4 czerwca, czyli światy równoległe - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
10918
post-template-default,single,single-post,postid-10918,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

4 czerwca, czyli światy równoległe

AjAWas

Obserwując to, co wydarzyło się w sobotę 4 czerwca, w dwudziestą siódmą rocznicę wyborów 1989 roku i słuchając komentarzy na ten temat, odnosi się nieodparte wrażenie, że mamy do czynienia z dwoma równoległymi światami, które istniejąc w naszej czterowymiarowej rzeczywistości mają ze sobą bardzo mało wspólnego.
Logicznie rozumujący obserwator powiedziałby tak:
„Od zakończenia II wojny światowej narzucono Państwu Polskiemu niechciany ustrój. Naród Polski toczył wojnę z obcym reżimem o odzyskanie niepodległości i suwerenności w każdy możliwy sposób – czy to czynnie poprzez walkę zbrojną resztek oddziałów Polski Podziemnej, czy też poprzez protesty w latach 1956, 1968, 1970, 1976. Każde z tych zdarzeń oznaczało kolejną bitwę z obcą Narodowi Polskiemu władzą, niestety za każdym Naród Polski ponosił porażkę, choć wraz z upływem lat zauważyć było można, że władza słabnie, aż wreszcie odniesiono pierwsze wielkie zwycięstwo, jakim było powstanie Solidarności w wyniku strajków roku 1980. Potem znowu klęska, czyli 13 grudnia 1981 roku i stan wojenny.
Dla obserwujących rzeczywistość w tamtych latach wydawać się mogło, że szanse na zmianę losu są prawie żadne, lecz niespodziewanie nastąpiły takie wydarzenia w geopolitycznym otoczeniu, że pojawiła się znowu szansa na odniesienie kolejnego zwycięstwa. I tę szansę Naród Polski wykorzystał w pełni. Po strajkach w 1988 roku przeciwnik okazał się na tyle osłabiony, że nie odważył się na zastosowanie represji. Potem wygrana bitwa przy Okrągłym Stole. Przeciwnik cofnął się kilka kroków i oprócz relegalizacji Solidarności wywalczono częściowo wolne wybory.
Dzień wyborów, czyli 4 czerwca 1989 roku. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że są to wybory tylko w części wolne i dlatego nikt nie był pewien wyniku, nikt nie był w stanie przewidzieć, co nastąpi potem. Nie było mądrych. A potem szał, euforia i duma! Naród Polski wygrał tę bitwę spektakularnie. Wygrał tę bitwę bez łamania zasad. Wziął wszystko, co było można i nikt nie mógł zarzucić, że postępowano nie fair, gdy dodatkowo wygrano jeszcze jedną bitwę, bowiem została zmasakrowana tzw. Lista Krajowa i to nie poprzez nieuczciwe działania opozycji, ale przez jawny sprzeciw społeczny. Te gigantyczne zwycięstwo zapoczątkowało dalszy ciąg zdarzeń, które nastąpiły lawinowo, gdyż przeciwnik był w totalnym odwrocie. Kolejne wygrane bitwy: „Wasz prezydent, nasz Premier”, czyli pierwszy, niekomunistyczny rząd w bloku wschodnim, plan Balcerowicza i zmiana ustroju Polski, pierwsze wolne wybory prezydenckie w 1990 roku, pierwsze w pełni wolne wybory parlamentarne w 1991 roku, uchwalenie nowej konstytucji w 1997 roku, wejście do NATO w roku 1999, wejście do Unii Europejskiej w 2004 roku – to były kolejne, wygrane przez Naród Polski bitwy, i to bez wątpienia dzięki tej wygranej bitwie z 4 czerwca, która rozpoczęła pasmo zwycięstw. Wreszcie można było powiedzieć, że wygrano całą wojnę.
Tak powiedziałby logicznie rozumujący obserwator.
Nieodgadnionym wydaje się zatem stanowisko, jaki prezentują nami rządzący. Otóż według nich wybory z 4 czerwca 1989 roku są nieistotne, ponieważ były tylko w części wolnymi. Nic nie wniosły, nic nie nastąpiło i niektórzy w ogóle ich nie zauważyli. Minister Obrony Narodowej udaje głupka, mówiąc podczas konferencji prasowej, że nic nie wie o wyborach czerwcowych, pomimo że nigdy nie zostałby Ministrem Obrony Narodowej, gdyby nie zwycięstwo w wyborach z 4 czerwca 1989 roku. Prezes partii rządzącej czci rocznicę odsunięcia od władzy jednego z rządów, który jemu się akuratnie bardzo podobał, ostentacyjnie nie pamiętając, że dostał się do polskiego parlamentu w wyniku wyborów z 4 czerwca 1989 roku; minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nakazuje pracować administracji publicznej w rocznicę 4 czerwca, Pan Prezydent za to ucieka za granicę, aby gdzieś tam we Włoszech leżeć krzyżem i pytany przez dziennikarzy mówi nie o ważności daty 4 czerwca, lecz o błędach, które potem nastąpiły, przy czym oboje ignorują fakt, że objęli te stanowiska w konsekwencji wyników wyborów z 4 czerwca 1989 roku. Zbędne jest w tym miejscu przytaczanie wypowiedzi innych przedstawicieli aktualnych władz i ich popleczników. Zebrałby się dość duży zeszyt, który i tak nadawałby się do wrzucenia do pieca.
