Winda
AjAWas
Z racji posiadania mieszkania w budynku wielorodzinnym jestem członkiem wspólnoty mieszkaniowej. W tym roku szczególnego znaczenia dla naszej wspólnoty nabrała sprawa… windy.
Aktualnie, jak co roku, nadchodzi okres sprawozdań, udzielania zarządowi absolutorium, względnie wyboru nowego zarządu, ustalania planów oraz podejmowania uchwał, istotnych dla funkcjonowania wspólnoty. Dzięki wieloletnim oszczędnościom mieszkańców nasza winda została dopiero co wyremontowana i wyglądała elegancko i nowocześnie. Odwiedzający nas goście bardzo chwalili naszą wspólnotę i jej zarząd za tak udaną inwestycję, a inne wspólnoty zainteresowane były, jak się taki remont przeprowadza. Natomiast od niedawna ktoś zaczął rysować i pisać różne rzeczy na ścianach windy. Nikt nikogo nie złapał na gorącym uczynku, więc winny pozostawał nieznany, choć co poniektórzy coś tam przebąkiwali. Rysunki i napisy dawały się zmywać, ale wymagało to dodatkowego, choć niewielkiego nakładu pracy pani, która utrzymywała czystość na klatce schodowej. Dla wspólnoty był to dodatkowy wydatek rzędu kilkudziesięciu złotych miesięcznie.
Problem napisów w windzie nie zaprzątałby niczyjej uwagi, gdyby nie zdarzenie, do którego za jego sprawą doszło na zebraniu wspólnoty. W trakcie zebrania zabrał głos, prowadzący w suterenie zakład powroźniczy, pan Jarosław i stwierdziwszy, że dewastowanie windy wynika z zaniedbań zarządu wspólnoty, przez co winda jest w ruinie, zgłosił postulat natychmiastowej zmiany zarządu. Poparł go natychmiast pan Andrzej z parteru, któremu jak powszechnie było wiadomo, pan Jarosław załatwił robotę gońca w jednym z urzędów oraz pani Beata z pierwszego piętra, która na co dzień zajmowała się roznoszeniem ulotek reklamujących zakład powroźniczy pana Jarosława. Pan Andrzej zgłosił kandydaturę pana Jarosława jako nowego przewodniczącego zarządu, ale pan Jarosław stwierdził autorytatywnie, że aktualnie najlepszą kandydaturą będzie kandydatura pani Beaty, bo ona doskonale roznosi ulotki. Wspomniał ponadto, że jeżeli pani Beata nie sprawdzi się w roli przewodniczącej zarządu, to on poważnie rozważy inne możliwości.
Po krótkiej dyskusji pani Beata została wybrana przewodniczącą, co nie było problemem, gdyż jak zwykle na zebraniu nie było prawie połowy mieszkańców, natomiast spora część obecnych zupełnie nie rozumiała o co chodzi i dlatego głosowała „za”. Nagabywana pani Beata oświadczyła, że ma już plan wprowadzenia zmiany, jeżeli chodzi o zapobieganie dalszemu rysowaniu i pisaniu w windzie i na pewno będzie to dobra zmiana. Niektórych uczestników zebrania wspólnoty mocno zdziwił fakt, że dopiero co zgłoszona kandydatka ma już gotowy plan działania ale nikt, usłyszawszy zwłaszcza słowa „dobra zmiana”, zbyt głośno nie oponował.
Po kilku dniach, na klatce schodowej pojawiło się ogłoszenie, że zgodnie z decyzją nowego zarządu wspólnoty, problem windy zostanie definitywnie rozwiązany do rana dnia następnego i w związku z tym z korzystania z windy trzeba się do tego czasu wstrzymać. Rzeczywiście, wieczorem a zwłaszcza w nocy, dało się słyszeć dobiegające z windy chrobotanie świadczące, że coś się z windą dzieje.
Wsiadłszy do windy następnego ranka doznałem szoku. Ściany windy zostały dokładnie, gęsto i głęboko poorane ostrym narzędziem, a całość powierzchni została jeszcze dodatkowo pobrudzona jakimś olejem.
Obecnie trwają protesty mieszkańców, zwracających uwagę, że w takim stanie kabina windy nadaje się do całkowitej wymiany, co będzie wspólnotę kosztowało dziesiątki razy więcej niż roczny koszt cotygodniowego czyszczenia jej ścian, lecz pani Beata ma na to jedną odpowiedź: nie ma już miejsca w windzie na rysowanie i pisanie, bo ołówek się łamie na rysach, a długopis nie pisze po oleju, zatem mamy dobrą zmianę. Problem dalszej dewastacji windy został rozwiązany.
Po skojarzeniu, że kilkakrotnie widziałem pana Jarosława wysiadającego z windy, co dziwiło mnie nieco, gdyż jego zakład powroźniczy znajdował się w suterenie, a dodatkowo z długopisem w dłoni oraz przypomnieniu sobie, że o podobnych spostrzeżeniach słyszałem od innych mieszkańców, skojarzyłem te fakty i teraz zadaję sobie pytanie: po co pan Jarosław mazał w windzie, skoro za jej naprawę wszyscy, łącznie z nim będziemy teraz musieli wiele zapłacić? Trzeba w tym miejscu dodać, że zarówno panu Jarosławowi z sutereny, panu Andrzejowi z parteru i pani Beacie z pierwszego piętra na wyglądzie windy nie zależy, bo z niej na co dzień nie korzystają, a goście chodzą do nich po schodach. Chyba zatem pan Jarosław nareszcie doprowadził do totalnego zdewastowania tego, co do tej pory skrycie dewastować próbował i jest z tego powodu szczęśliwy. Niektórym widocznie przeszkadza, że coś jest ładne, dobrze służy mieszkańcom, a dodatkowo inni nas za to chwalą.