Czas iść na wojnę
Kilkanaście lat temu zespół „Pidżama porno” śpiewał utwór „Chłopcy idą na wojnę”, a nasi żołnierze byli obecni na Bałkanach i w Iraku; dziś nasze resorty obrony i spraw zagranicznych, na kanwie starych pomysłów, pchają nas ku nowej wojnie.
Zbigniew Wolski
Koncepcje, jak zwykle dla nowych zmian, są bardzo ambitne. Po pierwsze, należy jeszcze bardziej komplikować stosunki dyplomatyczne z Rosją. Po niesnaskach o drobiazgi i sprawy priorytetowe w naszej historii, przeszliśmy do wyższego poziomu konfliktu. Pokrzykiwanie na siebie nawzajem stało się nudne, więc sięgnęliśmy po naszą armię. W sumie nie ma jeszcze na to dobrego pomysłu, ale chcemy zwiększyć liczebność wojska. Poza ilością dobrze byłoby zadbać również o uzbrojenie, ponieważ wydaje się, że czasu jest niewiele. Do chwili, kiedy będziemy potęgą militarną, liczymy na naszych sojuszników. Jednakże Europa to za mało, więc wysyłamy naszych żołnierzy na wojnę z Państwem Islamskim. Możemy być pewni, że nie ujdzie to uwadze ekstremistów islamskich. Zapewnienia ministra Macierewicza o rozpoznawczym i szkoleniowym charakterze misji na niewiele się tu zdają.
Chyba jednak obawiamy się naszego wielkiego sąsiada ze wschodu. Poczynania Rosji na Ukrainie i aneksja Krymu spowodowały odświeżenie naszego ustawodawstwa w dziedzinie obronności. Na początku ubiegłego roku zadbano o nowelizację zasad odbywania zasadniczej służby wojskowej, jeśli znów okazałaby się koniecznością, przyjrzano się powoływaniu rezerwistów na ćwiczenia, ustalono zasady stacjonowania u nas wojsk sojuszniczych. Wzięto pod uwagę nawet najbardziej czarny scenariusz; obecnie Ministerstwo Obrony Narodowej może już w pełni pokryć koszty pogrzebu żołnierzy niezawodowych, z uwzględnieniem zakupu miejsca na cmentarzu, kwiatów oraz ogłoszeniem nekrologu w prasie. Są to zapisy prawne, które wolałbym, aby były martwą literą prawa.
Resort obrony ma trudny orzech do zgryzienia, ponieważ chce z naszej armii o strukturze obronnej uczynić narzędzie ofensywne, a przynajmniej na takie wyglądające. Zaczęto od sześciu tysięcy nowych etatów. Na początek, aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom, postanowiono, że można w wojsku być przez piętnaście lat szeregowcem. Poprzednio trzeba było poszukać w sobie potencjału, aby w ciągu dwunastu lat przejść dodatkowe szkolenia i zostać chociaż podoficerem. Jest to oferta dla raczej mniej ambitnych osobników. Wspomniane piętnaście lat nie jest przypadkowe, po tym okresie służby nabywa się ograniczone świadczenie emerytalne. A jeśli przy pieniądzach jesteśmy, to warto także powiedzieć o zapowiedzianych podwyżkach. Szeregowiec będzie otrzymywał żołd w wysokości około dwóch i pół tysiąca złotych netto, nie licząc przysługujących dodatków. Równolegle z rozbudową etatów sięgnięto po odświeżony pomysł na formację niezawodową, mającą za zadanie zapewnienie bezpieczeństwa wewnątrz kraju, zakładając, że główne siły będą mogły być w tym czasie użyte do powstrzymywania przeciwnika lub atakowania jego terytorium. Mamy okazję przyglądać się powstawaniu Obrony Terytorialnej. Jednakże w narodzie jakoś nie widać agresji i chęci do noszenia broni. W spokojnej Europie zapomniano już o takich postawach i może to dobrze.
Zwrócono się więc do tych, którym jednak podoba się wojowanie w weekendy. W skład naszej nowej formacji będą wchodzić członkowie organizacji paramilitarnych o różnorodnej podbudowie. Marzenia o karierze wojskowej stają się dla nich rzeczywistością, więc można już gratulować im sukcesów w służbie.
