Oko patrzy na ręce pana Edwarda
To doniesienie prasowe ma niezwykłą wagę, a jednak przeszło trochę bez echa. Pan Edward, mąż pani Beaty, robi całkiem niezły biznes, z którego od lat się nie rozlicza. Szkopuł w tym, że nasz rodzimy biznesmen jest mężem premier Szydło.
Przemysław Wiszniewski
Pan Edward był do tej pory przedstawiany jako gość, który ubrania kupuje w ciuchlandzie. Dla jednych był to powód do żartów, inni chwalili go za oszczędność. Jego małżonkę, Beatę Szydło, wszyscy już dobrze poznali. Nie chce wydrukować wyroku Trybunału Konstytucyjnego od stu dni, nosi broszki do żakietu, krzyczy na wszystkich, a zwłaszcza na Unię Europejską, którą ustawia do kąta w zaciszu swojego gabinetu i z trybuny sejmowej. Komisja Europejska skrytykowała rząd pani Beaty, ale ona ma to w nosie. Jak się Unii nie podoba, to pani Beata może z niej wystąpić, a przynajmniej się obrazić i wpaść w furię. Co innego pan Edward: jak donosi prasa, pan Edward, mąż pani Beaty, jest beneficjentem funduszy unijnych. Od lat.
„A w sprawie nie chodzi wcale o 25 mln zł, uzyskane z unijnej kasy przez stowarzyszenie, we władzach którego zasiada Edward Szydło. Chodzi o to, że zajmująca się szkoleniami placówka przez lata nie składała sprawozdań finansowych. Wobec podobnego zarzutu w przypadku Amber Gold Marcin P. miał postawiony zarzut popełnienia przestępstwa”. (Milionowe dotacje z UE dla męża Beaty Szydło. PiS chce zamieść sprawę pod dywan?)
Oto wychodzi na jaw, że rząd Viktora Orbana na Węgrzech ponad wszystko instaluje tamże system oligarchiczny. Ponad wszystko, bo wszystko inne jest jedynie zasłoną dymną lub też toruje drogę do tego jednego celu – wielkiego skoku na kasę. „Po socjalistach oskarżanych o korupcję i prywatę, rządzi partia, która bez skrupułów rozdaje miliony kolegom i jeszcze przy tym bardzo stara się wyciszyć medialną krytykę”. A przecież Kaczyński właśnie Orbana stawia za wzór… Czyżby zatem i Kaczyńskiemu marzyła się oligarchia, czyli republika kolesiów, o której tak chętnie napomyka, lecz nie w odniesieniu do własnej wizji państwa?
Pamiętamy aferę SKOK-ów pana Biereckiego i spółkę Telegraph, i Srebrną – to były pierwsze zwiastuny owej pisowskiej wiosny rewolucyjnej, która, gdy ją odrzeć z całego tego tła nacjonalistycznego, tego sztafażu bogoojczyźnianego, zaczyna być wyraźnie jednym wielkim skokiem na kasę. Państwową kasę. Funkcjonariusze reżimu Kaczyńskiego lekką ręką sięgają po pieniądze z budżetu, by obywatelom sypnąć groszem, i by zamknąć im usta – macie, zamknijcie się!, i by zdobyć społeczną przychylność, ale sami znacznie hojniej za chwilę będą obdarowywać siebie nawzajem, jeśli pójdą za przykładem swojego węgierskiego mentora, Viktora Orbana. Już teraz pan Szyszko chce wycinać Puszczę Białowieską w pień nie dlatego, że jest jakimś perwersyjnym przeciwnikiem przyrody, ale dlatego, że jacyś jego koledzy – lub koledzy jego kolegi, pana Jurgiela – ostrzą sobie zęby na drewno stamtąd pozyskane. Pan Szyszko dodatkowo nie doszacował swojego majątku i mętnie to tłumaczy.
Dlatego tak ważne jest obecnie dziennikarstwo śledcze. Należy gorąco pogratulować powstania fundacji i portalu Oko, który to skrót rozwija się jako „Ośrodek Kontroli Obywatelskiej”.
Dzięki temu wyniki dziennikarskich śledztw będą się przedostawać do opinii publicznej, tylko w ten sposób bowiem uda się pokazać zmanipulowanemu społeczeństwu prawdziwy charakter nowej władzy i przekonać je, że nie opanowała nas dobra władza, tylko przeciwnie, mamy do czynienia z bezwzględną republiką kolesiów i jednym wielkim skokiem na kasę.
W przypadku pana Edwarda rzecz ma charakter znamienny i wyjątkowy: najbliższa rodzina premier Szydło odmawia sprawozdań finansowych odpowiednim służbom przy wielomilionowych obrotach. Jest to zatem zarzut bardzo poważny, bo to podejrzenie o korupcję i zwykłe, choć skalą niezwykłe złodziejstwo. Działalność małżonka pani premier powinna być wyjaśniona przez organa ścigania i wymiar sprawiedliwości. Wiarygodność pani Beaty staje pod znakiem zapytania – jeśli zarzuty wobec pana Edwarda potwierdziłyby się, należy przypuszczać, że premier rządu może ulegać rozmaitym naciskom, szantażom ze strony osób, które o tych biznesach rodzinnych wiedzą. Można też domniemywać współuczestnictwa, matactwa lub innych karygodnych ruchów ze strony przewodniczącej rady ministrów. Pani Beata ma twardy zatem orzech do zgryzienia: musi jak najszybciej oczyścić się z wszelkich zarzutów, a jeśli to niemożliwe – oddać się do dyspozycji swojego szefa, Kaczyńskiego.