Wszyscy mówią, że was teraz brakuje…
Kuba Karyś
– Dzień dobry panie Premierze, mogę panu zająć chwilkę…
– Może pan, ale czy warto?
Krótko rozmawialiśmy. Krótko wyjaśnił mi Pan dlaczego nie chce brać udziału w moim szaleństwie. Krótko wyjaśnił mi Pan, dlaczego ja też nie powinienem. Miał Pan wielki talent do wyczuwania niebezpieczeństw i wiedział Pan, że z tamtego pokoju były same złe wyjścia. Tak naprawdę dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego miał Pan rację. A potem spokojnie opowiedział mi Pan o wielkich czasach, jakby to było coś nadzwyczajnie zwykłego. Pamiętam, że drażniła mnie ta rozwleczona płynność rozmazanych słów, a jednocześnie wbijała gwoździem ich bezsprzeczna racja i niepodważalna mądrość. Każde zdanie ważyło tonę i dopiero gdy wybrzmiewało, zdawałem sobie z tego sprawę. Choć wcale Pan tak nie chciał. Pan po prostu mówił. Tak jak zawsze.
Gdy potem w Brukseli rozmawialiśmy z profesorem Kułakowskim o Waszych wspólnych wakacjach tamtego roku, ujrzałem cień na jego twarzy, gdy wypsnęła mi się troska o Pana zdrowie. I już wiedziałem, że nici z naszej rozmowy, bo tylko tęsknie spoglądał profesor na telefon, żeby sprawdzić czy wszystko u Pana w porządku.
Bo Pan był ważny. Trochę się boję to powiedzieć, ale Pan był najważniejszy. Bo Pan był. I wszyscy wiedzieli, że Pan zawsze będzie.
I tak się nie robi Panie Premierze, że się tak po prostu idzie precz! Bo do kogo teraz…?
Lekcje przyzwoitości, mądrości, szacunku – od kogo brać?
Siedzicie teraz pewnie z Kułakowskim, z Jackiem, Geremkiem, Kozłowskim, z Turowiczem na kładce nad potokiem i majtacie nogami nad wodą. Podwinięte nogawki, rozsupłane sznurówki, rozchełstane koszule. Jak dzieci. Jak Włóczykije.
A tu, nieszczęśliwi ludzie robią rzeczy, których w gruncie rzeczy nie lubią robić. Których nienawidzą. Robią te rzeczy, bo tak chcieli, kiedy było im to potrzebne. A teraz trwają w milczeniu naprzeciw tych, którzy byliby szczęśliwi, gdyby im ich małe szczęście w spokoju zostawić. A nie tylko niszczyć. Na każdym kroku. W imię… nawet nie wiadomo w imię czego. Pan by pewnie wiedział.
I to jest porażające.
Ten brak i to wszystko.
Bo nie zdążył ich Pan nauczyć – przyzwoitości, mądrości, szacunku…. A nikt inny nie umie.
Pan pewnie chciałby, żeby się sami nauczyli. Jak zawsze.
Panie premierze.
„Zaliś swej dawnej przepomniał cnoty, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?”
Panie premierze kochany. Larum grają…
A Pan siedzi z Jackiem nad potokiem…