Etyka po nowemu
Rządy Prawa i Sprawiedliwości nie tylko niszczą w Polsce demokrację, depczą praworządność i demolują stan finansów państwa. Najgorsze, że wprowadzają etykę swoich czasów, która polega na głębokiej i fundamentalnej demoralizacji społeczeństwa. I z tego tak szybko się nie pozbieramy.
Przemysław Wiszniewski
Motto:
„Wszyscy populiści i wszystkie populistyczne ruchy w historii stosowały tę metodę w momencie przejmowania władzy i tworzenia autorytarnego ustroju. Kiedy naziści niszczyli ład prawny Republiki Weimarskiej, „oddolne” ataki obywateli na żydowskie sklepy o wiele lat poprzedziły wprowadzenie Ustaw Norymberskich.”
Cezary Michalski
Ryba psuje się od głowy, gdy więc rządzący kłamią w żywe oczy i oszukują obywateli, ci czują się zwolnieni z obowiązku życia zgodnego ze standardami moralnymi. Hulaj dusza, piekła nie ma! Czuje się przyzwolenie władzy na wszechogarniającą wrogość i jeden wielki przekręt w życiu publicznym. Na razie społeczeństwo jest oswajane i przyzwyczajane do kłamstwa. Trening odbywa się na samych zainteresowanych – oszukiwani są wyborcy. Nikt nie lubi być oszukiwany i nikt nie chce paść ofiarą oszustwa. Oszustwo bowiem przynosi stratę nie tylko materialną, ale też emocjonalną oraz etyczną. Ofiara oszustwa czyni sobie wyrzuty, że okazała się nadmiernie naiwna i nieprzewidująca. Gdy uświadamiamy sobie, że zostaliśmy oszukani, zdajemy sobie również sprawę z własnej głupoty. Myślimy: gdybym był mądry albo sprytny, uniknąłbym oszustwa. W ten sposób poczucie krzywdy zamieniamy na poczucie winy.
Jedną ze strategii radzenia sobie z tym niekomfortowym stanem ducha jest tzw. obronność percepcyjna, która polega na tym, że nie przyjmujemy do wiadomości faktu, że oto zostaliśmy oszukani. Pomaga w tym dysonans poznawczy, który utrudnia nam zdanie sobie sprawy z przykrej sytuacji, w której się właśnie znaleźliśmy. Oszukany szuka desperacko profitów, które jakoby posiadł w kontakcie z oszustem. Wmawia sobie na przykład, że oszust odniósł korzyść nie dlatego, że mu się udało wystrychnąć na dudka swoją ofiarę, ale dlatego, że ofiara wspaniałomyślnie mu na to pozwoliła. Ot, taki kaprys. Albo dewaluuje wartość poniesionej szkody.
O pisowskich oszustwach od tygodni donosi Oko.press (Ośrodek Kontroli Obywatelskiej) – portal ujawniający masowe kłamstwa obecnej władzy. „Czekając na realizację obietnic wyborczych, elektorat przymyka oczy i licząc przyszłe zyski, idzie za partią, choćby musiał puszczać mimo uszu kolejne głupstwa i kłamstwa. W końcu jednak polityczna karta się odwróci, bo wyborcy zaczną traktować partię Jarosława Kaczyńskiego jak każdą inną partię władzy. Znajdą się wtedy w sytuacji biblijnego Hioba – aby popierać swoją partię, będą musieli iść nie tylko za wiarą, ale również wbrew elementarnemu rozsądkowi” – wieszczy Stanisław Skarżyński, wicenaczelny Oko.press.
Zdarzają się też kłamstwa pospolite. Oto złoty medalista, niejaki Misiewicz, faworyt pana Macierewicza, stwierdził kategorycznie, że minister Siemoniak nigdy nie odwiedził polskich żołnierzy w Afganistanie. Oczywiście, że odwiedzał, była tam cztery razy – wytknęło mu Oko.press. Misiewicz się zmitygował: „Źle to sformułowałem i za to przepraszam”. No, nieprawda, że źle to sformułowałeś, chłopie, tylko po prostu skłamałeś. Prawdopodobnie intencjonalnie, bo trudno przypuszczać, żeby rzecznik MON miał trudności z uzyskaniem wiedzy na temat aktywności poprzedniego ministra, zwłaszcza tak spektakularnej, jak zagraniczne wizyty. Oszukiwanie bywa nałogiem.
Dariusz Rosati dowodzi, że sukces wyborczy PiS zawdzięcza trzem zasadniczym kłamstwom: że w Smoleńsku był zamach, że Polska jest w ruinie po rządach PO, i że spełnione zostaną liczne obietnice wyborcze: „Źródłem sukcesu wyborczego PiS była więc wielka, oszukańcza manipulacja. Pociechą niech będzie to, że kłamstwo ma krótkie nogi, a rządy ufundowane na kłamstwie muszą upaść. Ale za skutki nieodpowiedzialnej polityki PiS zapłacimy wszyscy, a najbardziej młode pokolenie Polaków, którzy dziś cieszą się perspektywą 500 zł na dziecko.”
