Kupą waszmościowie!
Czasem zastanawiam się nad tym, ile jeszcze musi napsuć dobra zmiana, aby zwróciła na siebie uwagę tych wszystkich, którym wszystko jedno? Potencjalnie im więcej szkód pojawi się w obliczu naszego społeczeństwa obywatelskiego, tym szybciej powinno to nastąpić. Nie jest to oczywiście optymistyczny scenariusz, ale zgodnie z pewnym szyderczym powiedzeniem, lepsze już było. Obyśmy z odkręcaniem tego wszystkiego nie musieli trudzić się latami.
Zbigniew Wolski
Początki są obiecujące, wielkie manifestacje KOD-u potrafią zgromadzić rzesze ludzi, którzy spontanicznie wyrażają swoje niezadowolenie z poczynań rządu i większości parlamentarnej. Bez partyjnej nadbudowy i wielkich funduszy jest to możliwe do zrobienia i dzieje się stale. Niestety, odnoszę wrażenie, że znaczna część obywateli nie interesuje się tym, co dzieje się w kraju. Do nich należy zwrócić się w pierwszej kolejności. Z prostego założenia wynika, że łatwiej przekonać osobę pozostającą na uboczu, niż stałego uczestnika obchodów miesięcznic. Temperatura politycznych sporów w mediach nie wynika wyłącznie z szerokiego zainteresowania społecznego. Bardziej jest to dyscyplina dla specjalistów w tej dziedzinie, którzy potrafią się poruszać po coraz bardziej grząskim terenie. Poza tym gronem mamy bodaj połowę społeczeństwa, jak wynika z frekwencji wyborczej, któremu się nic nie chce. Jeszcze bezpośrednio nie zetknęli się z miażdżącą siłą zmian, więc uważają, że wszystko jest jak dawniej.
Jeśli przyjrzymy się dynamice zmian w swobodach obywatelskich, to wynika z nich, że konfrontacja jest blisko. Pierwszym celem będą młodzi ludzie, którym już dawno przyklejono łatkę maniaków internetowych. Prawdopodobnie zauważą, że zniknęły jakieś portale, które lubili czasem odwiedzać, w dodatku ci naprawdę spostrzegawczy odniosą wrażenie, że przeglądarka już nie wyszukuje tak jak kiedyś. Zaraz potem kopniaka otrzymamy wszyscy, ponieważ budżet nie zniesie dziesiątków miliardów złotych deficytu i zabawa się skończy. Zaczną się nerwowe chwile i nie wiem, kto będzie w stanie gładko wyjaśnić powody odejścia od filarów programowych z ostatniej kampanii parlamentarnej. To jeszcze nie koniec niespodzianek, jeśli będzie już naprawdę nieprzyjemnie, wówczas przyjdzie czas na gwóźdź programu, czyli zmianę konstytucji. Jeśli psuć to oczywiście wszystko i do końca.
Dość dobrze idzie PiS-owi miażdżenie demokracji, ponieważ robi to używając metod niedemokratycznych. Prawdziwa trudność będzie polegać na wyprostowaniu prowizorki na ogólnie przyjętych w Europie zasadach. Demokracja ma tę wadę i zaletę, że czasem może okazać się, nazwijmy to, mniej wydajna w produkcji ustawodawstwa, niż dyktatura. Dobrze byłoby oczywiście zatrzymać walec zmian zanim przejedzie po nas, ale walec ten dzisiaj raczej nabiera impetu, niż hamuje. Do kolejnych wyborów pozostały trzy lata. Obecnie po jednym roku mamy obezwładniony TK i to napawa obawami. PiS będzie chciał iść jeszcze bardziej na skróty i dobrze przygotowuje się do tego. Pomysł na nową konstytucję może szybko pojawić się w mediach i nim zdążymy się zorientować, o co chodzi, będziemy mieli nową ustawę zasadniczą.
Przed ludźmi, którzy nie chcą być uszczęśliwiani na siłę, jawi się konieczność organizowania się, aby na poziomie lokalnym reprezentować wartości demokratyczne. To dobry pomysł, dlatego, że włączenie się w życie polityczne jako kolejna partia nie zainteresuje tej połowy społeczeństwa, o której wspominałem. Do polityków mamy stosunek ambiwalentny, nienawidzimy ich i jednocześnie są naszymi idolami. Dużo lepszy kontakt można mieć z kimś, kogo spotykamy na ulicy, a może nawet jest nam znany osobiście.
Niestety, czas działa na naszą niekorzyść, więc należy się spieszyć z budową struktur lokalnych KOD-u. Nie zapominajmy, dlaczego powstał komitet, przed nim nadal podstawowe zadanie zatrzymania demolowania podstaw państwa prawa. Najważniejszym celem jest zbudowanie jak największej struktury, która jednocześnie będzie aktywna w działaniach, takich jak obecnie ma to miejsce. Nic nie denerwuje PiS-u i jego telewizji publicznej bardziej, niż kolejna wielka demonstracją, którą trzeba później przekłamać w głównym wydaniu „Wiadomości”. Słodkie przeświadczenie rządu o tym, że pewna pikieta w centrum miasta kiedyś zniknie, jest myśleniem życzeniowym. Na razie próbują nie patrzeć w tamtym kierunku, sądząc, że to wystarczy.