Już nie możemy spać spokojnie, ponieważ przesmyk suwalski jest niezabezpieczony przed agresywnymi poczynaniami Rosjan. W myśl mało optymistycznych zamysłów, hordy rosyjskich czołgów mogą łatwo wjechać do nas i dodatkowo odciąć zupełnie naszych nadbałtyckich sojuszników. Nie odnajdując zasobów odpowiednich do przeciwdziałaniu takiemu scenariuszowi, stawiamy na sojuszników z zachodniej Europy oraz Amerykanów.
Dla dość wielu z nas to bardzo odległe czasy, ale około dwudziestu pięciu lat temu na naszym terytorium również stacjonowały sojusznicze, w pewnym sensie, wojska, których zadaniem było zapewnienie nam bezpieczeństwa. Czasy były inne, lecz wówczas nieoficjalnie bardzo dużo mówiło się o suwerenności, a bardziej o jej braku wobec takiej obecności. Dziś prawdopodobnie zmianie uległo pojęcie suwerenności, wybawieniem mają być obce wojska i czekamy na nie z utęsknieniem. Całe szczęście, że sojusznikom się nie spieszy. W pewnym stopniu Amerykanie chcą nadal respektować ustalenia z Rosjanami, które zakładały obecność nas w NATO, lecz bez obecności wojsk sojuszu na naszym terytorium. Z drugiej strony, nikomu się nie spieszy również dlatego, że fakt stacjonowania wspomnianych wojsk w Polsce będzie dobrym pretekstem do zwiększenia ilości wojsk rosyjskich blisko naszych granic, a Sojusz chyba tego nie chce.
Pozostaje przyjrzeć się kwestii, z czym na tę wojnę mamy iść. Obecnie mamy wystarczającą ilość samolotów myśliwskich do zapewnienia obrony naszej przestrzeni powietrznej przed obcymi samolotami. Samoloty F-16, będące na naszym uzbrojeniu, nie bez przyczyny nazywane są wielozadaniowymi, ponieważ w zależności od przenoszonego uzbrojenia lub wyposażenia mogą pełnić funkcje myśliwskie, rozpoznawcze lub uderzeniowe. Z drugiej strony, nowoczesny sprzęt przeciwlotniczy, taki jak wyrzutnie S-400, rozlokowany w okolicach Kaliningradu, zapewnia Rosjanom śledzenie większości naszej przestrzeni powietrznej. Lubimy chwalić się w mediach naszymi czołgami Leopard 2, odkupionymi z Niemiec. Znajdują się one na wyposażeniu dwóch brygad pancernych, pozostałe jednostki używają rosyjskich konstrukcji w postaci czołgu T-72 i jego modernizacji PT-91 Twardy. W ciągu kolejnych lat zaplanowane jest dalsze wprowadzanie do uzbrojenia kołowych transporterów opancerzonych Rosomak, i to w wielu wersjach. Zastępują one gąsienicowe bojowe wozy piechoty BWP-1, pochodzące z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Idzie nowe także w postaci nowego wzoru strzeleckiej broni indywidualnej, nazwanego tajemniczo MSBS, zaczęto co prawda od wyposażenia w ten sprzęt kompani reprezentacyjnej, lecz nie bądźmy uszczypliwi.
Nie powinniśmy przechodzić do porządku dziennego nad groźbą eskalacji konfliktu zbrojnego w pobliżu naszych granic, podobnie jak nad groźbą ataków odwetowych przeprowadzanych przez terrorystów nieposiadających skrupułów. Celem służb mundurowych jest zapewnienie bezpieczeństwa, a nie uczestniczenie w polityce międzynarodowej. Wobec szczupłości sił powinniśmy zachować obronny charakter naszych sił zbrojnych. Zamożna i nieco leniwa Europa nie chce prowadzić wojen, które mogłyby wedrzeć się w jej granice. NATO woli walczyć gdzieś na obrzeżach świata, w ten sposób zapobiegając bezpośredniemu zagrożeniu. Nasz rząd odcina się od tych zamierzeń. Odczuć można postawę, która ma na celu udowodnienie czegoś, ale jakoś nie do końca wiem, czego i komu. To krótkowzroczna polityka, która nie ma szans na powodzenie.