Nieuchronnie bowiem, wbrew opisanym przeze mnie psychologicznym mechanizmom, człowiek oszukany musi się skonfrontować ze skrzeczącą rzeczywistością: żadna z obietnic wyborczych, poza 500+, nie została spełniona…
Aby nie być gołosłownym, weźmy pierwszy lepszy przykład: „Jeszcze w zeszłym roku PiS zapowiadało obniżkę VAT na ubranka dziecięce z 23 proc. do 0 proc. I to nawet od 2017 roku. Teraz resort finansów twierdzi, że obniżka – o ile wejdzie w życie – to najwcześniej od 2019 roku, czyli przed kolejnymi wyborami!” – donosi prasa.
Jednak dowodzenie, że obietnice wyborcze to jedna wielka lipa, i że program wyborczy PiS był jednym wielkim oszustwem, to ocieranie się o banał. Tu nie leży sedno problemu. Faktycznie jest nim wielki projekt demoralizacyjny. Rząd oszukał nie tyle dlatego, że chciał zdobyć władzę, ile dlatego, że chciał dać dobry przykład obywatelom. Zamiarem władzy jest całkowita demoralizacja społeczeństwa. „Władza tak silna, jaką ma PiS, demoralizuje podwójnie”. „Jarosław Kaczyński demoralizuje ludzi i wykorzystuje złe instynkty”. „Minister Mariusz Błaszczak demoluje państwo prawa i demoralizuje policję”.
„Jeśli PiS okaże się wystarczająco silne, ośmielanie obywateli, żeby „brali sprawy w swoje ręce” będzie etapem pośrednim do zniszczenia wszystkich instytucji niekontrolowanych przez nową władzę” – przewiduje Cezary Michalski.
I dalej: „Konkretne interwencje kluczowych ministrów rządu Beaty Szydło mają ośmielać akty „obywatelskiego nieposłuszeństwa” skierowane zarówno przeciwko obowiązującemu prawu, jak też przeciwko policji, kiedy jej funkcjonariusze próbują prawo egzekwować”. Władza pisowska wprowadza w kraju anarchię, znaczoną pogardą i dla porządku prawnego i dla elementarnej przyzwoitości; jak gdyby wołała do obywateli: „Kłamcie, oszukujcie, kradnijcie, niszczcie, mordujcie, gwałćcie – nic wam za to nie grozi! Ustanawiamy festyn niegodziwości i nieprzyzwoitości! Ogłaszamy amnestię dla złoczyńców i szalbierców, dla kanalii i podleców! Oddajemy świat w wasze ręce w nadziei, że go obrócicie w perzynę!”
Cóż, każdemu się zdarza być oszukanym, daliśmy się oszukać. Drugi raz zapewne nie damy, nauczeni tym fatalnym doświadczeniem. Ale nie wolno dać się nam zdeprawować! Tej pokusie jako społeczeństwo ulec nie możemy! Wszyscy oburzyli się na słowa Mateusza Kijowskiego, który stwierdził ostatnio, że zdarzają się wypadki porzucania pracy w związku z otrzymywaniem zasiłku 500+: „Jeżeli ludzie są wypychani z pracy na życie z zasiłków, to nie jest to dobre społecznie. Uważam, że człowiek, który pracuje, jest bardziej aktywny społecznie niż taki, który nie pracuje” – podsumował lider KOD. W istocie taki zasiłek może – choć nie musi – demoralizować, ponieważ przy naszych płacach minimalnych staje się dochodem nieproporcjonalnym. Praca może przestać się opłacać, a pogarda dla pracy jest początkiem demoralizacji społecznej.
Ale problem jest jeszcze poważniejszy i polega na cwaniactwie, jakie umożliwia ten zasiłkowy program:
„Na czym polega problem? Wyobraźmy sobie typową rodzinę Kowalskich 2+2 z dwojgiem pracujących rodziców. On zarabia 2004 zł, ona na część etatu 1200 zł. W sumie mają 3204 zł, czyli nie otrzymają 500 zł na pierwsze dziecko, bo dochód na osobę w rodzinie przekracza u nich 800 zł. Dostaną jednak pieniądze na drugie. Ich łączne dochody sięgną wtedy 3704 zł (1200 zł matki plus 2004 zł ojca plus 500 zł na drugie dziecko). Załóżmy, że rodzina zna się na systemie świadczeń socjalnych w Polsce. Wie o różnych kruczkach prawnych, wie ile, kiedy i w jakiej sytuacji może wyciągnąć od państwa. I teraz ta rodzina zaczyna kalkulować, czy matce dalej opłaca się pracować. Jeśli rzuci pracę, to rodzina otrzyma 500 zł już na pierwsze dziecko. Dochody w takim wypadku wyniosą 3004 zł (2004 zł plus 2 razy po 500 zł).” – pisał już w lutym portal Money.pl.
Doczekaliśmy się takiej Polski, w której opłaca się być cwaniakiem, oszukiwać, mieć prawo i etykę w pogardzie. I nie pracować. Taką moralność fundują nam rządy PiS-u. A gdy upadną, nie będzie łatwo przekonać ludzi, że jednak jakieś prawo i elementarna przyzwoitość obowiązują.