Co jest zatem na rzeczy, że wyłącznie członkowie i stronnicy jednej patii politycznej w tak ostentacyjny sposób lekceważą rocznicę wyborów 4 czerwca. Dlaczego wszyscy z nich, i nikt więcej, tej rocznicy nie dostrzegają i ją ostentacyjnie ignorują? Nie sposób do końca dociec, ale jeden wniosek zaczyna się zaskakująco wyraźnie rysować. Otóż nie bez kozery od wielu tygodni mówi się nie tylko podczas sejmowych wystąpień opozycji, ale także w komentarzach obserwatorów życia politycznego i nawet w rozmowach prywatnych, że nadchodzi PRL-bis. Coś jest „na rzeczy”. Podobna mowa, retoryka, argumentacja. Ten sam słowotok, przeplatany inwektywami, skierowany w stronę oponentów. Określenia, typu: „warchoły”, „pełzająca kontrrewolucja” nad wyraz są zbieżne z aktualnie używanymi określeniami „najgorszy sort”, bądź „rebelia”. Skąd zatem ten ładunek agresji i jakby nieukrywana rządza odwetu? Odpowiedź może być szokująca. „Czerwony” dalej żyje. „Czerwony” tak dostał w skórę w roku 1989, że do tej pory go to boli i uważa tę klęskę za uszczerbek na czerwonym honorze. „Czerwony” stracił władzę, a ponieważ nic nie mógł zrobić, więc skrył się, licząc, że weźmie wreszcie odwet. Dlatego też „czerwony” nie uznaje daty 4 czerwca 1989 roku.
Może wy, którzy nie uznajecie daty 4 czerwca 1989 roku za rocznicę godną uczczenia, powiecie głośno i wyraźnie, że żal wam okresu realnego socjalizmu, że tamte lata podobały wam się najbardziej, że uwielbiacie pełną kontrolę nad społeczeństwem. Niektórzy z was jawią się bowiem jako kopie sekretarzy PZPR ze słusznie minionego okresu i należy podejrzewać, że gdyby nie ten 4 czerwca 1989 roku, to wielu z was byłoby aktualnie sekretarzami i innymi ważnymi figurami w strukturach rządzącej PZPR. Jeżeli nawet nie chcecie powrotu lat minionych, to peerelowska mentalność wychodzi z was we wszelki możliwy sposób. Wy jesteście przesiąknięci duchem realnego socjalizmu, no może nie samej ideologii, ale na pewno wzorcami zachowań. Macie takie samo myślenie i takie samo podejście do rzeczywistości.
Można byłoby zakończyć w tym miejscu, ale jedno zachowanie zasługuje na szczególny komentarz, gdyż powinno oburzyć każdego uczciwego Polaka. Chodzi o zachowanie Pana Prezydenta, które wymaga ze wszech miar potępienia. Dlaczego Pan uciekł z kraju 4 czerwca? Obiecywał Pan, że kim Pan będzie, Panie Prezydencie? Prezydentem wszystkich Polaków? I co teraz Pański Urząd sobą reprezentuje? Przybudówkę do koszyka kota Prezesa? Czemu opowiadał Pan o bliżej niesprecyzowanych błędach po 4 czerwca 1989 roku, zamiast odpowiedzieć uczciwie na pytania dziennikarzy i zająć obiektywne stanowisko na temat tych wyborów? Czy te kilkaset tysięcy, jeżeli nie więcej, obywateli Polski, obchodzących rocznicę 4 czerwca 1989 roku, to nie jest część SUWERENA, o którym Pan bez przerwy wspomina? Panie Prezydencie, delikatnie mówiąc zbłaźnił się Pan. Prawdopodobnie mało kto, nawet wśród oponentów, spodziewał się po Panu takiej małostkowości. Po prostu wstyd było patrzeć. A Panu nie było wstyd tak mówić?
Można fakty, wydarzenia i opinie przytaczać bez końca, ale każde z nas powinno zastanowić się nad tym, do czego dążymy, co nas otacza, czemu mamy wierzyć, a czemu nie. Czas włączyć myślenie Drodzy Rodacy i zdecydować, do którego „świata równoległego” należymy. Bezstronnej podpowiedzi nie należy oczekiwać. Każde z nas musi zdecydować samo.