraju, w którym konstytucja jest szanowana i nie doprowadza się do konstytucyjnych kryzysów, niszcząc przy tym jednostki, które prawa strzegą. I dlatego, że rozumiem słowa „ostateczny” i „niezwłocznie”. Wolę ewolucję od rewolucji i kompromis od konfliktu, siłę argumentów od fizycznej, dialog od wyłączania mikrofonu. Będę pod Sejmem, bo chcę patrzeć przed siebie, a nie jątrzyć i rozdrapywać rany za krzywdy prawdziwe lub urojone, chcę wyciągać wnioski, a nie karać innych. I także dlatego, że warto skorzystać ze wzrostu PKB o 3,8%. Będę tam, bo chcę sama zadbać o moje swobody i prawa obywatelskie, o wolność słowa, nad którą nie ma powodu odprawiać egzorcyzmów. Także dlatego, że nie boleję nad ludźmi, którzy szukają własnego miejsca – świat to oferta, a nie miejsce emigracji, a bycie Europejczykiem brzmi dumnie i nie chcę zostać z tego kręgu wykluczona.
Pójdę w sobotę, bo warto być przyzwoitym, bo to moja sprawa i nikt tego za mnie nie zrobi. W końcu, bo wolę prawdziwie dobrą zmianę od nocnej.